tysiace ras, ktore stworzyly Galaktyke Centralna, to pionierzy. A w rezultacie Centralna podlega rozmaitym naciskom.
— Mowisz tak, jakbys tracil nadzieje na utrzymanie stacji na Ziemi — zauwazyl Enoch.
— Istotnie, niemal stracilem nadzieje — odparl Ulisses. — Ale jesli chodzi o twoja osobe, bedziesz mogl wybrac. Mozesz pozostac i zwyczajnie zyc na Ziemi albo otrzymasz przydzial do innej stacji. Galaktyka Centralna liczy, ze zechcesz przystac do nas.
— Widze, ze nadchodzi czas decydujacego wyboru.
— Obawiam sie, ze tak — rzekl Ulisses. — Przykro mi, Enochu, ze przynosze zle wiesci.
Enoch siedzial w bezruchu wstrzasniety. Zle wiesci! Gorzej niz zle. To koniec wszystkiego.
Czul, jakby cos sie zawalilo, nie tylko w jego swiecie: upadla nadzieja dla Ziemian. Bez stacji Ziemia znow bedzie tkwic w galaktycznym zascianku; utraci nadzieje na pomoc, pozostanie nieznana i nieswiadoma tego, co w Galaktyce jest i czeka. Samotny i nagi ludzki rod podazy dalej swoja droga, niezdarnie i na oslep, w ciemna przyszlosc.
20.
Mglisty byl juz niemlody. Otaczajaca go zlota poswiata stracila swiezosc. Lagodne swiatlo, glebokie i pelne, nie oslepialo jak aura niedojrzalego wieku. Zachowywal niewzruszona godnosc, a jaskrawy czub — ni to wlosy, ni piora — jasnial biela niczym blask swietosci. Jego lagodna twarz miala miekkie rysy, ta sama lagodnosc i miekkosc u czlowieka zaznaczylaby sie siateczka zmarszczek.
— Przykro mi — zwrocil sie do Enocha — ze spotykamy sie w takiej sytuacji. Mimo wszystko, bez wzgledu na okolicznosci, milo mi cie poznac. Slyszalem o tobie. Nieczesto sie zdarza, ze istota z nowej planety zostaje zawiadowca. Z tego tez powodu, mloda istoto, jestem toba zaintrygowany. Zastanawialem sie, jakim wlasciwie okazesz sie stworzeniem.
— Nie musisz sie go obawiac — powiedzial Ulisses nieco ostrym tonem. — Recze za niego. Laczy nas od lat
— Tak, zapomnialem — przyznal Mglisty. — To ty go znalazles. — Rozejrzal sie po pomieszczeniu. — Jeszcze jeden — stwierdzil. — Nie wiedzialem, ze jest ich dwoje. Mowiono mi o jednym.
— To przyjaciolka Enocha — wyjasnil Ulisses.
— W takim razie byl kontakt. Kontakt z planeta.
— Nie, nie bylo kontaktu.
— W takim razie popelniono nieostroznosc.
— Moze. Ale wskutek okolicznosci, w ktorych watpie, czy ty lub ja postapilibysmy inaczej.
Lucy wstala i ruszyla w strone Mglistego cicho i powoli, jakby plynela.
Mglisty zwrocil sie do niej w ogolnym jezyku:
— Milo mi cie poznac. Bardzo mi milo.
— Ona nie mowi — powiedzial Ulisses. — Ani nie slyszy. Nie moze porozumiewac sie.
— A kompensacja? — spytal Mglisty.
— Tak sadzisz? — zainteresowal sie Ulisses.
— Jestem pewien.
Powoli postapil naprzod, a Lucy czekala.
— Ono… ona — uzywacie formy zenskiej — ona sie nie boi.
Ulisses rozesmial sie.
Nie boi sie nawet mnie — powiedzial.
Mglisty wyciagnal do niej reke, a Lucy stala przez chwile nieruchomo, potem podala dlon i uscisnela przypominajace macki palce Mglistego.
Przez moment Enochowi zdawalo sie, ze zlocista poswiata obejmuje swym blaskiem dziewczyne Ziemianke. Zamrugal i zludzenie — jesli to bylo rzeczywiscie zludzenie — pryslo; jedynie Mglisty stal w zlotym blasku.
„Ja kie to dziwne — zastanawial sie Enoch — ze dziewczyna nie obawia sie ani Ulissesa, ani Mglistego. Czy naprawde widzi cos poza powierzchownoscia, wyczuwa w tych istotach czlowieczenstwo (na Boga, nawet teraz nie potrafie myslec inaczej niz po ludzku)? Jezeli to prawda, moze ona nie jest tak naprawde czlowiekiem? Oczywiscie, jest czlowiekiem z pochodzenia i wygladu, ale nie zostala uksztaltowana przez ludzka kulture; moze jest tym, czym bylby czlowiek, gdyby nie zagluszyly go wzorce zachowania i osadu, ktore z biegiem lat zastygly w prawa okreslajace postawy ludzkie?”
Lucy uwolnila reke Mglistego i wrocila na sofe.
— Enochu Wallasie — powiedzial Mglisty.
— Tak?
— Ona nalezy do twej rasy?
— Tak, oczywiscie.
— Jest zupelnie inna niz ty. Jak gdyby istnialy dwie rasy.
— Nie ma dwoch ras. Jest tylko jedna.
— Czy wielu jest takich jak ona?
— Nie mam pojecia.
— Moze kawy? — zwrocil sie Ulisses do Mglistego. — Czy napijesz sie kawy?
— Kawy?
— Znakomity napoj. Przynajmniej jedno wielkie osiagniecie Ziemian.
— Nie kosztowalem jeszcze tego — rzekl Mglisty. — Nie sadze, bym dal sie skusic. — Z powaga zwrocil sie do Enocha: — Czy wiesz, dlaczego tu jestem?
— Chyba tak.
— Zaluje, ze powod jest wlasnie taki. Jednak musze…
— Jesli wolno, proponowalbym przyjac, ze protest zostal juz zlozony — rzekl Enoch.
— Dlaczego nie? — poparl go Ulisses. — Sadze, ze nie ma potrzeby, bysmy wszyscy trzej musieli odgrywac te dosc przykra scene.
Mglisty wahal sie.
— Jezeli uwazasz, ze jednak trzeba… — zaczal Enoch.
— Nie — powiedzial Mglisty. — Bede usatysfakcjonowany, jesli nie wypowiedziany protest zostanie przyjety bez zastrzezen.
— Przyjmuje go — rzekl Enoch — pod jednym wszakze warunkiem: bedzie mi wolno upewnic sie, czy oskarzenie nie jest bezpodstawne. Musze wyjsc i zobaczyc.
— Nie wierzysz mi?
— Nie o to chodzi. Musze po prostu sprawdzic. Nie moge przyjac protestu w imieniu wlasnym i mojej planety, dopoki nie uczynie przynajmniej tyle.
— Enochu — powiedzial Ulisses — przybysz z Wegi jest ci przychylny. Nie tylko teraz, ale i zanim to sie wydarzylo. Jego lud wytacza oskarzenie z najwieksza niechecia. Wiele przykrosci doznali, by ochronic Ziemie i ciebie samego.
— I wedlug waszych odczuc okaze niewdziecznosc, jesli nie przyjme protestu i oskarzenia na podstawie slow przybysza z Wegi.
— Przykro mi, Enochu — rzekl Ulisses. — Wlasnie to mam na mysli.
Enoch potrzasnal glowa.
— Latami staralem sie zrozumiec i dostosowac do etyki i sposobu myslenia wszystkich tych, ktorzy przybywali do stacji. Odsunalem na bok moje wlasne ludzkie odruchy. Probowalem zrozumiec inne punkty widzenia, inne sposoby pojmowania; wiele z nich klocilo sie z moim. Ciesze sie, ze tak postepowalem, gdyz dzieki temu dane mi bylo wyjsc poza ziemskie oplotki. Mysle, iz wiele skorzystalem. Ale to nie dotyczy Ziemi; doswiadczalem wszystkiego sam. A teraz sprawa odnosi sie takze do innych Ziemian i musze podejsc do niej jak Ziemianin. W tym konkretnym przypadku jestem nie tylko zawiadowca stacji galaktycznej.
Nie odpowiedzieli mu. Enoch czekal — milczenie przedluzalo sie.
W koncu odwrocil sie i ruszyl do drzwi.