5. Przez teleskop
— To moj sekretny nalog — mawial Rajasinghe z niejakim rozbawieniem, ale i z zalem. Cale lata minely juz od chwili, gdy po raz ostatni wspial sie na szczyt Yakkagali. Wprawdzie mogl w kazdej chwili zazyczyc sobie transportu powietrznego do dowolnego zakatka swiata, to jednak w tym przypadku nic nie moglo zastapic jego wlasnych nog. Tylko zwykla wspinaczka dawala szanse ujrzenia wielu istotnych detali architektonicznych, a nie mozna bylo liczyc na zrozumienie idei Kalidasy, o ile nie przemierzylo sie jego szlaku z Ogrodow Rozkoszy do podniebnego palacu.
Niejaka rekompensata dla coraz starszego pana byla mozliwosc korzystania ze zdobytego juz wiele lat temu zmodernizowanego, dwudziestocentymetrowego teleskopu. Pozwalal on przesledzic cala sciezke biegnaca przez zachodni stok skaly, tylekroc w dawnych dniach przemierzana az do wierzcholka. Spogladajac w lornete wyobrazal sobie, ze unosi sie w powietrzu, granitowa sciane majac na wyciagniecie reki.
Poznym popoludniem, gdy promienie slonca zagladaly pod skalne nawisy, Rajasinghe zerkal czasem na freski, by zlozyc wyrazy uszanowania damom dworu. Chociaz uwielbial je wszystkie, to kilka umilowal szczegolnie; niekiedy przemawial do nich uzywajac najbardziej archaicznych sposrod znanych mu form miejscowego jezyka, wszakze dobrze wiedzial, ze najdalsza dostepna jego doswiadczeniu przeszlosc Taprobane lezala daleko w ich przyszlosci. Bawila go tez obserwacja zywych ludzi i poznawanie ich reakcji na widok skaly, kiedy fotografowali sie na wierzcholku lub podziwiali freski. Nie mieli wowczas najbledszego pojecia, ze towarzyszy im ktos niewidoczny i pelen zazdrosci, ktos bez wysilku i cicho jak duch przemieszczajacy sie tuz obok, zdolny dojrzec dowolny grymas twarzy i kazdy szczegol stroju. Gdyby Rajasinghe potrafil czytac z ruchow warg, moglby z pomoca tego teleskopu podsluchiwac nawet rozmowy turystow.
Jesli byla to jakas postac podgladactwa, to niegrozna, niewiele bylo tez w tym „nalogu” tajemnicy, gdyz gospodarz z przyjemnoscia udostepnial teleskop wszystkim gosciom. Przydawal sie tez i do innych celow. Kilkakrotnie juz Rajasinghe alarmowal straznikow, dojrzawszy nadgorliwych lowcow pamiatek, i niejeden zaskoczony turysta musial tlumaczyc sie z proby wyrycia swoich inicjalow na skalnej scianie.
Rajasinghe rzadko siegal po teleskop z rana, bowiem slonce swiecilo wowczas z drugiej strony skaly i zachodni stok Yakkagali byl ledwo widoczny w polmroku. Jak siegal pamiecia, nigdy nie zdarzylo mu sie podjac obserwacji wczesnym switem, kiedy to wolal zwykle kultywowac lokalny zwyczaj polegajacy na saczeniu podawanej do lozka herbaty (zaszczepiony trzysta lat temu przez europejskich plantatorow). Tego dnia jednak, spojrzawszy w panoramiczne okno, zdumial sie niepomiernie, dostrzegajac na tle nieba drobna postac wedrujaca po grani. Turysci nigdy nie wspinali sie tak wysoko o tak wczesnej porze, a straznicy mieli uruchomic dowozaca do freskow winde dopiero za godzine. Co to za ranny ptaszek?
Leniwie zwlokl sie z lozka, wlozyl pastelowy, batystowy sarong i boso wyszedl na werande, gdzie stal betonowy slupek dzwigaj acy teleskop. Odnotowujac w myslach (po raz pietnasty chyba), ze trzeba tu sprawic nowy pokrowiec, skierowal instrument na skale.
