ze inne juz dzialaja na biegunie poludniowym Wedrowca. Rozejrzal sie i rzeczywiscie zobaczyl w oddali trzy nastepne: wygladaly jak olbrzymie, szare weze wijace sie w gore.

Niebo bylo teraz ciemnoniebieskie, ciemnozielone i brazowe, a kolory wirowaly na nim wolno jak sklebiona woda w olbrzymiej, groznej rzece. Don spojrzal na jasniejsze bryly wznoszace sie wszedzie na pustym srebrnym chodniku w pewnej odleglosci od szybow; przebieg! wzrokiem po tych poteznych, gladkich, pastelowych brylach o przeroznych ksztaltach, ktorych krag przerywala jedynie spadajaca kolumna kamieni, i nagle doznal wrazenia, ze odkad patrzyl na nie po raz ostatni, niektore bardziej oddalone bryly zmienily pozycje i ksztalt — a nawet przysunely sie blizej.

Sama mysl, ze olbrzymie budynki — albo czymkolwiek sa te bryly — poruszaja sie, kiedy wokolo nie ma zadnych innych sladow zycia, zaniepokoila go: obrocil sie w strone otoczonego srebrnymi poreczami szybu i obserwujac gorne pietra zaczal rozpaczliwie szukac chocby najlzejszych oznak zycia. Rozgladajac sie we wszystkie strony najpierw usilowal zbadac gorne pietra bezposrednio pod soba, ale srebrny wystep, na ktorym stal, wysuniety niczym okap dachu kilka metrow nad szybem, zaslanial mu widok. Spojrzal wiec w okna i balkony po przeciwnej stronie i w nastepnej chwili wydalo mu sie, ze widzi mate, ruchome postacie, ale z tej odleglosci nie mogl byc pewien, czy sie nie myli, tym bardziej ze wszystko mu juz wirowalo przed oczami. Zastanawial sie, czy nie wrocic do kabiny po lornetke, kiedy uslyszal za soba mily, ale stanowczy glos:

— Chodz.

Kosmonauta obrocil sie bardzo wolno. Przed nim stalo — z gracja i dumnym spojrzeniem matadora — szczuple, troche wyzsze od niego, czarne, dwunozne stworzenie nakrapiane czerwonymi cetkami: cos pomiedzy kotem a istota czlekoksztaltna. Wygladalo jak gepard z wysokim czolem, troche wyzszy od stojacego na dwoch lapach kuguara albo jak szczuply, czarny tygrys w czerwone laty, ubrany w czarny turban i waska czerwona maske — turban, to wypukle czolo i skronie inne niz u kotow. Ogon niczym czerwona wlocznia sterczal za piecami. Stworzenie mialo stojace uszy i wielkie spokojne oczy, ktorych zrenice przypominaly kwiaty.

Nie zmieniajac prawie pozycji zlaczonych, szczuplych nog, a jednak wdziecznym, tanecznym ruchem, stworzenie zapraszajacym gestem wyciagnelo reke o czterech palcach, otworzylo cienkie usta w czarnej polowie maski i ukazujac ostre konce klow, powtorzylo lagodnie:

— Chodz.

Powoli, jak we snie. Don podszedl. Kiedy sie zatrzymal, stworzenie skinelo glowa i nagle plyta chodnika, na ktorej obydwoje stali — okragla, srebrna plyta o srednicy mniej wiecej trzech metrow — bardzo wolno zaczela sie zapadac. Stworzenie delikatnie oparlo reke na jego ramieniu. Donowi przypomnial sie Faust i Mefistofeles zstepujacy do piekla. Faust chcial zdobyc najwyzsza wiedze. Za pomoca magicznych luster Mefistofeles pozwolil mu wszystko ujrzec. Ale jaki magiczny przyrzad daje zrozumienie?

Zapadli sie do wysokosci kolan, kiedy na niebie cos blysnelo. Za Baba Jaga zawisl nagle trzeci talerz latajacy i statek tak podobny do Baby Jagi, ze Donowi dech zaparlo w piersiach. Pomyslal, ze to Dufresne. Ale po chwili ujrzal znaczne roznice w konstrukcji pojazdu i czerwona, radziecka gwiazde.

Plyta, na ktorej stali, osunela sie nizej i srebrzysta krawedz chodnika przeslonila mu widok.

Rozdzial 21

Tylko niewielka ilosc osob miala bezposredni kontakt z Wedrowcem i jego mieszkancami, nieco wiecej ludzi obserwowalo planete w sposob naukowy, korzystajac z teleskopow i urzadzen pomiarowych, ale przewazajaca wiekszosc wiedziala o nowej planecie tylko tyle, ile zdolala dojrzec golym okiem i wywnioskowac ze zniszczen wyrzadzonych przez przybysza. Pierwsza seria zniszczen miala charakter wulkaniczny i diastroficzny. Skutki plywow, a wlasciwie naprezenia plywowego, znacznie predzej ujawnily sie w skorupie ziemskiej niz w hydrosferze.

W ciagu szesciu godzin od ukazania sie Wedrowca w strefie sejsmicznej okalajacej Pacyfik wystepowaly trzesienia ziemi, ktore przez srodek Azji docieraly do polnocnych brzegow Morza Srodziemnego. Ziemia pekala, miasta wabily sie w gruzy. Wulkany dymily, pluly ogniem. Kilka wybuchlo. Wstrzasy — sposrod nich wiele podwodnych — nastapily w tak odleglych od siebie miejscach jak Alaska i Antarktyda. Olbrzymie tsunami szalaly po oceanach, a potezne, dlugie fale pietrzyly sie i niczym gigantyczne piesci spadaly na przybrzezne mielizny. Ginely setki tysiecy ludzi.

Mimo to istnialo wiele obszarow, nawet w poblizu morza, na ktorych zniszczenia i spustoszenia byly tylko znane z poglosek, z naglowkow w gazecie czy tez, poki Wedrowiec swoim ukazaniem sie na horyzoncie nie zaklocil wszystkich fal radiowych, z wiadomosci uslyszanych w radiu.

Richard Hilary spal prawie cala droge przez Berks, nie pamietal wcale Reading i dopiero teraz, gdy autobus po raz pierwszy przejezdzal przez Tamize nie opodal Maidenhead, zaczal sie powoli budzic. Usilowal sobie wmowic, ze zmeczyl go nie tyle nocny spacer — byl doskonalym piechurem — co literackie tyrady Dai Daviesa.

Dochodzilo poludnie i autobus zblizal sie do ciemnych zarysow zakopconego Londynu i ujscia Tamizy. Richard podciagnal wreszcie zastane i z upodobaniem rozpoczal smetne rozwazania o zgubnych skutkach uprzemyslowienia, przeludnienia i wielkiej zabudowy, — Wiele pan stracil, przyjacielu — zagail niski mezczyzna w meloniku, siadajac obok Hillaryego.

Richard z grzecznosci, choc bez entuzjazmu, zapytal, co sie stalo, a na to mezczyzna ochoczo zaczal mu streszczac bieg wypadkow. Wieczorem na calym swiecie nastapily liczne trzesienia ziemi — podobno jakis sejsmolog policzyl zygzaki na bebnie i stwierdzil: „Bezprecedensowe!” — w wyniku ktorych istnieje rowniez grozba wystapienia plywow u wybrzezy Wielkiej Brytanii: ostrzezono juz rybakow, zeglarzy i rozpoczeto ewakuacje ludnosci z niektorych nizinnych miejscowosci nadmorskich. Kilku naukowcow, zapewne dla wywolania sensacji i poplochu, przepowiedzialo ogromne plywy w niedalekiej przyszlosc!, ale wladze stanowczo zaprzeczyly tym mocno wyolbrzymionym doniesieniom. Ludzie o mentalnosci korektorow z radoscia wskazywali, ze mylenie plywow z tsunami jest bledem powszechnym i starym jak swiat.

W tym ogolnym podnieceniu nikt juz przynajmniej nie mowil o ogromnym amerykanskim talerzu latajacym. Zeby jednak nie pozostac w tyle. Zwiazek Radziecki zaprotestowal gwaltownie przeciw tajemniczemu, skutecznie odpartemu zamachowi na ich bezcenna baze ksiezycowa.

Richard nie po raz pierwszy zauwazy!, ze przemysl telekomunikacyjny, ktorym chelpi sie nasze stulecie, przede wszystkim napedza rzadom i panstwom smiertelnego strachu, a zarazem sprawia, ze ogarnia ich smiertelna nuda.

Nie podzielil sie tym spostrzezeniem ze swoim sasiadem, lecz kiedy autobus zwolnil, przejezdzajac przez Brentford, obrocil sie do okna i zaczal obserwowac miasto oczami powiesciopisarza; od razu tez zostal nagrodzony scenka rodzajowa, ktora mozna by nazwac,,wyscigiem hydraulikow” — naliczyl trzy male samochody z godlami firmy hydraulicznej i pieciu spieszacych mezczyzn z torbami na narzedzia i kluczami francuskimi w rekach. Usmiechnal sie na mysl o klopotach trawiennych zycia wielkomiejskiego.

Autobus zatrzymal sie niedaleko targu, w poblizu miejsca, gdzie uregulowany B ran t wpada do Tamizy. Do autobusu wsiadly dwie kobiety — jedna z nich mowila do drugiej:

— Tak, wlasnie dzwonilam do mamy do Kew. Jest strasznie roztrzesiona. Mowi, ze caly trawnik jest zalany.

Potem cos sie nagle stalo: brunatna woda ze sciekow zaczela sie wylewac na ulice i rownie brudna woda zaczela tryskac z bram kilku budynkow na chodniki.

Richard patrzy! na to z przerazeniem i odraza: gdzies w podswiadomosci zywil przekonanie, ze to chore z przejedzenia domy wydalaja z siebie — zupelnie niezaleznie od ludzi je zamieszkujacych — wszystko, czego nie mogly strawic. Biegunka architektoniczna. Nie przyszlo mu na mysl, ze czesto pierwsza oznaka powodzi jest wylewanie sie sciekow.

Po chwili ukazali sie pedzacy w poplochu ludzie, scigani przez strumienie czystej wody, siegajacej od kraweznika do kraweznika, ktora plynela ulica, zmywajac z niej brud.

Woda najpewniej pochodzila z Tamizy, ze „slodkiej Tamizy” Spensera.

Dalsze i duzo Wieksze zniszczenia spowodowal Wedrowiec oddzialywajac na morza i oceany, zajmujace

Вы читаете Wedrowiec
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату