telewizyjnych, jak tylko mogli ich uniknac, najchetniej nie czytali niczego procz sportowych kolumn w gazetach. Pracujac na pelnych obrotach nie mieli oni za wiele czasu, lecz nie w tym tkwila przyczyna. Przyczyna tkwila w tym, ze po prostu nie chcieli wiedziec. Swiat wariowal, zas obcosc wnetrza ogromnego bialego szescianu budynku Instytutu wydawala im sie racjonalna i rzeczywista, podczas gdy rozruchy w Nowym Jorku, taktyczne rakiety fruwajace wokol Zatoki Arabskiej oraz powszechne przymieranie glodem w ongis tak zwanych „krajach rozwijajacych sie” wygladalo na halucynacje bez znaczenia.

Bo to byly halucynacje. I przynajmniej bez znaczenia dla przyszlosci naszego gatunku.

Tak wiec Roger dalej zmienial sie i pozostawal przy zyciu. Kayman spedzal przy nim coraz to wiecej czasu, kazda minute wolna od dogladania marsjanskiej komory normalnej. Z czuloscia patrzyl, jak Katarzyna Doughty szwenda sie po calym pokoju siejac popiol z papierosa na wszystko procz Rogera. Nadal jednak cos go gryzlo. Musial pogodzic sie z tym, ze Roger potrzebuje obwodow mediacyjnych do interpretacji nadmiaru bodzcow, ale nie znajdowal odpowiedzi na doniosle pytanie: jesli Roger nie wie, co widzi, to jak moze zobaczyc Prawde?

Osiem

Widziane zwodniczymi oczyma

Pogoda psula sie gwaltownie i na dobre. Widzialysmy nadciaganie tej zmiany, gdy klin arktycznego powietrza parl od Alberty w dol docierajac do teksaskiego przyczolka. Ostrzezenia przed wichura uziemily poduszkowce. Ci z personelu programu, ktorzy nie mieli pojazdow kolowych, musieli dojezdzac srodkami komunikacji miejskiej i parkingi byly niemal puste, wyjawszy wielkie, niezgrabne klebowiska roz wiatru, tanczacych w podmuchach.

Nie wszyscy wzieli sobie do serca ostrzezenia, a pierwsza tego roku fala prawdziwego chlodu przyniosla chmare tej malej szaranczy powodujacej katar i grype. Brada grypa polozyla do lozka. Weidner trzymal sie jakos, ale mial zakaz zblizania sie do Rogera z obawy, ze zarazi go trywialna, drobna dolegliwoscia, wobec ktorej Roger byl bezbronny. Wiekszosc roboty przy tworzeniu Rogera spadla na Jonatana Freelinga, ktorego zdrowia strzezono wowczas prawie tak samo zazdrosnie jak zdrowia Rogera. Katarzyna Doughty, niezniszczalna jak opoka starsza dama, wpadala do pokoju Rogera co godzina, zasypujac pielegniarki popiolem i radami.

— Traktujcie go jak ludzka istote — przykazywala. — I nalozcie cos na siebie przed pojsciem do domu. Mozecie wystawiac na pokaz swoje sliczne dupcie kiedy indziej, ale teraz najwazniejsze, zebyscie nie zlapaly kataru, dopoki nie mozemy sie bez was obejsc.

Pielegniarki nie buntowaly sie. Przykladaly sie ze wszystkich sil, nawet Klara Bly, odwolana z miodowego miesiaca na zastepstwo chorujacych pielegniarek. Troszczyly sie nie mniej od Katarzyny Doughty, jakkolwiek patrzac na groteskowe stworzenie, ktore nadal zwalo sie Rogerem Torrawayem, trudno bylo pamietac, ze to faktycznie jest istota ludzka, tak samo zdolna do wzruszen i rozpaczy jak one.

Od czasu do czasu Roger wyrazniej odzyskiwal przytomnosc. Z gora dwadziescia godzin na dobe spedzal w stanie spiaczki lub w polsennym oszolomieniu srodkami znieczulajacymi, ale czasami rozpoznawal ludzi przebywajacych z nim w pokoju i czasami nawet odzywal sie do nich logicznie. Po czym wylaczalysmy go na nowo.

— Chcialabym wiedziec, co on czuje — powiedziala Klara Bly do swej zmienniczki.

Druga dziewczyna popatrzyla w dol na maske stanowiaca wszystko, co pozostalo z jego twarzy, z ogromnymi szeroko rozstawionymi oczami, jakie mu sprokurowano.

— Moze lepiej dla ciebie, ze nie wiesz — rzekla. — fdz do domu, Klaro.

Roger to slyszal; zapis oscyloskopu pokazywal, ze slucha. Analizujac dane telemetryczne moglysmy sobie wyrobic niejakie pojecie o tym, co dzieje sie w jego umysle. Czesto cierpial bol, bez watpienia. Ale bol ten nie byl ostrzezeniem przed czyms, co wymagalo uwagi, bodzcem do dzialania. Byl po prostu rzeczywistoscia jego zycia. Nauczyl sie oczekiwania na ten bol i przeczekiwania go, gdy nastawal. Procz bolu uswiadamial sobie niewiele wiecej z tego, co wiazalo sie z jego cialem. Jego interoreceptory jeszcze nie pogodzily sie z realnoscia nowej cielesnej powloki. Nie wiedzial, kiedy mu zastapiono i uzupelniono oczy, pluca, serce, uszy, nos i skore. Nie wiedzial, jak rozpoznawac oznaki i wyciagac z nich wnioski. Smak krwi i wymiotow w gardle: skad mial wiedziec, ze to oznacza wyjecie mu pluc? Ciemnosc, utajony w czaszce bol, jakze niepodobny do zadnego znanego bolu glowy: jak mogl poznac, co to oznacza, po czym mogl odroznic usuniecie mu calego ukladu wzrokowego od przekrecenia wylacznika swiatla? W jakims momencie niejasno sobie uswiadomil, ze kiedys przestal wyczuwac wechem znajomy szpitalny zapach perfumowanego dezodorantu i srodka dezynfekcyjnego. Kiedy? Nie wiedzial. Wiedzial tylko tyle, ze nie ma juz w jego otoczeniu zadnych zapachow.

Slyszal. Z czula selektywnoscia i na takim poziomie percepcji, jakiego nigdy przedtem nie doswiadczal, slyszal kazde slowo wypowiadane w pokoju, chocby najcichszym szeptem, a takze wiekszosc tego, co dzialo sie w sasiednich pokojach. Slyszal, co ludzie mowia, gdy byl na tyle przytomny, zeby w ogole slyszec. Rozumial slowa. Wyczuwal zyczliwosc Katarzyny Doughty oraz Jona Freelinga i rozumial niepokoj czy rozdraznienie kryjace sie w glosach zastepcy dyrektora i generala. A nade wszystko odczuwal bol. Jakze wiele istnialo roznych rodzajow bolu! Odczuwal gojenie sie blizn pooperacyjnych i wsciekle pulsowanie tkanek uszkodzonych niechcacy w trakcie glownego zabiegu. Odczuwal niezliczone igielki bolu, gdy Freeling lub pielegniarki wkluwaly koncowki aparatury w tysiace bolesnych miejsc na powierzchni jego ciala, zeby uzyskac odczyty instrumentow. I odczuwal glebszy, wewnetrzny bol sprawiajacy czasami wrazenie bolu fizycznego, ktory przenikal go na mysl o Dorce. Bedac czasami przytomny pamietal, zeby zapytac, czy przyszla do niego albo czy dzwonila. Nie pamietal, zeby kiedykolwiek uzyskal odpowiedz. A pewnego pieknego dnia poczul nowy, palacy bo] pod czaszka… i zdal sobie sprawe, ze to jest swiatlo. Odzyskal wzrok.

Kiedy pielegniarki zauwazyly, ze je widzi, natychmiast doniosly o tym Jonowi Freelingowi, ktory chwycil sluchawke i zatelefonowal do Brada.

— Zaraz tam bede — rzekl Brad. — Trzymac go w ciemnosci do mojego przyjscia.

Dojazd zajal Bradowi ponad pol godziny, a gdy przybyl, widac bylo, ze ledwo trzyma sie na nogach. Zniosl antyseptyczny prysznic, antyseptyczne plukanie ust, nakladanie maski ochronnej i wszedl do pokoju Rogera. Glos z lozka powiedzial:

— Kto tam?

— To ja. Brad. — Macajac z boku przy drzwiach znalazl pokretlo kontaktu. — Wlacze odrobine swiatla, Roger. Powiedz, jak mnie zobaczysz.

— Teraz cie widze — zaszemral glos. — Przynajmniej domyslam sie, ze to ty.

Brad powstrzymal dlon.

— Diabla tam widzisz… — zaczal i zamilkl raptownie. — Co rozumiesz przez to, ze mnie widzisz? Co widzisz?

— No — szepnal glos — twarzy nie rozpoznaje. Jedynie cos jakby lune. Ale widze twoje dlonie i twoja glowe. Swieca sie. I odrozniam zarysy twego tulowia i ramion calkiem dobrze. Chociaz znacznie slabiej… ach, tak, widze rowniez twoje nogi. Ale twarz masz cudaczna. Na srodku jeden duzy kleks.

Brad dotknal maski ochronnej, pojmujac.

— Podczerwien. Ty widzisz cieplo. Co jeszcze widzisz, Roger?

Lozko milczalo przez moment, po czym:

— No wiec, cos w rodzaju prostokata swiatla, pewnie futryna drzwi. Wlasciwie widze tylko jej zarys. I cos niezle swieci z drugiej strony pod sciana, skad rowniez i slysze cos… telemetryczne monitory? I widze swoje wlasne cialo, a przynajmniej widze na nim przescieradlo, na przescieradle zas obrys mojego ciala.

Brad rozejrzal sie po pokoju. Mimo ze mial czas na akomodacje, nie widzial prawie nic: desen w groszki iluminowanych tarcz monitorow i nikla pajeczyne poswiaty saczacej sie wokol drzwi za jego plecami.

— Brawo, Rog. Cos jeszcze?

— Owszem, ale nie wiem, co to jest. Jakies swiatla nisko w dole, tuz kolo ciebie. Bardzo slabe.

— To pewnie beda przewody grzejne. Swietnie sie spisujesz, chlopie. No dobrze, teraz trzymaj sie. Dam troche swiatla na pokoj. Tobie moze to i niepotrzebne do niczego, ale miej wzglad na mnie i na pielegniarki. Mow, co czujesz.

Вы читаете Czlowiek plus
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату