widzialem was wszystkich wokol siebie, jak patrzycie na mnie z gory, i wygladaliscie jak banda upiorow. Szkielety. Czaszki. Wyszczerzone do mnie w usmiechu! I nagle znow byliscie soba.
Freeling spojrzal na Weidnera i wzruszyl ramionami.
— Mysle — powiedzial — ze to jedynie twoje obwody mediacyjne w akcji. Kapujesz? Przekladaja to, co widzisz, na cos, co mozesz bezposrednio pojac.
— Nie podoba mi sie to — Roger byl wsciekly.
— No coz, bedziemy musieli pogadac o tym z Bradem. Ale szczerze mowiac, Roger, mysle, ze to ma tak wlasnie byc. Mysle, ze to tak, jakby komputer przejal twoje doznania leku i bolu, wiesz, to co kazdy odczuwa w czasie operacji, i nalozyl je na bodziec wzrokowy: nasze twarze, maski, wszystko w kupie. Ciekawe. Zastanawia mnie, ile z tego wzielo sie z mediacji, a ile to zwykle pooperacyjne majaki?
— Milo mi, ze cie to ciekawi — obruszyl sie Roger.
Ale tak naprawde i jemu wydawalo sie to ciekawe. Kiedy znalazl sie z powrotem w swoim pokoju, popuscil cugli wyobrazni. Nie potrafil przywolac fantastycznych wizji na zyczenie. Przychodzily, gdy chcialy przyjsc, ale juz nie tak przerazajace jak ow pierwszy straszny przelotny widok golych zuchw i pustych oczodolow.
Weszla Klara z basenem i gdy odchodzila po tym, jak zrezygnowal z basenu machnieciem reki, obserwowal ja w zamykajacych sie drzwiach i cien drzwi stal sie wylotem jaskini, a Klara Bly jaskiniowym niedzwiedziem, pomrukujacym na niego gniewnie. Ciagle jest odrobine zagniewana — uswiadomil sobie; jakis infradzwiekowy sygnal w jej twarzy zapisywal sie w jego zmyslach, byl analizowany przez buczacy 3070 pietro nizej i wyswietlany jako przestroga. Za to nastepnym razem miala twarz Dorki. Twarz ta rozplynela jej sie i oblekla z powrotem w znajoma ciemna skore i jasne oczy, zupelnie odmienne niz oczy Dorki, ale Roger uznal to za znak, ze znowu wszystko jest miedzy nimi w porzadku…
Miedzy Klara a nim.
Nie — pomyslal — miedzy Dorka a nim. Zapatrzyl sie na telefon przy lozku. Zgodnie z jego zadaniem obwody wizyjne byly na stale odlaczone; bal sie, ze zadzwoni do kogos zapominajac, co tamci moga zobaczyc. Jednak w ogole nie skorzystal z telefonu, zeby zadzwonic do Dorki. Dosc czesto wyciagal reke po sluchawke, lecz za kazdym razem cofal.
Nie wiedzial, co jej powiedziec. Jak zapytac wlasna zone, czy sypia z twoim najlepszym przyjacielem? Szorujesz do baby i walisz prosto z mostu, ot i wszystko — podpowiedzialo Rogerowi jego poczucie odwagi cywilnej, ale nie potrafil przemoc sie do konca, zeby tak zrobic. Nie mial dostatecznej pewnosci. Nie potrafil zdobyc sie na sformulowanie takiego oskarzenia — mogl sie przeciez mylic.
Szkopul w tym, ze nie mogl rowniez zwierzyc sie z tego przyjaciolom, zadnemu z nich. Don Kayman nadawalby sie tu z natury rzeczy, w ramach powinnosci kaplanskich. Lecz Don Kayman byl tak wyraznie, tak slodko i tak czule zakochany w swej slicznej siostrzyczce, ze Roger nie mial serca rozmawiac o braku serca z nim wlasnie. Co do reszty zas jego przyjaciol, problem polegal na tym, ze oni by doprawdy nie widzieli, w czym problem. Malzenstwo otwarte bylo tak powszechne w Tonce — wlasciwie niemal w calym zachodnim swiecie — ze to raczej nalezace do rzadkosci zamkniete pary malzenskie bywaly przedmiotem plotki. Przyznac sie do zazdrosci nie bylo latwo. A zreszta — powiedzial sobie z moca Torraway — to wcale nie sprawa zazdrosci. Niezupelnie zazdrosci. Tu chodzilo o cos innego. Zadne sycylijskie machismo, zadna wscieklosc posiadacza odkrywajacego, ze ktos przelazi przez plot do jego wlasnych rajskich ogrodow. Chodzilo tu o to, ze Dorka powinna pragnac milosci tylko jego. Poniewaz on pragnal kochac tylko ja.
Zdal sobie sprawe, ze osuwa sie w taki stan umyslu, jaki niechybnie uruchomi dzwonki alarmowe na telemetrycznych odczytach. Tego nie chcial. Zdecydowanie uciekl myslami od swej zony. Przez jakis czas cwiczyl „zamykanie oczu”; dowolne uprawianie tej nowej sztuki dodawalo mu pewnosci siebie. Nie umialby nic a nic lepiej od Willy’ego Hartnetta opasac, co wlasciwie takiego robi, lecz jakos byl w stanie podjac decyzje o wstrzymaniu odbioru bodzcow wzrokowych, a zespol obwodow w jego glowie i tych na dole wewnatrz 3070 potrafil jakos przeistoczyc te decyzje w ciemnosc. Roger mogl nawet selektywnie przyciemniac swiatlo. Mogl je rozjasniac. Mogl, jak sie przekonal, odfiltrowac wszystkie, z wyjatkiem wybranego, pasma dlugosci fal, badz wygasic jedno wybrane albo rozjasnic jedna czy wiecej barw teczy bardziej od pozostalych.
Bylo to doprawdy calkiem przyjemne, jakkolwiek nuzace po pewnym czasie. Wolalby juz oczekiwac z utesknieniem lunchu, lecz tego dnia mialo nie byc zadnego lunchu, czesciowo z powodu przebytej przez Rogera swiezo operacji, a czesciowo dlatego, ze stopniowo odzwyczajali go od jedzenia. Przez pare nastepnych tygodni mial jesc i pic coraz to mniej; kiedy juz znajdzie sie na Marsie, tak naprawde potrzebny mu bedzie jeden pelny posilek miesiecznie.
Odrzucil przescieradlo i objal bezmyslnym spojrzeniem ten sztuczny twor, jakim uczyniono jego cialo. W chwile pozniej wydal donosny, chrapliwy krzyk trwogi i bolu. Wszystkie telemetryczne monitory rozblysly oslepiajaca czerwienia. Na korytarzu Klara Bly zawrocila w pol kroku i pognala pedem do jego drzwi. Daleko, w kawalerce Brada, dzwonki alarmowe odezwaly sie ulamek sekundy pozniej, donoszac mu o czyms pilnym i waznym, co wyrwalo go z plytkiego, meczacego snu.
Kiedy Klara Bly otworzyla drzwi, jej oczom ukazal sie Roger zwiniety na lozku w pozycji plodu i jeczacy zalosnie. Jedna dlonia przykrywal krocze, pomiedzy stulonymi nogami.
— Roger! Co sie stalo!?
Glowa uniosla sie i owadzie oczy zmierzyly ja niewidzacym spojrzeniem. Roger nie przerwal tych zwierzecych jekow, nie przemowil. Jedynie uniosl dlon.
A tam, pomiedzy jego nogami, nie bylo nic. Ani sladu po takich drobiazgach jak penis, jadra, moszna, nic — tylko polyskujace, sztuczne cialo, a na nim przezroczysty bandaz, kryjacy szwy. Tak, jak gdyby nigdy niczego tam nie bylo. W miejsce pierwotnych cech meskich — pustka. Przeprowadzono ow „drobny retuszyk”, po ktorym nie pozostalo nic.
Dziewiec
Dash przy lozu bolesci
Donowi Kaymanowi nie podobala sie pora, ale nie mial wyboru — musial isc do krawca. Na nieszczescie jego krawiec znajdowal sie na Merritt Island u wybrzezy Florydy, w Atlantyckim Osrodku Doswiadczalnym. Odlatywal tam zmartwiony i wyladowal zmartwiony. Nie tylko tym, co stalo sie z Rogerem Torrawayem. To wydawalo sie opanowane, za co chwala Bogu milosiernemu, chociaz Kayman nie mogl sie oprzec uczuciu, ze o maly wlos nie stracili Rogera i ze ktos popelnil gruby blad nie przygotowujac go na ten ostatni,,malenki retuszyk”. Prawdopodobnie — uwazal w swoim milosierdziu — stalo sie tak dlatego, ze Brad byl chory. Ale z pewnoscia byli o wlos od zawalenia calego programu. Gnebilo go jeszcze jedno: nie mogl sie pozbyc poczucia winy wywolanego tym, ze w glebi duszy pragnal zawalenia programu. Spedzil smutna godzine z siostra Klotylda po tym, jak prawdopodobienstwo jego podrozy na Marsa obrocilo sie nagle w brutalna pewnosc rozkazow. Czy powinni sie przedtem pobrac? Nie. Nie powinni z pragmatycznych, praktycznych wzgledow: chociaz nie bylo najmniejszej watpliwosci, ze oboje moga poprosic i maja szanse uzyskac dyspense z Rzymu, to rowniez nie bylo nadziei na uzyskanie jej szybsze niz za pol roku. Moze gdyby wystapili wczesniej… Ale nie wystapili, a przeciez wiedzieli, ze bez dyspensy nie tylko sie nie pobiora, ale nawet nie zaczna ze soba sypiac bez sakramentu. Przynajmniej — powiedziala pod koniec Klotylda silac sie na usmiech — nie musisz sie martwic o moja wiernosc. Skoro nie lamie dla ciebie slubow, watpie, zebym zlamala je dla innego.
— Wcale sie nie martwilem — odparl, ale teraz, pod roziskrzonym niebem Florydy, podnoszac oczy na wieze startowe wychodzace na spotkanie bialym, pierzastym oblokom, teraz sie martwil.
Pulkownik piechoty, ktory zaofiarowal sie oprowadzic Kaymana, wyczuwal, ze jest on zatroskany, ale nie mial pojecia, jakie mogly byc tego przyczyny.
— To calkiem bezpieczne — powiedzial na chybil trafil. — Ja bym sie nie przejmowal wprowadzeniem na niska orbite spotkaniowa.
— To wyrwalo Kaymana z zadumy.
— Zapewniam pana, ze sie nie przejmowalem. Nawet nie wiem, co pan ma na mysli.
— Och. No wiec, rzecz w tym, ze wypuszczamy panski balonik i obie rakiety pomocnicze na orbite nizsza niz zwykle: dwiescie dwadziescia kilometrow zamiast czterystu. To politykierstwo, rzecz jasna. Nie cierpie, jak urzedasy mowia nam, co mamy robic, ale w tym przypadku to jest naprawde bez znaczenia.