nie ma sposobu, by je zatrzymac dla dokonania precyzyjnych pomiarow! Teraz jednak, po raz pierwszy w historii, proponowana do realizacji koncepcja wiezy orbitalnej daje nam szanse umieszczenia w gorze nieruchomego zestawu czujnikow do obserwacji jonosfery. Mozliwe tez, ze sama wieza zmieni wlasciwosci jonosfery, chociaz z pewnoscia nie doprowadzi do prorokowanego przez doktora Bickerstaffa krotkiego spiecia!
Czemu jednak mamy poswiecac tyle wysilku na badanie tego obszaru, skoro nie jest on juz istotny z punktu widzenia telekomunikacji? Stwierdzic trzeba, ze jonosfera jest czyms wiecej niz tylko osobliwoscia, ciekawostka naukowa czy obiektem do podziwiania, jak w przypadku zorzy polarnej. Jej zachowanie pozostaje scisle zwiazane z fazami aktywnosci Slonca, a nasza dzienna gwiazda wciaz i niezmiennie jest wladczynia naszego losu. Wiemy juz, ze nasze Sionce nie przypomina stabilnej, dobrze wychowanej gwiazdy, jak wierzyli w to nasi przodkowie. Podlega krotkotrwalym i dlugotrwalym fluktuacjom i cyklom aktywnosci. W chwili obecnej wychodzi wciaz z tak zwanego „
Najbardziej smiale sposrod spekulacji sugeruja, ze Slonce wchodzi obecnie w okres niestabilnosci, skutkiem ktorej na Ziemi moze dojsc do nowej epoki lodowcowej, przy czym zmarzlina obejmie teren wiekszy, niz kiedykolwiek dotad. Jesli tak bedzie, to potrzebujemy kazdego skrawka informacji, by nalezycie przygotowac sie na tak ciezki czas. Nawet sto lat to za male wyprzedzenie, jesli ostrzezenie ma byc skuteczne.
Jonosfera byla pomocna w naszej ewolucji, umozliwila rewolucje telekomunikacyjna i wciaz okresla nasza przyszlosc. Oto czemu nadal musimy badac ten rozlegly, niespokojny obszar elektrycznych burz i slonecznych wiatrow, tajemnicze morze bezglosnych sztormow…
39. Zranione Slonce
Ostatnim razem, gdy Morgan widzial swego siostrzenca, ten byl ledwie dzieckiem. Teraz Dev byl juz poczatkujacym nastolatkiem. Jesli ich spotkania nadal beda tak rzadkie, przy kolejnym pojawi sie jako dorosly mezczyzna.
Inzynier nie czul sie szczegolnie winny oslabieniu wiezow z rodzina; na calym swiecie przywiazywano do nich przez ostatnie dwa stulecia coraz mniejsza wage. Z siostra nie laczylo go praktycznie nic procz przypadkowego, genetycznego podobienstwa. Wprawdzie posylali sobie pozdrowienia i rozmawiali kilka razy do roku, pozostajac w zyczliwych stosunkach, ale Morgan nie potrafil powiedziec, kiedy wlasciwie ostatni raz sie spotkali.
Jednak gdy powital w koncu tego ciekawego swiata, inteligentnego chlopaka (ani troche nie speszonego, jak sie zdawalo, widokiem slawnego wujka), odczul cos na ksztalt slodko-gorzkiego smutku i zadumy. Sam nie mial syna, by przejal nazwisko rodowe; juz dawno temu wybral miedzy praca a zyciem, a takie wybory nie uznawaly kompromisow. Trzykrotnie, nie liczac epizodu z Ingrid, mogl odmienic swe zycie, ale zawsze przypadek lub ambicja odwodzily go od takiego zamiaru.
Od poczatku doskonale zdawal sobie sprawe z konsekwencji takiej a nie innej decyzji i w pelni je akceptowal. Zreszta, teraz bylo juz za pozno na prozne zale i udawanie pokrzywdzonego przez los. Kazdy glupiec potrafil zmieszac swoje geny z cudzymi i wiekszosc ludzi z powodzeniem robila to nadal. Jemu zas historia dala niepowtarzalna szanse, malo ktory czlowiek w dziejach gatunku dokonal az tyle. A przeciez Morgan wciaz pozostawal aktywny.
Przez ostatnie trzy godziny Dev zobaczyl wiecej ze stacji naziemnej, niz ktorykolwiek z oficjalnie odwiedzajacych teren budowy VIPow. Wszedl do wnetrza gory na poziomie ziemi przez niemal calkowicie ukonczony obszar stacji poludniowej. Zapoznal sie z szybka odprawa pasazerow i bagazu, centrum kontrolnym i hala operacyjna, gdzie kapsuly przybywajace na Ziemie szlakami zachodnim i wschodnim mialy byc przesuwane na wyciagi polnocny i poludniowy, sluzace ruchowi do gory. Podziwial pieciokilometrowy szyb, niczym gigantyczne dzialo wycelowane w gwiazdy (jak nazwali go liczni odwiedzajacy juz to miejsce reporterzy), majacy sluzyc rozpedzaniu i wyhamowywaniu kapsul. Chlopak zadawal przy tym tyle pytan, ze jego trzej przewodnicy poczuli sie w koncu solidnie wyczerpani i z ulga przekazali goscia wujowi.