— Moglem sie domyslic — mruknal pod nosem wyraznie usatysfakcjonowany, przelaczywszy teleskop na maksymalne powiekszenie. Zatem nocny pokaz zrobil nalezyte wrazenie na Morganie i inzynier korzystal teraz z wolnej chwili, by samemu wybadac, w jaki to sposob architekci Kalidasy wywiazali sie z narzuconego im zadania.
Nagle Rajasinghe dostrzegl cos niepokojacego. Morgan krazyl tuz przy samej krawedzi platformy na wierzcholku, ledwie o centymetry od przepasci. Malo ktory turysta ryzykowal taki spacer, z rzadka ktos znajdowal w sobie dosc odwagi, by zasiasc na Tronie Slonia, z nogami dyndajacymi nad otchlania. Inzynier wszakze juz przykleknal przy siedzisku, jedna reka obejmujac rzezbiony kamien, i pochylal sie nad pustka, chcac obejrzec skalna sciane ponizej. Rajasinghe, ktory nigdy nie zdolal przywyknac do wysokosci Yakkagali, poczul sie dziwnie nieswojo i o malo nie odwrocil spojrzenia.
Po paru minutach obserwacji uznal, ze widocznie Morgan nalezy do tych nielicznych ludzi, na ktorych zadne wysokosci nie robia najmniejszego wrazenia. Z pamieci wyplynelo cos jeszcze (pamiec Rajasinghe wciaz mial doskonala, tylko czasem lubila platac mu brzydkie figle). Zdaje sie, ze byl kiedys pewien Francuz, ktory nie tylko przeszedl po linie nad wodospadami Niagary, ale jeszcze przystanal po drodze, by przyrzadzic sobie jakas ciepla przekaske na turystycznej kuchence… Gdyby nie nakrecony wowczas film i zgodne relacje swiadkow, Rajasinghe nigdy by w taki wyczyn nie uwierzyl.
I jeszcze cos… Cos zwiazanego z samym Morganem. Ale co? Morgan… Morgan… jeszcze tydzien temu Rajasinghe nie kojarzyl blizej tej postaci…
A tak, wlasnie. Przez jeden dzien bylo o tym glosno w dziennikach. To wtedy po raz pierwszy uslyszal o Morganie.
Glowny projektant Mostu Gibraltarskiego zaproponowal wowczas cos naprawde nowego. Dowodzil, ze skoro wszystkie pojazdy i tak beda prowadzone po jezdni komputerowo, to budowanie barierek jest bezcelowe, a ta jedna oszczednosc pozwoli odchudzic konstrukcje o tysiace ton. Oczywiscie wszyscy uznali ten pomysl za wrecz upiorny, bo co by sie stalo, gdyby zdalne sterowanie w pewnej chwili zawiodlo? Pojazd przetoczy sie gladko przez krawedz i… Projektant mial juz gotowa odpowiedz, wlasciwie szereg gotowych odpowiedzi, mial ich az za wiele.
Gdyby sterowanie zawiodlo, to jak wszyscy wiedza, automatycznie wlacza sie hamulce i pojazd zatrzyma sie na przestrzeni gora stu metrow. Tylko zewnetrzne pasma ruchu bylyby wowczas narazone na jakiekolwiek ryzyko. Jednak prawdopodobienstwo, aby zawiodly jednoczesnie i sterowniki, i sensory, i hamulce jest tak male, ze jeden taki wypadek moze zajsc raz na dwadziescia lat. Morgan nie poprzestal na tym, pozwalajac sobie jeszcze na zart, ktory zapewne nie byl przeznaczony do publikacji, jednak dotarl do nader wielu uszu, wzbudzajac zywe poruszenie. Inzynier stwierdzil mianowicie, ze gdyby juz doszlo do czegos podobnego, to moze lepiej, zeby taki zbuntowany samochod czym predzej spadl z jezdni, nie uszkadzajac wspanialego mostu, bowiem to ostatnie mocno by go, to znaczy Morgana, zmartwilo.
Nie trzeba chyba dodawac, ze po takim