Kiedys wszystkich cos laczylo. Zdarzaly sie roznice, naturalnie, ale pokonywano je — czasem sztucznie i niezadowalajaco, ale obie strony zawsze dazyly do kompromisu i zazwyczaj go osiagaly. Po prostu chcialy tego. Istniala wspolna sprawa:

wypracowanie wielkiego braterstwa wszystkich inteligentnych ras. Zdawalismy sobie sprawe, ze wszyscy razem dysponujemy ogromnym potencjalem naukowo-technicznym i ze pracujac wspolnie, robiac uzytek z wiedzy i zdolnosci, dojdziemy do czegos wielkiego, co przejdzie najsmielsze oczekiwania, przycmi wszystko, co pojedyncze planety skrycie pragnelyby osiagnac. Nie wszystko, rzecz jasna, szlo gladko. Wystepowaly, jak powiedzialem, roznice, ale wciaz robilismy postepy. Odsuwalismy na bok drobne animozje i nieporozumienia, skupialismy sie przede wszystkim na rozwiazywaniu powaznych problemow. W naszym odczuciu rozladowanie powaznych napiec powoduje, ze male niezgodnosci znikaja same. A teraz wszystko sie odwraca. Powszechnie wyciaga sie stare sprawy i rozdmuchuje je ponad miare, podczas gdy wazniejsze kwestie upadaja.

— Zupelnie jak na Ziemi — zauwazyl Enoch.

— W wielu przypadkach tak — przyznal Ulisses — choc istnieja zasadnicze roznice.

— Czytales gazety, ktore ci zostawilem?

Ulisses skinal glowa.

— Nie wyglada to rozowo.

— Wyglada na to, ze bedzie wojna.

Ulisses poruszyl sie niespokojnie.

— Wy nie prowadzicie wojen — rzekl Enoch.

— My to znaczy Galaktyka? Nie, w obecnym ukladzie nie prowadzimy.

— Jestescie zbyt cywilizowani?

— Nie badz zgryzliwy — powiedzial Ulisses. — Raz czy dwa bylismy o krok od wojny, lecz nie w ostatnim czasie. We wspolnocie jest wiele ras, ktore w swoich poczatkach zapisaly historie wojen.

— W takim razie mozemy miec nadzieje. Z tego sie wyrasta.

— Z czasem, moze.

— Ale to nie jest pewne.

— Nie, nie powiedzialbym.

— Pracuje nad pewnym wykresem — wyjawil Enoch. — Na podstawie systemu statystyki mizarianskiej. Z wykresu wynika, ze bedzie wojna.

— Nie jest wcale potrzebny wykres, by dojsc do takiego wniosku.

— Chodzi mi o cos innego. Nie tylko o to, czy wojna wybuchnie. Mialem nadzieje, ze wykres pokaze, jak utrzymac pokoj.

Musi byc jakis sposob. Gdybysmy tak mogli go odkryc, albo gdybysmy wiedzieli, gdzie szukac, kogo pytac…

— Istnieje sposob zapobiezenia wojnie — oznajmil Ulisses.

— To znaczy, ze ty wiesz…

— To drastyczne posuniecie. Moze byc uzyte jedynie w ostatecznosci.

— A nasza sytuacja nie wydaje ci sie grozna?

— Zalozmy, ze taka jest. Ten rodzaj wojny, ktora rozpetalaby Ziemia, moglby przyniesc kres tysiacleciom postepu, zniszczyc cala kulture, wszystko; pozostalyby tylko okruchy cywilizacji.

Moglby najprawdopodobniej zniszczyc wiekszosc istnien na planecie.

— Ta twoja metoda zostala juz kiedys uzyta?

— Kilkakrotnie.

— Sprawdzila sie?

— Och, oczywiscie. Gdyby nie byla skuteczna, w ogole nie bralibysmy jej pod uwage.

— Czy mozna uzyc jej na Ziemi?

— Masz prawo wystapic o jej zastosowanie.

— Ja?

— Jako przedstawiciel Ziemi. Wystapilbys do Galaktyki Centralnej z prosba o jej uzycie. Jako przedstawiciel calego gatunku, zostaniesz wysluchany. Jezeli uznamy, ze twoje wystapienie jest zasadne, Galaktyka Centralna moze wyznaczyc komisje do zbadania sytuacji, a potem na podstawie raportu zostanie podjeta decyzja.

— Powiedziales, ze ja moge wystapic. Zaden inny Ziemianin?

— Ktokolwiek, komu udziela sie glosu. Wysluchany moze byc ktos, kto wie o Galaktyce Centralnej, a na Ziemi ty jedyny wiesz. Poza tym zaliczasz sie do personelu. Dlugo pracowales jako zawiadowca. Spisywales sie dobrze. Wysluchamy cie.

— Jednego czlowieka! Jeden czlowiek nie moze wypowiadac sie w imieniu calej ludzkosci.

— Ty jeden spelniasz warunki.

— Gdybym mogl skonsultowac to z innymi…

— Nie mozesz. A nawet gdybys mogl, kto by ci uwierzyl?

— To prawda — przyznal Enoch.

Oczywiscie. Nie widzial nic dziwnego w idei wspolnoty galaktycznej czy miedzygwiezdnej sieci transportu; czasami wzbudzalo to jego podziw, ale zdziwienie juz prawie zaniklo. Potrzebowal jednak na to dlugich lat. Pomimo namacalnych dowodow calkowita akceptacja przyszla dopiero po latach. Jezeli opowie o tym Ziemianom, wezma go za szalenca.

— A ta metoda? — spytal niemal ze strachem; w napieciu czekal na odpowiedz.

— Glupota — powiedzial Ulisses.

Enoch odetchnal ciezko.

— Glupota? Nie rozumiem. Pod wieloma wzgledami jestesmy wystarczajaco glupi juz teraz.

— Masz na mysli bezmyslnosc, a tej jest pod dostatkiem nie tylko na Ziemi, ale i w calej Galaktyce. Ja mowie o umyslowym ograniczeniu. O niemoznosci pojmowania nauki i techniki, ktore umozliwiaja prowadzenie tego rodzaju wojny, ktora wybuchlaby na Ziemi. O niezdolnosci do obslugi maszyn, ktore bylyby wykorzystywane podczas takiej wojny. O cofnieciu ludzi do poziomu umyslowego, z ktorym nie zdolaja pojac osiagniec w dziedzinie nauk scislych, mechaniki, techniki — osiagniec bedacych ich wlasnym dzielem. Ci, ktorzy wiedza — zapomna. Ignoranci — nigdy sie nie naucza. Powrot do prostoty kola i dzwigni. W ten sposob wojna, ktora moglaby wybuchnac na Ziemi, stanie sie niemozliwa.

Enoch siedzial sparalizowany strachem, oniemialy, podczas gdy milion mysli klebilo sie w jego glowie.

— Mowilem juz, ze to drastyczne posuniecie — powiedzial Ulisses. — Tak musi byc. Powstrzymanie machiny wojennej wiele kosztuje. Cena jest wysoka.

— Nie moglbym! — zawolal Enoch. — Nikt by nie mogl.

— Zalozmy, ze nie mozesz. Ale zastanow sie: jesli bedzie wojna…

— Wiem. Jesli wybuchnie wojna, bedzie jeszcze gorzej. Ale przeciez to nie powstrzyma wojny. Nie o taka metode mi chodzilo. Ludzie w dalszym ciagu beda mogli walczyc i zabijac.

Maczugami — rzekl Ulisses. — Moze uzyja lukow, byc moze broni palnej, jesli beda ja jeszcze mieli i nie skoncza sie naboje. Nie beda wiedzieli, jak wytworzyc proch, jak uzyskac metal na pociski ani jak odlewac kule. Moze powalczyliby troche, lecz nie przyniosloby to zaglady. Glowice nuklearne nie zrownaja miast, bo nikt nie bedzie umial odpalic rakiety ani uzbroic glowicy — byc moze nawet nikt nie bedzie wiedzial, co to takiego. Komunikacja znanymi wam srodkami — zamiera. Wszystko procz najprostszych srodkow lokomocji — wylaczone z uzytku. Wojna — niemozliwa, chyba ze na mala skale.

— To straszne — powiedzial Enoch.

— Wojna tez jest straszna — odparl Ulisses. — Wybor nalezy do ciebie.

— A jak dlugo? Ile by to trwalo? Czy na zawsze pozostaniemy glupi?

— Kilka pokolen. Do tego czasu efekty tej — ze tak powiem — kuracji stopniowo zanikna. Ludzie powoli otrzasna sie z idiotyzmu i znow rozpocznie sie intelektualny rozwoj. Czyli wlasciwie damy im nowa szanse.

— A jesli za kilka pokolen dojdzie do takiej samej sytuacji jak obecna?

— To mozliwe. Jednak nie sadze, by tak sie stalo. Rozwoj kulturowy prawie nigdy nie przebiega rownolegle. Jest szansa, ze utworzycie lepsza cywilizacje i osiagniecie pokoj miedzy narodami.

— To zbyt wiele jak na jednego czlowieka…

— Zawsze jest jakas nadzieja — powiedzial Ulisses. — Zastanow sie. Metode polecamy tylko tym, ktorzy naszym zdaniem zasluguja na uratowanie.

Вы читаете Stacja tranzytowa
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату