prace.

Jej partner byl najlepszym w klanie tkaczem. Kobieta miala jednak racje — zbyt czesto tracil z tego powodu kontakt z rzeczywistoscia.

— Nie powinienem pozwolic jej odjechac — rzucil Arevin. — Dlaczego wczesniej tego nie rozumialem? Mialem chronic moja siostre i mi sie to nie udalo, a teraz ponioslem fiasko w innej sprawie. Ona powinna tu zostac. Zapewnilibysmy jej bezpieczenstwo.

— Z nami bylaby jak okaleczona.

— Mogla przeciez uzdrawiac…

— Moj drogi przyjacielu — rzekla kuzynka Arevina. — Nikogo nie mozna chronic absolutnie, jesli nie uczyni sie z niego niewolnika. Ty chyba nigdy tego nie rozumiales, poniewaz zawsze zbyt wiele od siebie wymagasz. Obarczasz sie wina za smierc siostry…

— Moglem ja ochronic…

— Ale w jaki sposob? Pamietaj o jej zyciu, a nie o smierci.

Byla odwazna, szczesliwa i rozbrykana, jak prawie kazdy dzieciak.

Gdybys zapewnil jej wieksza opieke, to tylko kosztem swobody i beztroski. A ona nie moglaby tak zyc, zreszta zmienilaby sie na pewno i sam bys juz jej nie kochal. Tak samo jest z uzdrowicielka.

Arevin przygladal sie spoczywajacemu na jego rekach dziecku. Wiedzial, ze kuzynka ma racje, ale ciagle nekaly go wyrzuty sumienia.

Poklepala go delikatnie po ramieniu.

— Sam znasz te kobiete najlepiej i sam mowisz, ze ona nie rozumiala naszych obaw. Powinnam to zrozumiec. Nie chce, by ukarano ja za nasze czyny, ale nie chce tez, by zle oceniano naszych ludzi. — Mowiac to, ta piekna kobieta bawila sie wiszacym na jej szyi metalowym kolkiem przyczepionym do skorzanego paska. — Masz racje. Ktos musi udac sie do osrodka uzdrowicieli. Moge to zrobic ja, bo przeciez to ja odpowiadam za dobre imie naszego klanu. Moze tam pojechac rowniez brat mojego partnera, poniewaz to on zabil weza. No i mozesz tam wybrac sie ty, gdyz to ty nazywasz te kobiete swoja przyjaciolka. O tym, kto tam pojedzie, powinien zadecydowac caly klan. W koncu kazdy z nas moze byc przywodca gromady i kazdy z nas mogl tego weza zabic. Ale tylko ty sie z nia zaprzyjazniles.

Popatrzyla na Arevina, ktory wiedzial, ze ze wzgledu na jej doswiadczenie jako przywodczyni klanu, jego kuzynka znala sposob myslenia innych czlonkow tej malej spolecznosci.

— Dziekuje ci — powiedzial.

— Straciles wielu ludzi, ktorych kochales. Nie moglam ci pomoc, gdy umarli twoi rodzice, i potem, kiedy zmarla twoja siostra.

Ale tym razem moge cos dla ciebie zrobic, choc oznacza to, ze od nas odejdziesz. — Przesunela dlonia po jego siwiejacych wlosach.

— Pamietaj, moj drogi, ze nie chcialabym rozstac sie z toba na zawsze.

Zeszla szybko na pustynna ziemie, pozostawiajac go z najmlodszym czlonkiem swojej rodziny. Zaufanie kuzynki dodalo Arevi-nowi otuchy; nie musial juz sie zastanawiac, czy proba dotarcia do Wezycy jest tym, co teraz powinien uczynic. Wiedzial juz na pewno, ze musi ja znalezc. Zreszta jego klan byl jej to winien. Arevin uwolnil reke z wilgotnego uscisku dziecka, przesunal nosidelko na plecy i zszedl z glazu.

Oaza na horyzoncie tak bardzo zielenila sie w szarym swietle poranka, ze na poczatku Wezyca wziela ja za fatamorgane. Nie potrafia jeszcze odroznic iluzji od rzeczywistosci. Przez cala noc przemierzala rozlewisko lawy, chciala bowiem miec je za soba przed wschodem slonca — zanim upal stanie sie nie do zniesienia. Czula pieczenie w oczach, a jej usta byly wysuszone i popekane.

Siwa klacz o imieniu Strzala uniosla leb, zastrzygla uszami i rozszerzyla nozdrza, czujac zapach upragnionej wody. Kiedy kon przeszedl w klus, Wezyca nie sciagnela cugli.

Otaczaly ja delikatne drzewka, ktorych pierzaste liscie ocieraly sie o jej ramiona. Powietrze bylo tu raczej chlodne, wypelnial je zapach dojrzewajacych owocow. Uzdrowicielka zsunela z twarzy chuste i odetchnela gleboko.

Zsiadla z konia i zaprowadzila go do ciemnej, przejrzystej sadzawki. Klacz wsadzila pysk do wody i zaczela pic. Nawet jej nozdrza znajdowaly sie teraz pod woda. Wezyca przyklekla w poblizu i nabrala wody w zlozone dlonie. Krople przelewaly sie miedzy jej palcami, spadajac na gladka tafle sadzawki. Kiedy zniknely wywolane w ten sposob drobne fale, Wezyca ujrzala w wodzie odbicie swojej pokrytej kurzem twarzy.

„Wygladam jak rozbojnik — pomyslala. — Albo jak klaun”.

