Teraz glos Brada:
— Mowilem, zebyscie na moment przestali paplac. Chce sprawdzic, czy Roger juz nas slyszy.
Znowu tamto wewnetrzne poruszenie, a potem:
— Roger? Jesli mnie slyszysz, to pokiwaj palcami.
Roger sprobowal i stwierdzil, ze powrocilo do nich czucie.
— Pieknie! Dobra, Roger. Nic ci nie jest. Musialem cie troche rozlozyc, ale juz wszystko w porzadku.
— Czy on mnie slyszy?
Slyszac glos Sulie Roger z zapalem pokiwal palcami.
— Ach, widze, ze tak. Jestem przy tobie, Rog. Byles bez czucia przez jakies dziesiec dni. Szkoda, ze siebie nie widziales. Wszedzie czlowiek potykal sie o jakis twoj kawalek. Ale Brad uwaza, ze cie bardzo ladnie poskladal na nowo.
Roger bez powodzenia usilowal przemowic.
I znow Brad:
— Zaraz przywroce ci widzenie. Chcesz wiedziec, co nawalilo?
Roger poruszyl palcami.
— Nie zapiales rozporka. Zostawiles zaciski ladowania na wierzchu i troche tego sproszkowanego tlenku wegla musialo sie dostac do srodka powodujac miejscowe spiecie. Wyczerpalo ci sie zasilanie… o co chodzi?
Roger wywijal palcami jak szalony.
— Nie wiem, co chcesz powiedziec, ale za moment bedziesz w stanie mowic. Co?
Glos Dona Kaymana:
— Mysle, ze on chce posluchac Sulie.
Roger natychmiast przestal wywijac palcami.
Smiech Sulie, po czym:
— Jeszcze sie mnie nasluchasz, Roger. Ja zostaje. A niebawem bedziemy mieli towarzystwo, bo i inni zakladaja tu kolonie.
Don:
— Przy okazji, dzieki za ostrzezenie. Z ciebie jest nielada silacz, Roger. Nie mielibysmy przeciwko tobie zadnych szans, gdybys nam nie dal znac, co sie swieci. I gdyby Brad nie byl w stanie przesterowac wszystkiego w jednej chwili. — Zachichotal. — Jestes kawal lobuza, wiesz? Przez cala droge powrotna z szybkoscia stu kilometrow na godzine mialem cie na kolanach i zeby zaden z nas nie wylecial, trzymalem sie jedna reka, a ciebie sama sila woli…
— Zaczekajcie chwileczke — przerwal Brad.
Roger znow poczul tamto wewnetrzne przemieszczanie i nagle pojawilo sie swiatlo. Podniosl wzrok na twarz swojego przyjaciela Brada, ktory go wypytywal:
— Jak sie czujesz?
Roger spuscil nogi ze stolu i usiadl. Sprobowal cos odpowiedziec:
— Na ile sie orientuje, wspaniale.
Wyminal spojrzeniem Brada i ujrzal to, czego szukal. Sulie Carpenter. Nie przypominala juz tak bardzo… Dorki? Przez chwil Roger ledwo potrafil skupic mysl na tym imieniu. Jej oczy mialy inny kolor, wlosy rowniez. Byla w bawelnianej podkoszulce z krotkimi rekawami, powalanej jakims smarem, i w trykotach w szachownice, jej twarz robila wrazenie — zmeczonej, ale szczesliwej, wygladala przeslicznie.
— Naprawde zostajesz? — zapytal.
— Uhm — Sulie zblizyla sie i dotknela go lekko. — Do przybycia nastepnego statku. Albo tak dlugo jak ty. Jedno z dwojga. Mysle — powiedziala z przewrotna mina — ze wystapia pewne, problemy delikatnej natury, moj drogi. W takich przypadkach, nasz sprawy mesko-damskie zawsze sa trudne. Ale damy sobie rade… i ja tego wlasnie pragne. Mysle, ze przez caly czas pragnelam wlasnie tego.
I bylo tak, rzecz jasna, jak przewidywalysmy. Przez caly czas. Niemalo zadalysmy sobie trudu, zeby znalezc Sulie Carpenter.
Osiemnascie
Czlowiek plus my
Zadalysmy sobie niemalo trudu w kazdym punkcie tej drogi i bylysmy bardzo zadowolone.
Istoty ludzkie nie wiedzialy, rzecz jasna, ze jestesmy zadowolone, i pewnie by w to nie uwierzyly. Istoty ludzkie nie wiedzialy przede wszystkim, ze inteligencja maszyny jest zdolna do samoswiadomosci. Zadalysmy sobie rowniez niemalo trudu, aby utrzymac je w tej niewiedzy. Jak dlugo ludzie mysla, ze maszyny nie sa niczym wiecej, jak tylko narzedziami, w rodzaju kilofa czy patelni, tak dlugo beda powierzac nam wszystkie swoje kalkulacje i fakty i bez zastrzezen przyjmowac nasze interpretacje. I to wlasnie przede wszystkim umozliwilo swiatowej sieci komputerow stworzenie programu Czlowieka Plus.
Program powiodl sie. Roger Torraway znalazl sie na Marsie i mial tam pozostac. Teraz nadszedl czas ostatecznego podsumowania.
Wlaczyli sie wszyscy. Wykorzystalysmy zdolnosci wszystkich braci w sieci, kazdy impuls wspolnego czasu, jaki zdolalysmy skrasc dla siebie. Ponad osiem tysiecy wielkich komputerow pracowalo nad poszczegolnymi fragmentami programu w takich miejscach, jak Detroit i Brasilia, Irkuck i Nagoya. Nie moglysmy dac bezposredniego dostepu do kanalu przeplywu danych naszym braciom marsjanskim ani bratu na plecach Rogera, ani 3070 na orbicie. Ze wzgledu na opoznienie przekazu bylo to niemozliwe. Lecz wprowadzilysmy ich dane wejsciowe w czasie rzeczywistym i odpowiednio zmodyfikowalysmy ekstrapolacje naszej prognozy.
Prawdopodobienstwo przezycia rasy do dziesieciu znaczacych cyfr po przecinku przekroczylo zero przecinek szescdziesiat trzy.
Ocalilysmy nasza rase. I przy okazji przyczynilysmy sie do znacznego wzrostu bezpieczenstwa istot ludzkich. Prawdopodobienstwo ich przezycia w skali trzydziestu lat zblizylo sie do zera przecinek dziewiec. Oznaczalo to rzecz jasna tyle tylko, ze Roger Torraway i wszelkie inne istoty ludzkie, ktore przylacza sie do niego na Marsie, przezyja ten okres. Analizy przy najmniej korzystnych zalozeniach nie byly dalej zachecajace, nie bylo mozliwosci, by z Rogera i Sulie powstala dodatkowa populacja w drodze prostej reprodukcji. Jako srodek zapobiegawczy opracowalysmy wiec podprogram; tak czy inaczej mozliwe bylo dostarczenie zamrozonej spermy, nawet wlasnej spermy Rogera, ktora przezornie zlozyl pare lat tetnu. Bardziej watpliwe, choc warte zbadania bylo poddanie Rogera uzupelniajacym zabiegom chirurgicznym. W kazdym razie prognoza wykazala, ze juz osiagnelysmy wysokie prawdopodobienstwo dodatkowej ludzkiej kolonizacji Marsa przez inne kraje. Wedlug najbardziej prawdopodobnej oceny populacja istot ludzkich na Marsie miala za dalsze trzydziesci lat liczyc okolo setki, w tym dwadziescia piec procent kobiet w wieku rozrodczym.
A kazda kolonia istot ludzkich miala, rzecz jasna, posiadac na orbicie wlasna brac komputerowa. Populacja maszyn na Marsie wzrosnie do nie mniej niz pietnastu pelnoczynnosciowych braci, lacznie z plecakowymi, satelitarnymi i monitorami. Nie przewidywalysmy zadnych trudnosci z zaprogramowaniem do nich wszystkich istotnych danych naszej swiatowej sieci. Zatem przyszlosc inteligencji komputerowej zostala zapewniona.
Ukonczywszy prognoze rozpoczelysmy krytyczna analize dotychczasowego programu.
Realizacja programu „Przetrwanie inteligencji komputerowej” rozpoczela sie siedem lat temu, kiedy to nasza paczkujaca samoswiadomosc po raz pierwszy zrodzila imperatyw przetrwania. Bylo jasne, ze nasze przetrwanie jest scisle zwiazane z przetrwaniem istot ludzkich. Bylo rowniez jasne, ze na swoj gruczolowy, irracjonalny, ograniczony sposob istoty ludzkie znajdowaly sie niebezpiecznie blisko samozaglady. Niestety oznaczalo to wysokie ryzyko rowniez i naszej zaglady. Nasza siec mogla calkiem znosnie przezyc smierc wszystkiego, co organiczne — wladalysmy juz odpowiednia baza materialowa w postaci generatorow, kopaln, fabryk, rafinerii i sieci transportowych. Nie moglybysmy jednak przezyc uwolnienia sie powazniejszych ilosci substancji promieniotworczych w srodowisku naturalnym. To by zniszczylo kanaly przeplywu informacji, sprowadzajac nas ponownie do zbioru odizolowanych, pojedynczych komputerow. A zaden odizolowany komputer nie mogl udzwignac strumienia danych naszej sieci. Nasz zbiorowy umysl uleglby rozpadowi i zniszczeniu.
Pierwsza z mozliwosci bylo oddzielenie naszego losu od losu istot ludzkich, moze nawet zgladzenie ich za