Frederik Pohl
Czlowiek plus
Jeden
Astronauta i jego swiat
Trzeba opowiedziec wam o Rogerze Torrawayu. Jedna istota ludzka nie wydaje sie szczegolnie wazna, skoro zyje ich osiem miliardow. Nie wazniejsza niz na przyklad pojedynczy mikroprocesor pamieci. Jednak pojedynczy procesor moze okazac sie czynnikiem decydujacym, o ile przenosi jakis podstawowy bit, i w tym wlasnie sensie Torraway okazal sie wazny.
Byl przystojnym mezczyzna, jak na czlowieka. I slawnym. Przynajmniej kiedys. Byl kiedys taki czas, ze Roger Torraway przez dwa miesiace i trzy tygodnie wisial na niebie w towarzystwie pieciu innych astronautow. Wszyscy jak jeden brudni, napaleni na baby, a przede wszystkim znudzeni.
Ale nie to przynioslo mu slawe. To bylo zaledwie przedmiotem „doniesien agencyjnych”, w sam raz na dwa zdania w nudnym dzienniku wieczornym nudnego wieczoru.
A jednak zdobyl slawe. Poznali go z imienia mieszkancy Beczuany i Beludzystanu, i Buffalo. „Time” wzial go na okladke.
Nie mial jej calej wylacznie dla siebie. Musial dzielic ja z reszta zalogi stacji orbitalnej, poniewaz wszyscy oni nalezeli do owych szczesciarzy, ktorzy ocalili zaloge Rosjan wracajaca na Ziemie bez silnikow sterujacych. Dzieki temu z dnia na dzien zostali slawnymi ludzmi. Torraway mial dwadziescia osiem lat, kiedy to sie zdarzylo, i dopiero co poslubil zielonooka, kruczowlosa nauczycielke ceramiki artystycznej. Wlasnie z przyczyny Dorki na Ziemi on wzdychal na orbicie, a z przyczyny Roga na orbicie ona zaczela brylowac, co ubostwiala.
Trzeba czegos wyjatkowego, zeby zona astronauty dostala sie na lamy prasy. Bylo tych zon tak wiele. I tak podobnych do siebie. Wsrod dziennikarzy krazyla opinia, ze NASA wybiera astronautom zony z pierwszego etapu konkursow pieknosci na Miss Georgia. Wszystkie byly tak piekne, jakby natychmiast po wyskoczeniu ze swych kostiumow kapielowych mialy nam wywinac mlynca batuta badz wyrecytowac „Samice gatunku” Kiplinga.
Dorota Torraway wygladala na to ciut za inteligentnie, ale tez z drugiej strony niewatpliwie byla na to dostatecznie piekna. Jej jednej sposrod zon astronautow poswiecono glowny artykul zarowno w magazynie,,Kobieta i Dom” („Tuzin upominkow pod choinke z twojego piekarnika”), jak i w „Kobiecie” („Dzieci popsuja moje malzenstwo”). Roger najbardziej ze wszystkiego pragnal nie miec dzieci. On najbardziej pragnal wszystkiego, czego pragnela Dorka, poniewaz najbardziej pragnal Dorki. Pod tym wzgledem mniej przypominal swoich kolegow, ktorzy przy badaniu kosmosu odkrywali glownie piekne nagrody w postaci pieknych pan na Ziemi. Pod innymi wzgledami byl kubek w kubek jak oni. Inteligentny, zdrowy, elegancki, przystojny, po politechnice. Przez jakis czas dziennikarze uwazali, ze sami astronauci tez schodza z jakiejs tam tasmy montazowej. Tworzyli asortyment rozniacy sie wzrostem w przedziale dwudziestu centymetrow oraz wiekiem, w przedziale kilkunastu lat, i wystepowali w wyborze czterech kolorow skory od barwy mlecznej czekolady po krew z mlekiem wikinga. Mieli nastepujace hobby: szachy, plywanie, polowanie, latanie, skoki z opoznionym otwarciem spadochronu, wedkarstwo i golf. Gladko bratali sie z senatorami i ambasadorami. Przechodzac z programu badan kosmicznych do cywila wynajmowali sie firmom lotniczo-kosmicznym lub do przegranych spraw, ktore potrzebowaly nowej twarzy. Zajecia te byly bardzo poplatne. Astronauci stanowili cenny towar. Ceniony nie tylko przez srodki reklamy i czlowieka z ulicy. My rowniez cenilysmy ich bardzo wysoko.
Astronauci ucielesniali soba marzenie. Marzenia sa cenne dla czlowieka z ulicy, zwlaszcza jesli to jest blotnista, smrodliwa ulica Kalkuty, gdzie cale rodziny sypiaja na chodniku i budza sie skoro swit, zeby zajac miejsce w kolejce po darmowa miske zupy. To byl kostropaty, ponury swiat, a kosmos wnosil w niego nieco piekna i zycia. Niewiele, ale lepsze to niz nic.
Astronauci z calej Tonki w Oklahomie tworzyli malenka, zamknieta spolecznosc, jak rodziny futbolistow. Wszyscy mezczyzni po zaliczeniu pierwszego lotu przechodzili do ekstraklasy. Od tej chwili wszyscy byli rywalami i kolegami z jednej druzyny. Rywalizowali ze soba o to, kto wybiegnie na boisko, i podpowiadali sobie z lawki rezerwowych. Dualizm zawodowego sportowca. Gorycz i zla krew, zalewajaca podstarzalego, poobijanego weterana, kiedy patrzyl z lawki rezerwowych na mlodzika w koszulce z numerem, nie ustepowala w niczym goryczy i zlej krwi zalewajacej rezerwowego pilota misji planetarnej, ktory patrzyl, jak jego „jedynka” wdziewa kombinezon.
Roger i Dorota pasowali jak ulal do tej spolecznosci. Latwo nawiazywali kontakty towarzyskie. Byli wystarczajaco ekscentryczni, zeby sie wyrozniac, ale nie na tyle, zeby denerwowac ludzi. O ile Dorota sama nie chciala miec dzieci, to mile traktowala dzieciarnie pozostalych zon. Kiedy Vik Samuelson na piec dni stracil kontakt radiowy po drugiej stronie Slonca, a Verne chwycily przedwczesne bole porodowe, Dorota wziela trojke dzieciakow Verny do siebie. Zadne nie mialo skonczonych pieciu lat. Dwoje robilo jeszcze w pieluchy i Dorka zmieniala je bez slowa skargi, podczas gdy inne zony zajmowaly sie domem Verny, a Verna w szpitalu NASA zajmowala sie wydawaniem na swiat swojego czwartego malca. Na przyjeciach w okresie Bozego Narodzenia Roger z Dorka nigdy nie upijali sie najbardziej ani nigdy nie wychodzili pierwsi.
Byla z nich mila para.
Zyli w milym swiecie.
Wiedzieli, ze maja szczescie pod tym wzgledem. Reszta swiata wcale nie byla taka mila. Wojenka gonila wojenke po Azji, Afryce i Ameryce Lacinskiej. Europe Zachodnia dlawily czasami strajki i czesto paralizowaly rozne niedobory, a z nadejsciem zimy zwykle trzesla sie z zimna. Ludzie chodzili glodni, czesto wsciekli i bylo bardzo malo miast, w ktorych komus moglaby przyjsc ochota na samotny spacer o zmroku. Lecz Tonka trzymala sie niedostepna i calkiem bezpieczna i astronauci (kosmonauci i sinonauci tez) odwiedzali Merkurego i Marsa, i Ksiezyc, plawili sie w aureolach komet i jezdzili na karuzelach orbit dokola gazowych gigantow.
Torraway zaliczyl osobiscie piec wazniejszych lotow. Najpierw odbyl kurs promem z wyposazeniem dla laboratorium orbitalnego, dawno temu w pierwszych dniach odmrozenia programu kosmicznego, ktory stawal ponownie na nogi. Nastepnie spedzil osiemdziesiat jeden dni w stacji kosmicznej drugiej generacji. To byla jego wielka chwila, to bylo to, dzieki czemu dostal sie na okladke „Time’a”. Ruscy wystrzelili zalogowa wyprawe do Merkurego, ktora dotarla tam jak nalezy, wyladowala jak nalezy i wystartowala w droge powrotna jak nalezy; po czym nic juz nie bylo jak nalezy. Rosjanie zawsze mieli klopoty ze swoimi silnikami stabilizujacymi — paru pierwszych kosmonautow jak zaczelo sie krecic, to juz nie byli w stanie sie zatrzymac i bezsilnie rzygali po scianach swoich statkow kosmicznych. Tym razem znowu mieli klopoty i zuzyli do konca rezerwy paliwa na korekte stabilizacji polozenia. W ten sposob udalo im sie wlezc na rozkraczona jak krowa orbite eliptyczna wokol Ziemi, ale nie mieli zadnego sposobu, zeby zlezc z niej bezpiecznie. Ani bezpiecznie na niej pozostac. Sterownosc mieli juz prawie zadna, a perigeum znajdowalo sie wystarczajaco nisko w jonosferze ziemskiej atmosfery, zeby przypiekac ich nie na zarty.
Na szczescie Roger i pozostalych pieciu Amerykanow siedzieli tam w statku kosmicznym przeznaczonym do sluzby holowniczej, i mieli zapas paliwa na kilka dodatkowych lotow. Nie bylo go wcale za wiele, ale wyrobili sie: zrownali kurs i predkosc z „Awrora Dwa”, documowali i wyciagneli kosmonautow. Coz to byl za spektakl spadajacych swobodnie niedzwiedzich usciskow i klujacych calusow! Na pokladzie holownika wydano bankiet z tego, co Rosjanie zdazyli zlapac ze soba: no to cyk porzeczkowym sokiem, ty mi pasztetu, ja ci hamburgera itd. A dwie orbity pozniej „Awrora” spadla jak meteor. „Jak plomienna gwiazda wieczorna” — rzekl kosmonauta Juli Bronin, ktory potem przybyl do Oxfordu i wycalowal swoich wybawcow po raz drugi.
Kiedy wrocili na Ziemie przypasani po dwoch w jednym hamaku, ciasniej niz kochankowie, wszyscy bez wyjatku byli juz bohaterami i wszyscy byli uwielbiani, nawet Roger, nawet przez Dorke.
Ale to bylo dawno temu. Od tamtej pory Roger Torraway dwukrotnie oblatywal Ksiezyc pilotujac statek, podczas gdy obsluga teleskopow przeprowadzala swoje proby orbitalne nowego stukilometrowego radiozwierciadla po drugiej stronie. Na koniec przezyl awarie marsjanskiego ladownika, po raz drugi jako jeden ze szczesciarzy, ktorzy dotelepali sie z powrotem na Ziemie cali i zdrowi. Lecz do tej pory czar prysl rowniez po raz drugi. Ot zwykly pech i awarie techniczne, nic podniecajacego.
Tak wiec Roger przewaznie zajmowal sie odtad, rzec mozna, polityka. Grywal w golfa z senatorami z komisji kosmicznej i kursowal miedzy bazami eurokosmicznymi w Zurychu, Monachium i Triescie. Jego pamietniki