Nie zaslugiwala jednak na tak radosny smiech; nalezal sie jej raczej usmiech pelen pogardy. Po brudnej twarzy poplynely lzy, ktore Wezyca dotknela dlonia, w dalszym ciagu patrzac na swoje wodne odbicie.

Chcialaby zapomniec o wydarzeniach ostatnich dni, ale wiedziala, ze juz nigdy sie od nich nie uwolni. Czula jeszcze delikatna skore Jesse i jej lagodny, niepewny dotyk. Ciagle tez slyszala jej glos i wciaz przezywala agonalne bole, ktorych w zaden sposob nie mogla zlagodzic. Nie chciala juz nigdy widziec ani doswiadczac takiego cierpienia.

Zanurzyla dlonie w zimnej wodzie i zmyla z twarzy kurz, pot i slady lez.

Poprowadzila Strzale wzdluz brzegu oazy, mijajac namioty i ciche obozowiska, w ktorych wedrowni mieszkancy pograzeni byli we snie. Kiedy doszla do obozu Grum, zatrzymala sie. Klapa namiotu byla zamknieta. Wezyca nie chciala budzic starszej kobiety i jej wnukow. Nieco dalej od brzegu znajdowala sie zagroda dla koni. Wiewior, jej prazkowany kucyk, drzemal na stojaco obok koni nalezacych do Grum. Na jego czarno-zlotej siersci widnialy efekty energicznego szczotkowania. Byl do tego tlusty i najwyrazniej zadowolony z zycia; no i nie utykal juz na nie podkuta noge. Wezyca postanowila, ze kucyk jeszcze przez jeden dzien zostanie u Grum. Nie chciala zaklocac tego poranka ani Wiewiorowi, ani opiekujacej sie nim kobiecie.

Strzala szla za Wezyca wzdluz brzegu, co jakis czas lekko uderzajac ja nosem w biodro. Wezyca podrapala klacz za uszami — tam, gdzie pot pod uzda juz wyschnal. Ludzie Arevina dali jej worek z sianem dla Wiewiora, ale kucyka karmila Grum, totez pasza powinna byc ciagle w obozie.

— Potrzeba nam obojgu jedzenia, czyszczenia i snu — powiedziala do klaczy.

Rozbila swoj oboz z dala od innych, za wystajaca skala, gdzie handlarze przebywali bardzo niechetnie. Wzgledy bezpieczenstwa nakazywaly, by wezy i ludzi odseparowac od siebie. Wezyca obeszla krawedz pochylej skaly.

Wszystko wygladalo inaczej. Zostawila swoje poslanie w stanie calkowitego bezladu, ale reszta jej dobytku byla spakowana. Teraz zas ktos pozwijal koce i ulozyl jeden na drugim, a obok rozmiescil zapasowe ubrania. Naczynia do gotowania staly na piasku w jednym rzadku. Wezyca zmarszczyla brwi i podeszla blizej. Uzdrowicieli traktowano z szacunkiem, a niekiedy nawet sie ich bano, zatem nie przyszlo jej do glowy, by poprosic Grum o dogladanie jej wlasnosci. Mysl, ze ktos moglby dotykac nalezacych do niej rzeczy, wydawala sie wrecz niewyobrazalna.

Po chwili zauwazyla, ze jej naczynia sa uszkodzone, talerze pogiete, kubek zgnieciony, a lyzka wykrecona. Puscila lejce klaczy i pospiesznie zaczela porzadkowac swoj dobytek. Zlozone koce byly pociete i porozrywane. Ze stosu ubran wziela swoja czysta koszule, ktora — jak sie okazalo — wcale nie byla czysta, bowiem ktos zdazyl zanurzyc ja w blocie. Byla to jej stara, miekka, nieco juz znoszona, ale ulubiona koszula. Teraz miala rozdarcie na plecach i postrzepione rekawy. Nie nadawala sie juz do niczego.

Tuz obok lezal worek na pasze, z ktorego jednak wyrzucono siano i wdeptano w piasek. Strzala tracala nosem lezace na ziemi zdzbla, a Wezyca przygladala sie tym wszystkim zniszczeniom. Nie wiedziala, po co ktokolwiek mialby demolowac jej obozowisko, a potem starannie ukladac zniszczone przedmioty. Nie wiedziala, dlaczego ktos mialby w ogole interesowac sie jej obozem, bo nie trzymala w nim przeciez wartosciowych przedmiotow. Pokrecila glowa. Widocznie ten ktos uwazal, ze Wezyca pobiera oplaty w postaci zlota i drogocennych kamieni. W koncu niektorych uzdrowicieli w ten sposob wynagradzano. Z drugiej jednak strony, na pustyni panowaly bardzo honorowe zasady i nawet ludzie, ktorych inni sie nie bali, mogli nie klopotac sie o los pozostawianych bez opieki przedmiotow.

Trzymajac w dloni zniszczona koszule, chodzila po resztkach swojego obozu. Czula wewnatrz siebie zmeczenie i pustke — nie miala sily myslec. Siodlo Wiewiora stalo oparte o skale. Uzdrowicielka podniosla je chyba tylko dlatego, ze wygladalo na zupelnie nie uszkodzone.

Od razu zauwazyla, ze boczne kieszenie zostaly rozdarte, choc przytrzymywaly je wylacznie sprzaczki.

W kieszeniach tych znajdowaly sie wszystkie mapy, notatki i dziennik nie zakonczonego jeszcze roku

Вы читаете Waz snu
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×