Arevin odniosl wrazenie, ze prawie wszyscy z obecnych w tym miejscu, a wlasciwie w calym miescie, byli albo bardzo mlodzi, albo w podeszlym juz wieku. „Mlodzi sie tutaj ucza — pomyslal — a starzy to ich nauczyciele. Wezyca i cala reszta wyjechali stad, zeby wykonywac swoj zawod”.

Weszli po schodach i znalezli sie na wylozonym dywanem korytarzu. Thad zapukal do drzwi. Czekali potem przez kilkanascie minut; chlopcu wydawalo sie to pewnie zupelnie normalne, nie okazywal bowiem oznak zniecierpliwienia. W koncu uslyszeli przyjemny, wysoki glos:

— Prosze.

Pokoj za drzwiami nie byl urzadzony tak surowo, jak laboratoria. Cale pomieszczenie wylozono drewniana boazeria, a z wysokich okien rozciagal sie widok na wiatraki. Arevin slyszal kiedys o ksiazkach, ale nigdy ich nie widzial. Tutaj zas na dwoch scianach staly regaly wypelnione wlasnie nimi. Stara uzdrowicielka siedziala w bujanym fotelu z ksiazka na kolanach.

— Thad? — powiedziala i skinela glowa. W tonie jej glosu zabrzmialo zarowno zaproszenie, jak i pytanie.

— Srebrzysta. — Chlopiec wskazal Arevina. — To jest przyjaciel Wezycy. Przebyl dluga droge, zeby z nami porozmawiac.

— Usiadzcie. — Kobieta mowila drzacym glosem, a jej rece trzesly sie nieznacznie. Byla bardzo stara, miala opuchniete i powykrecane stawy. Jej skora byla gladka, miekka i prawie przezroczysta. Na policzkach i czole widoczne byly glebokie bruzdy. Miala niebieskie oczy.

Arevin poszedl za przykladem Thada i usiadl na jednym z krzesel. Czul sie skrepowany, poniewaz najczesciej siedzial ze skrzyzowanymi nogami na ziemi.

— Co chcialbys nam powiedziec?

— Czy jestes przyjaciolka Wezycy? — zapytal Arevin. — Czy tylko jej nauczycielka?

Pomyslal, ze kobieta pewnie sie zasmieje, ale ona patrzyla na niego powaznym wzrokiem.

— Przyjaciolka.

— Srebrzysta nadala Wezycy jej imie — wyjasnil Thad. — Myslales, ze zaprowadze cie do kogos mniej waznego?

Mimo to Arevin zastanawial sie, czy powinien opowiedziec swoja historie tej milej staruszce, poniewaz pamietal wypowiedziane przez Wezyce slowa: „Moi nauczyciele rzadko nadaja imie, ktore nosze, i beda teraz rozczarowani”. Niewykluczone wiec, ze Srebrzysta tak bardzo sie rozczaruje, ze usunie Wezyce z grona tutejszych uzdrowicieli.

— Powiedz mi, co sie stalo — poprosila Srebrzysta. — Wezyca jest moja przyjaciolka. Kocham ja i nie musisz sie mnie obawiac.

Po raz drugi tego dnia Arevin zrelacjonowal minione wypadki, Przygladajac sie uwaznie twarzy swojej sedziwej sluchaczki. Wyraz jej twarzy ani razu sie nie zmienil. Po wszystkim, co sama przezyla, mogla lepiej zrozumiec slowa Arevina niz mlody Thad.

— Ach — powiedziala w koncu. — Wezyca przeprawila sie przez pustynie. — Potrzasnela glowa. — Moje dzielne i impulsywne dziecko.

— Srebrzysta — zwrocil sie do niej Thad. — Co mozemy teraz zrobic?

— Nie wiem, kochanie. — Westchnela. — Chcialabym, zeby Wezyca wrocila do domu.

— Male weze umieraja — zauwazyl Arevin. — A inne gina w roznych wypadkach. Co sie wtedy dzieje?

— One zyja bardzo dlugo — powiedzial Thad. — Niekiedy znacznie dluzej niz uzdrowiciele. I bardzo trudno je rozmnozyc.

— Z kazdym rokiem szkolimy coraz mniej uzdrowicieli, poniewaz mamy za malo wezy snu — rzekla Srebrzysta lagodnym glosem.

— Znakomite kwalifikacje Wezycy uprawniaja ja chyba do otrzymania kolejnego weza — zasugerowal Arevin.

— Nie mozemy dac tego, czego nie posiadamy — odparla Srebrzysta.

— Wezyca myslala, ze moze pojawily sie nowe weze.

— Tylko kilka zdolalo sie wykluc — odrzekla staruszka.

Thad odwrocil wzrok.

— Moze jeden z nas postanowi nie konczyc swojego szkolenia…

— Thad… — przerwala mu Srebrzysta. — I tak mamy ich za malo dla was wszystkich. Myslisz, ze Wezyca poprosi cie o zwrot weza, ktorego sama ci podarowala?

Thad wzruszyl ramionami. Unikal wzroku staruszki i Arevina.

— Nie bedzie musiala mnie prosic. Sam go jej dam.

— Nie mozemy podejmowac decyzji bez niej — rzekla Srebrzysta. — Niech Wezyca najpierw wroci do domu.

Arevin popatrzyl na swoje dlonie. Rozumial, ze nie ma latwego rozwiazania i trudno wyjasnic to, co sie wydarzylo. Ciezko bedzie wybaczyc Wezycy.

— Nie mozecie karac jej za postepek mojego klanu — oswiadczyl ponownie.

Srebrzysta pokrecila glowa.

— Tu nie chodzi o kare. Przeciez ona nie moze byc dalej uzdrowicielka, jesli nie ma weza snu. A my nie mozemy jej go dac.

Siedzieli przez kilka minut w milczeniu. Arevin zastanawial sie, czy Srebrzysta zasnela. Drgnal, kiedy staruszka przemowila do niego, nie odrywajac wzroku od widoku za oknem.

— Czy w dalszym ciagu bedziesz jej szukac?

— Tak — odparl bez wahania.

— Kiedy juz ja znajdziesz, powiedz, zeby wracala do domu.

Czlonkowie rady beda chcieli sie z nia spotkac.

Thad podniosl sie i Arevin zrozumial, ze poniosl porazke. Audiencja dobiegla konca.

Wyszli na zewnatrz, mijajac po drodze laboratoria z dziwnym sprzetem, dziwnymi zapachami i oswietleniem. Slonce juz zachodzilo, a dlugie cienie zbiegaly sie, tworzac jednolita ciemnosc.

— Gdzie mam jej szukac? — zapytal nagle Arevin.

— Co takiego?

— Przyjechalem tu, bo myslalem, ze Wezyca jedzie do domu.

A teraz nie mam pojecia, gdzie ona moze byc. Jest juz prawie zima i jesli zaczely sie burze…

— Wezyca jest madra i wie, ze nie wolno jej utknac zima w pustynnej burzy — odparl Thad. — Nie. Mysle, ze ktos potrzebowal pomocy i ona musiala zboczyc z drogi. Moze ten pacjent mieszka w Gorach Centralnych. Wezyca jest pewnie gdzies na poludniu, w Srodprzeleczy lub w Nowym Tybecie. Albo w Podgorzu.

— Dobrze — powiedzial Arevin, cieszac sie z istnienia tej mozliwosci. — Pojade na poludnie.

Zastanawial sie jednak, czy przez Thada nie przemawia pewnosc siebie typowa dla niedoswiadczonego chlopca.

Mlody uzdrowiciel otworzyl drzwi dlugiego, niskiego budynku. Do znajdujacych sie wewnatrz pokoi prowadzil centralnie polozony salon. Thad rzucil sie na duza kanape, Arevin zas, porzucajac obowiazujace tu maniery, usiadl na podlodze.

— Za chwile bedzie kolacja — rzekl Thad. — Pokoj sasiadujacy z moim jest pusty, mozesz tam wejsc.

— Chyba powinienem juz jechac — zauwazyl Arevin.

— Dzisiaj? Wyjazd w nocy bylby szalenstwem. Rano znalezlibysmy cie pod jakas skala. Zostan do jutra.

— Skoro tak uwazasz…

Arevin w istocie czul sie dosc senny. Wszedl za Thadem do wolnego pokoju.

— Przyniose twoje bagaze — poinformowal chlopiec. — A ty odpocznij. Wyraznie tego potrzebujesz.

Arevin usiadl powoli na lozku.

Wychodzacy Thad odwrocil sie jeszcze w drzwiach.

— Posluchaj… Chcialbym ci pomoc. Czy moge cos dla ciebie zrobic?

— Nie — odrzekl Arevin. — Dziekuje. Jest mi dobrze.

Thad wzruszyl ramionami.

— W porzadku.

Вы читаете Waz snu
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×