obszukiwal zony i Katarzyne Doughty. Kobiety przechodzily rewizje za jednym z siegajacych ramion parawanow, ale z wyrazu twarzy swej zony Roger wyczytywal postepy obmacujacych, sondujacych dloni. Dorka nie lubila, zeby ja obcy dotykali. Zdarzalo sie, ze w ogole nie lubila, zeby ja dotykano, a szczegolnie obcy.

Kiedy przyszla jego kolej, Roger zrozumial nieco szewska pasje, jaka widzial na twarzy zony. Byli nadzwyczaj dokladni. Przeszukali go pod pachami. Rozpieli mu pasek i wjechali w rowek miedzy posladkami. Wyobracano mu jadra. Wyjeto wszystko z kieszeni, wytrzepano chusteczke i blyskawicznie zlozono ja ponownie, rowniej niz byla. Sprzaczke paska i bransoletke zegarka obejrzano pod lupa. Kazdy przechodzil taka sama obrobke, nawet dyrektor, ktory rozgladal sie po sali z dobroduszna rezygnacja, kiedy palce przeczesywaly mu kedzierzawe wlosy pod pachami. Jedyny wyjatek stanowil Don Kayman, z uwagi na urzedowa gale wystepujacy w sutannie, ktorego po krotkiej rozmowie szeptem wyprowadzono na jej zdjecie do drugiego pokoju.

— Przepraszam, ojcze — rzekl jeden z goryli — ale ojciec wie, jak jest.

Don wzruszyl ramionami, wyszedl z nim i wrocil wyraznie zdegustowany. Roger zaczynal podzielac jego uczucia. Pomyslal, ze madrze by zrobili przekazujac psychoanalitykom ludzi zaraz po skonczeniu rewizji. W koncu zajmowali sie grubymi rybami, ktorych czas to pieniadz. Jednak bezpieka miala swoj wlasny system polegajacy na pracy etapami. Dopiero po zrewidowaniu wszystkich skierowano pierwsza trojke do pokoikow maszynistek, specjalnie zwolnionych na gabinety psychoanalizy.

Psychoanalityk Rogera byl czarny na upartego, faktycznie barwy kawy z mlekiem. Usiedli twarza w twarz na krzeslach z prostymi oparciami, kolanami oddaleni od siebie o czterdziesci centymetrow. Psychoanalityk powiedzial:

— Zalatwie to jak najkrocej i jak najbezbolesniej. Czy panscy rodzice zyja oboje?

— Nie, obecnie oboje nie zyja. Ojciec umarl dwa lata temu, matka, kiedy bylem na studiach.

— Czym zajmowal sie panski ojciec?

— Wynajmowal lodzie rybackie na Florydzie.

Polowe swej swiadomosci Roger zajal opisem ojcowskiego przedsiebiorstwa wynajmu lodzi w Key Largo, druga zas swoja bezustanna samokontrola. Czy okazuje dosyc irytacji z takiego przesluchania? Czy jest na dostatecznym luzie? Wiecej niz na dostatecznym luzie?

— Widzialem panska zone — powiedzial psychoanalityk. — To bardzo seksowna kobieta. Czy urazilo pana, ze to mowie?

— Nic a nic — rzekl Roger, najezajac sie.

— Niektorym bialym byloby nie w smak uslyszec to z moich ust. Jak pan to widzi?

— Wiem, ze jest seksowna — burknal Roger. — Dlatego sie z nia ozenilem.

— Czy nie uraziloby pana, gdybym posunal sie odrobine dalej i zapytal, jak ona sie kocha?

— Nie, skadze znowu… no nie, do diabla. Tak, uraziloby mnie — rzekl z wsciekloscia Roger. — Chyba tak, jak kazda inna. W kilka lat po slubie.

Psychoanalityk odchylil sie w tyl, spogladajac w zamysleniu na Rogera.

— W panskim przypadku, doktorze Torraway — powiedzial — ten wywiad to w zasadzie czysta formalnosc. Przechodzac kwartalne badania od siedmiu lat miesci sie pan idealnie w normie za kazdym razem. Ma pan czysta karte, zadnej nadpobudliwosci czy braku rownowagi. Pozwoli pan, ze zapytam tylko, czy nie czuje sie pan nieswojo przed spotkaniem z prezydentem?

— Moze jestem troche przejety — rzekl Roger, przestawiajac sie na nowe tory.

— To calkiem naturalne. Glosowal pan na Dasha?

— Oczywiscie… zaraz, do diabla, chwileczke. To nie panski interes!

— Zgadza sie, doktorze Torraway. Moze pan juz wracac do sali odprawy.

Nie dali mu wrocic do tej samej sali, tylko do jednej z mniejszych sal konferencyjnych. Prawie natychmiast dolaczyla don Katarzyna Doughty. Pracowali ze soba dwa i pol roku, ale ona ciagle traktowala go sluzbowo.

— Zdaje sie, ze zdalismy, panie pulkowniku doktorze Torraway — rzekla z oczami utkwionymi jak zwykle w jakis punkt ponad jego lewym ramieniem, z twarza zastawiona przed nim papierosem. — Ach, swietnie, niewielki ochlaj — co mowiac wyciagnela reke poza niego.

Stal tam kelner w liberii — nie — poprawil sie Roger — agent sluzby bezpieczenstwa przebrany za kelnera stal z taca drinkow. Roger wzial whisky z woda, wielka protetyczka wybrala mala szklaneczke wytrawnego sherry.

— Tylko prosze koniecznie wszystko wypic — szepnela mu kolo ramienia. — Mysle, ze oni czegos do tego dodaja.

— Jakiego czegos?

— Na uspokojenie. Jesli nie wypije sie do dna, stawiaja za plecami uzbrojonego goryla.

Roger wypil swoja whisky duszkiem, zeby ja udobruchac, zastanawial sie jednak, jakim cudem ktos z jej urojeniami i lekami tak gladko przebrnal przez psychoanalityka. Piac minut z psychoanalitykiem spotegowalo w nim sklonnosc do samoanalizy i czescia swego umyslu analizowal na potege. Dlaczego czuje sie nieswojo w obecnosci tej kobiety? Na pewno nie dlatego, ze ma zwyczaj pouczania wszystkich. Rozwazal, czy problem nie bierze sie z tego, ze ona tak bardzo zachwyca sie jego odwaga. Probowal jej wytlumaczyc, ze bycie astronauta nie wymaga wielkiej odwagi, nie wiekszej niz latanie samolotem, pewnie mniejszej niz prowadzenie taksowki. Oczywiscie jako rezerwowemu Czlowiekowi Plus grozilo mu bardzo realne niebezpieczenstwo. Ale jedynie wtedy, gdy ci przed nim odpadna z kolejki, a takim prawdopodobienstwem nie warto zaprzatac sobie glowy. Tym niemniej ona nie przestala odnosic sie do niego z glebokim respektem, ktory mogl wygladac na podziw, a mogl i na litosc.

Cala reszta swej swiadomosci jak zwykle wyczekiwal zony. Wreszcie zjawila sie, wsciekla i rozczochrana — jak na nia. Wlosy, ktore upinala przez godzine, opadaly teraz w dol. Splywaly jej do pasa wspaniala, radosna kaskada czerni, przez co wygladala jak Alicja z obrazka Tenniela, gdyby Tenniel pracowal w tamtych czasach dla „Playboya”. Roger pospieszyl z pociecha, ktore to zajecie pochlonelo go tak bardzo, ze ze zdziwieniem wyczul nagle poruszenie i uslyszal, jak ktos niezbyt glosno ani uroczyscie, powiedzial:

— Panie i panowie, prezydent Stanow Zjednoczonych.

Fitz James Deshatine wkroczyl na sale rozdajac usmiechy i uklony i wygladajac zupelnie jak wlasna podobizna z telewizji, tylko nizsza. Bez ponaglenia pracownicy instytutu ustawili sie w polkole i prezydent rozpoczal obchod sciskajac kazdemu dlon, podczas gdy dyrektor programu u jego boku dokonywal prezentacji. Deshatine zostal slicznie poinstruowany. Stosowal owa sztuczke politykow kojarzenia sobie kazdego nazwiska i wyjezdzania z jakas osobista aluzja. Do Katarzyny Doughty bylo to: „Ciesze sie, ze choc jeden reprezentant Irlandii jest w tym gronie, doktor Doughty”. Do Rogera: „Mysmy sie juz kiedys spotkali, pulkowniku Torraway. Po tej pieknej akcji z Rosjanami. Zaraz, niech sie zastanowie, to musialo byc siedem lat temu, kiedy przewodniczylem komisji w senacie. Moze przypomina pan sobie?” Jasne, ze Roger sobie przypominal i czul sie mile polechtany: wiedzial, ze prezydent przypomina sobie specjalnie, zeby go mile polechtac. A do Dorki: „Wielkie nieba pani Torraway, jakim cudem taka sliczna dziewczyna marnuje sie przy jednym z tych jajoglowych?” Slyszac to Roger nieco zesztywnial. Chodzilo mu nie tyle o lekcewazenie wobec siebie, lecz byl to. jeden z tych zdawkowych komplementow, jakimi Dorka zawsze sie brzydzila. Ale tym razem nie zauwazyl u niej obrzydzenia. Ten komplement wypowiedziany przez prezydenta zapalil iskierki w jej oczach.

— Jaki piekny mezczyzna — szepnela nie spuszczajac z niego oczu do konca tego obchodu.

Dojechawszy do mety prezydent wskoczyl na malenkie podium i rzekl:

— No coz, przyjaciele, przybylem tu, zeby patrzec i sluchac, a nie gadac. Pragne jednak podziekowac kazdemu z was za przymkniecie oczu na te bzdury, przez jakie kazali wam przejsc, zebysmy mogli byc razem. Przepraszam. Ja tego nie wymyslilem. Mnie tylko mowia, ze to konieczne dopoty, dopoki kreci sie tak wielu czubkow. I dopoki Wolny Swiat ma takich wrogow, jakich ma, a my jestesmy tacy otwarci, ufni ludzie, jak to my. — Usmiechnal sie prosto do Dorki. — Jak tam, nie obylo sie bez zmycia paznokci?

Dorka zasmiala sie melodyjnie, zaskakujac swego meza. (Pomstowala przedtem z furia, ze zniszczyli jej manikiur).

— Oczywiscie, ze nie, panie prezydencie. Zupelnie jak u mojej manikiurzystki — odkrzyknela.

— Przepraszam i za to. Twierdza, ze tu chodzi o upewnienie sie, czy panie nie posiadacie tajnych bio-che- micz-nych trucizn w celu podrapania mnie przy sciskaniu dloni. No coz, chyba nie pozostaje nic innego, jak robic, co kaza. W kazdym razie — zachichotal — jesli sadzicie, ze spotkala was przykrosc, piekne panie, to szkoda, ze nie widzialyscie, co wyprawia moja stara kotka, kiedy jej to robia. Dobrze, ze faktycznie nie miala trucizny na

Вы читаете Czlowiek plus
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату