— Co?

— Daj mi przynajmniej koc dla Melissy, bo inaczej umrze z zimna.

— Nie umrze — powiedzial Polnocny — jesli zostawisz ja moim zwierzatkom.

Jego cien zniknal.

Wezyca jeszcze mocniej przytulila do siebie Melisse, wyczuwajac swoim cialem kazde z ciezkich uderzen jej dzieciecego serca. Chlod i zmeczenie nie pozwalaly jej juz myslec. Sen moglby pomoc, ale nie wolno jej bylo teraz zasypiac, szczegolnie ze wzgledu na Melisse i siebie sama. Tylko jedna mysl przedostala sie do swiadomosci: musi sprzeciwiac sie zadaniom Polnocnego. Miala pewnosc, ze spelnienie jego zyczen oznacza zgube zarowno dla niej, jak i dla jej corki.

Powolnymi ruchami, nie chcac zmarnowac wysilku wlozonego w neutralizacje bolu, Wezyca pocierala dlonmi rece Melissy, zeby przywrocic w nich krazenie i cieplo. Krew w miejscach, gdzie ja ukaszono, zdazyla juz wyschnac. Jeden z wezy owinal sie wokol jej kostki. Poruszala palcami i krecila stopa, liczac, ze gad zsunie sie z nogi. Miala tak bardzo zmarznieta stope, ze ledwie poczula, jak zeby wbijaja sie w jej srodstopie. Dalej pocierala rece Melissy. Chuchala na nie i calowala. Z jej oddechu powstawaly male obloczki pary. Robilo sie coraz ciemniej.

Wezyca spojrzala w gore. Fragment szarej kopuly, dostrzegalny w szczelinie otworu jamy, prawie zupelnie sie juz zaciemnil. Ogarnelo ja przytlaczajace uczucie smutku. Tak wlasnie bylo wtedy, gdy zmarla Jesse. Brakowalo wprawdzie gwiazd, lecz niebo tamtej nocy rowniez bylo czyste i czarne, otaczaly ja strome, skaliste sciany, a chlod stal sie rownie wyczerpujacy jak pustynne upaly. Wezyca jeszcze mocnej objela corke i pochylila sie nad nia, oslaniajac przed cieniem. Przez weza snu nie mogla wczesniej pomoc Jesse, a teraz z podobnego powodu nie mogla pomoc Melissie.

Weze snu skupily sie w jedna mase i przysunely sie do uzdrowicielki. Odglos ich lusek slizgajacych sie po wilgotniej skale rozlegal sie wokol niej jak ludzkie szepty… Wezyca nagle obudzila sie ze snu.

— Wezyco? — To glos Melissy okazal sie tym szeptem.

— Tu jestem.

Widziala tylko twarz swojej corki. Ostatnie promienie niklego swiatla padaly na jej krecone wlosy i grube, zesztywniale blizny. Dziewczynka patrzyla na matke nieobecnym wzrokiem.

— Snilo mi sie… — Urwala. — On mial racje! — krzyknela w naglym porywie zlosci. — Niech go cholera, on mial racje! — Zarzucila ramiona na szyje Wezycy, wtulajac w nia twarz. Jej glos byl teraz przytlumiony. — Zapomnialam. Przez moment nie pamietalam… Ale juz nie bede… nie bede…

— Melisso… — Zesztywniala, slyszac glos uzdrowicielki. — Nie wiem, co sie stanie. Polnocny mowil, ze cie nie skrzywdzi. — Melissa drzala. — Jezeli powiesz, ze sie do niego przylaczysz…

— Nie!

— Melisso…

— Nie! Nie zrobie tego! Wszystko mi jedno. — W jej wysokim glosie wyczuwalo sie ogromne napiecie. — To by bylo tak jak z Rasem…

— Melisso, kochanie… Masz teraz dokad isc. Przeciez omowilysmy to wczesniej. Moi ludzie powinni dowiedziec sie o tej kopule. Musisz sprobowac stad uciec.

Melissa tulila sie do niej, nic nie mowiac.

— Zostawilam Mgle i Piaska — odezwala sie w koncu. — Nie zrobilam tego, co mi kazalas, i teraz one umra z glodu.

Wezyca poglaskala corke po wlosach.

— Na razie nic im nie bedzie.

— Boje sie — wyszeptala dziewczynka. — Obiecalam, ze nie bede sie bac, ale sie boje. Wezyco, jesli powiem, ze sie do niego przylacze, a on powie, ze znowu zostane ukaszona, to nie wiem, co zrobie. Nie chce stracic kontroli nad soba… A wlasnie to mi sie przytrafilo i… — Wezyca po raz pierwszy zobaczyla, jak jej corka dotyka blizny wokol oka. — To zniknelo. Juz nie bolalo. Za jakis czas zrobie wszystko, zeby znowu nic tam nie czuc. — Melissa zamknela oczy.

Wezyca chwycila jednego z wezy i odrzucila go ruchem bardziej gwaltownym, niz wczesniej uznalaby za dopuszczalne.

— Wolalabys umrzec? — zapytala ostrym glosem.

— Nie wiem — odrzekla sennie dziewczynka. Jej ramiona zsunely sie z szyi uzdrowicielki i znowu zwisaly bezwladnie. — Nie wiem. Moze i tak.

— Melisso, przepraszam, wcale tak nie myslalam…

Dziewczynka jednak juz spala albo znowu stracila przytomnosc.

Wezyca trzymala ja tak dlugo, az zniknely ostatnie promienie swiatla. Slyszala odglos lusek wezy, sunacych po gladkiej, wilgotnej skale. Ponownie odniosla wrazenie, ze zblizaja sie do niej zbita fala, pelne agresji. Po raz pierwszy w zyciu bala sie wezy. Aby upewnic sie, ze jest inaczej, niz mysli, wyciagnela reke, chcac dotknac nagiej skaly. Trafila jednak na mase gladkich lusek pokrywajacych wijace sie ciala wezy. Cofnela sie, gdy konstelacja drobnych igielek zjawila sie na jej ramieniu. Weze szukaly ciepla, lecz gdyby Wezyca im je dala, gady znalazlyby rowniez jej corke. Wsunela sie w waski kraniec swojego lochu. Zdretwiala reka chwycila mimo woli ciezki odlamek wulkanicznej skaly. Uniosla go z trudem, gotowa cisnac nim w dzikie weze snu.

Wezyca opuscila reke i zmusila sie do rozwarcia palcow. Kawalek skaly upadl z loskotem pomiedzy inne kamienie. Po jej nadgarstku przesunal sie jakis waz. Nie mogla zdobyc sie na zniszczenie tych zwierzat, podobnie jak nie potrafila wyfrunac z tej jamy, unoszac sie na zimnym, gestym powietrzu. Nie zrobilaby tego nawet dla Melissy. Po policzku uzdrowicielki stoczyla sie jedna goraca lza. Kiedy dotarla do brody, byla juz lodowato zimna. Polnocny mial racje: bylo tu zbyt wiele wezy snu, zeby skutecznie chronic przed nimi Melisse, ale Wezyca nie umiala ich zabic.

W poczuciu desperacji ostatkiem sil stanela na nogach, podpierajac sie o sciane rozpadliny. Jak na swoj wiek, Melissa byla dosc niska i chuda, ale teraz jej ciezar wydawal sie Wezycy przeogromny. Zimne dlonie uzdrowicielki za bardzo zdretwialy, aby pewnie chwycic dziewczynke, poza tym Wezyca ledwie wyczuwala lezace pod stopami kamienie. Poczula, ze weze owijaja sie wokol jej kostek. Melissa wysliznela sie z jej ramion i Wezyca przytrzymala ja prawa reka. Ramie uzdrowicielki przeszyl bol, ktory rozszedl sie potem po calym kregoslupie. Nie stracila jednak rownowagi i utrzymala Melisse ponad wezami.

12

Uprawne pola i solidnie zbudowane domostwa Podgorza znajdowaly sie juz daleko za plecami Arevina, ktory konczyl wlasnie trzeci dzien swojej wyprawy na poludnie. Droga wznosila sie i opadala wzdluz stokow kolejnych gor, ciagnac sie zarowno przez urocza doline, jak i po niebezpiecznych dla podroznikow piargach. Okolica stawala sie coraz wyzsza i dziksza. Spokojny kon Arevina z trudem posuwal sie do przodu.

Arevin przez caly dzien nikogo nie minal, a przeciez ktos jadacy na poludnie moglby go latwo wyprzedzic — ktos, kto lepiej znal szlak, kto wiedzial, dokad jedzie… Mlodzieniec jechal jednak zupelnie sam. Ziebilo go gorskie powietrze, a skalne stromizny i ciemne drzewa wprawialy w przygnebienie. Byl swiadom urody tego krajobrazu, lecz bardziej przemawialo do niego piekno jalowych rownin. Tesknil za domem, do ktorego nie mogl teraz wrocic. Na wlasne oczy przekonal sie, ze burze na wschodniej pustyni przewyzszaly swa sila te na zachodzie, choc oprocz natezenia niewiele sie od siebie roznily. Zachodnia burza zabijala w ciagu dwudziestu oddechow, wschodnia zas w ciagu dziesieciu. Arevin musial wiec zostac w gorach az do wiosny.

Nie mogl tak po prostu czekac w osrodku uzdrowicieli albo w Podgorzu. Gdyby na tym poprzestal, wyobraznia unicestwilaby w nim wewnetrzne przekonanie, ze Wezyca zyje. A gdyby zaczal sadzic, iz uzdrowicielka zginela, narazilby na niebezpieczenstwo zarowno ja, jak i wlasne zdrowie psychiczne. Arevin wiedzial, ze choc talenty Wezycy sprawialy wrazenie magicznych, zaden z uzdrowicieli nie umie poslugiwac sie magia. Bal sie jednak nawet pomyslec o jej smierci.

Prawdopodobnie byla bezpieczna w podziemnym Miescie i zdobywala tam wiedze, ktora pozwoli jej odpokutowac za uczynek Arevinowego kuzyna. Mlodzieniec doszedl do wniosku, ze mlodszy ojciec Stavina mial szczescie, skoro nie musial sam zaplacic za swoja przewine. Mial szczescie, ktore nie dane bylo Wezycy. Are-vin chcialby przywitac ja dobrymi wiadomosciami, ale teraz mogl tylko powiedziec: „Wszystko wyjasnilem,

Вы читаете Waz snu
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×