— Juz jestesmy, Van — powiedzial Warren Kingsley, gdy superszybka winda wjechali ostatecznie na splantowany wierzcholek gory. — Jeszcze troche, a zycie mi przez niego zbrzydnie. Przejmij pocieche, poki pora.
— Nie wiedzialem, ze tak bardzo interesujesz sie inzynieria, Dev. Chlopak spojrzal nan ze zdumieniem i lekkim wyrzutem.
— A nie pamietasz, wujku, tego meccamaxa, numer 12, ktorego dales mi na dziesiate urodziny?
— Jasne, jasne. Zartowalem. — Tak naprawde nie zapomnial o podarowaniu tamtego zestawu konstrukcyjnego, po prostu rzecz chwilowo wyleciala mu z pamieci. — Nie jest ci zimno? — W odroznieniu od porzadnie otulonych doroslych, chlopak mial na sobie jedynie lekki plaszcz z termostatem.
— Nie, w porzadku. Co to za odrzutowiec? Kiedy zamierzasz otworzyc szyb? Moge dotknac tasmy?
— Sam widzisz — zachichotal Kingsley.
— Odpowiadam na pytanie pierwsze: to osobista maszyna szejka Abdullaha, jego syn, Feisal, przybyl nas odwiedzic. Po drugie, z usunieciem pokrywy zaslepiajacej szyb poczekamy, az wieza siegnie gory i wniknie do srodka, na razie potrzebujemy platformy roboczej i ochrony przed deszczem. Po trzecie, jak chcesz, to mozesz dotknac tasmy… ale nie biegnij! Na tej wysokosci to wielce niewskazane!
— W wieku dwunastu lat nie trzeba sie tym tak przejmowac! — zawolal Kingsley do nagle zwalniajacego kroku chlopca. Nie spieszac sie, obaj dolaczyli do miejsca zakotwiczenia wschodniej sciany wiezy.
Jak tysiace ludzi przed nim, chlopak wpatrywal sie w jasnoszara tasme wylaniajaca sie pionowo z ziemi i biegnaca ku niebu. Podnosil glowe coraz bardziej, az wyzej juz nie mogl. Morgan i Kingsley nie poszli w jego slady, chociaz nawet po tylu latach pokusa wciaz byla silna. Powstrzymali sie tez przed ostrzeganiem Deva, chociaz wielu widzow tak sie zapamietywalo w obserwacji tasmy, az tracili rownowage i lecieli na plecy. Potem nie byli zwykle w stanie pozbierac sie i odejsc bez pomocy.
Chlopak byl widac odporny na podobne sensacje, bowiem przez prawie minute wpatrywal sie w zenit, jakby mial nadzieje dojrzec te tysiace ludzi i miliony ton budulca zawieszone tuz ponad blekitem nieba. Potem skrzywil sie, zamknal oczy, potrzasnal glowa i spojrzal na wlasne stopy, jakby chcial sie upewnic, ze wciaz stoi na Ziemi.
Ostroznie wyciagnal reke i musnal waska wstege laczaca planete z nowym ksiezycem.
— A co by sie stalo, gdyby pekla?
To bylo pytanie z broda. Odpowiedz zaskakiwala wiekszosc ludzi.
— Prawie nic. W tej chwili nie jest praktycznie wcale obciazona ani napieta. Gdybys ja przecial, zwislaby tylko, lopoczac na wietrze.
Kingsley skrzywil sie z niechecia. Obaj wiedzieli, rzecz jasna, ze to znaczne uproszczenie. W tej chwili kazda z czterech tasm napinala sie z sila okolo stu ton, ale w porownaniu z docelowym obciazeniem (to znaczy obciazeniem po dokonczeniu wiezy i jej uruchomieniu) bylo to faktycznie prawie nic. Niemniej nie mialo sensu mieszac chlopcu w glowie tyloma szczegolami.
Dev przemyslal to sobie, a potem skubnal tasme, jakby mial nadzieje wydobyc z niej dzwiek. Uslyszal jednak tylko gluche „klik”, ktore nie wzbudzilo rezonansu.
— Gdybys potraktowal ja mlotem kowalskim — powiedzial Morgan — i wrocil posluchac za godzine, to uslyszalbys echo wracajace od stacji srodkowej. — Ale juz nie teraz — dodal Kingsley. — Zbyt duze tlumienie na szlaku.
— Nie czepiaj sie, Warren. Teraz chodzmy zobaczyc cos naprawde interesujacego.
Przeszli na srodek metalowego dysku, ktory wienczyl gore i niby pokrywa na rondelku zaslepial wylot szybu. Tutaj, w rownej odleglosci od wszystkich czterech tasm, wznosila sie mala klatka geodezyjna wygladajaca na jeszcze wieksza prowizorke niz metalowe podloze. Kryla teleskop osobliwego projektu, bo skierowany pionowo w gore i wyraznie niezdolny do przyjecia jakiegokolwiek innego polozenia.