kanapki z konserwa wolowa i nijak nie dal sie namowic. Gapil sie na mnie tak, jakby chcial mi poderznac gardlo. Czekaj… Cos mi sie przypomnialo. Nie zebym byla wscibska, no ale mam uszy i nieraz samo cos mi wpadnie. Ostatnio, jak ten wysoki siedzial tu z Elliotem, gadali o jakims sprawdzianie.

– Szkolnym?

– Skad mam wiedziec? Tak jakby ten wysoki oblal sprawdzian i Elliot byl niezadowolony. Wypadl stad jak burza. Nawet nie dojadl kanapki.

– Mowili o Kjirsten?

– Wysoki przyszedl pierwszy, spytal, czy Kjirsten w pracy. Powiedzialam, ze nie, i wtedy zadzwonil gdzies z komorki. Dziesiec minut pozniej wszedl Elliot. Zawsze obslugiwala go Kjirsten, a ze jej nie bylo, ja ja zastapilam. Nawet jesli o niej rozmawiali, nic do mnie nie dotarlo. Ale ten wysoki to chyba za nia nie tesknil.

– Pamietasz cos jeszcze?

– To zalezy. Wezmiesz deser?

– Moze kawalek ciasta.

– Ciasto? To ja ci poswiecam piec minut cennego czasu, a ty chcesz zamowic tylko ciasto? Myslisz, ze nie mam nic lepszego do roboty, jak sobie z toba ucinac pogawedke?

Rozejrzalam sie po sali. Byla prawie pusta. Poza mezczyzna czytajacym gazete przy barze, bylam jedyna klientka.

– Okej… – Przebieglam wzrokiem karte.

– Do popicia ciasta najlepsza bedzie malinowa lemoniada. – Zanotowala. – A na koniec jeszcze kawka. – Dopisala do rachunku. – I za to spodziewam sie dodatkowych dwudziestu procent. – Zadowolona z siebie, wsunela bloczek do fartuszka i krecac biodrami, poszla do kuchni.

ROZDZIAL 21

Tymczasem na zewnatrz ochlodzilo sie i zaczelo mzyc. Wsrod mgly, ktora zawisla nad ulicami, latarnie plonely niesamowitym, trupim blaskiem. Pospiesznie wyszlam z bistra, dziekujac Bogu, ze sprawdzilam prognoze pogody i zabralam parasolke. Po drodze widzialam, jak w barach zbieraja sie ludzie.

Zblizajac sie do przystanku, poczulam na szyi znajome lodowate tchnienie. Jak tej nocy, kiedy ktos zagladal mi przez okno do pokoju, jak w Delphic i wowczas, gdy Vee wyszla z Victoria's Secret w mojej kurtce. Schylilam sie. udajac, ze zawiazuje sznurowke, i ukradkiem rozejrzalam sie wokol. Chodnik po obu stronach ulicy byl pusty.

Gdy zapalilo sie zielone swiatlo, przeszlam na druga strone. Przyspieszajac kroku, wsunelam torebke pod ramie, pelna nadziei, ze autobus sie nie spozni. Skreciwszy w alejke za jakims barem, minelam grupke palaczy i wyszlam na ulice rownolegla. Przebieglam kolejna przecznice, cofnelam sie i zrobilam jeszcze kolo. Co pare sekund ogladalam sie za siebie.

Uslyszalam warkot autobusu, ktory po chwili wyjechal zza rogu, materializujac sie we mgle. Gdy zwolnil przy krawezniku, wsiadlam. Bylam jedyna pasazerka.

Usiadlam kilka miejsc za kierowca i zgarbilam sie, zeby mnie nie widzial. Drzwi sie zamknely i autobus pomknal naprzod. O malo nie westchnelam z ulga, gdy w komorce pojawil sie SMS od Vee:

„Gdzie jestes?'

„Portland – odpisalam. – A ty?'

„Tez. Na imprezie z Julesem i Elliotem. Spotkajmy sie'.

„Co robisz w Portland?'

Nie czekajac, az odpisze, zadzwonilam do niej. Rozmawia sie szybciej, a sprawa byla powazna.

– I jak? – zapytala. – W nastroju na impreze?

– Mama wie, ze bawisz sie w Portland z dwoma facetami?

– Nie denerwuj sie tak, skarbie.

– Nie wierze, ze przyjechalas do Portland z Elliotem! -Ogarnelo mnie zle przeczucie. – Wie, ze ze mna rozmawiasz?

– Co ty, zeby cie zabil?! Nie wie, sorry. Polecial po cos z Julesem do Kinghorn i marzne tu solo. Przydaloby mi sie towarzystwo. Ej! – wrzasnela na kogos. – Rece przy sobie, dobra? Przy sobie! Nora? Jestem w dosyc nieciekawej okolicy. Pospiesz sie, okej?

– Gdzie jestes?

– Czekaj… Wiec tak: dom po przeciwnej stronie ma numer 1727. Ulica nazywa sie chyba Highsmith.

– Postaram sie byc tam jak najszybciej. Ale nie zostane. Wracam do domu i ty jedziesz ze mna. Niech sie pan zatrzyma! – krzyknelam do kierowcy.

Przyhamowal i walnelam nosem o siedzenie przed soba.

– Ktoredy do Highsmith? – spytalam, kierujac sie do przodu.

Kierowca wskazal okna z prawej strony autobusu.

– Na zachod stad. Masz zamiar isc pieszo? – Zmierzyl mnie od stop do glow. – Ostrzegam, to niebezpieczna dzielnica.

Pieknie.

Przeszlam zaledwie kilkadziesiat metrow, gdy stalo sie jasne, ze kierowca nie przesadzil. Krajobraz zmienil sie zasadniczo. Ciekawe wystawy zastapily budynki zamalowane graffiti przez uliczne gangi. W zakratowanych oknach panowal mrok. Chodniki ginely we mgle jak opustoszale sciezki.

Rozlegl sie jakis stukot i po chwili zobaczylam kobiete pchajaca wozek z torbami smieci. Miala oczy jak rodzynki, ciemne i paciorkowate, i przygladala mi sie bacznie, niemal jak drapieznik.

– Co my tu mamy? – odezwala sie przez szczerbate zeby. Cofnelam sie ostroznie, przyciskajac do siebie torebke

– Palto, rekawiczki i ladna welniana czapke – wyliczyla. Marzylam o sliczniutkiej czapce z welny.

– Dobry wieczor – odchrzaknawszy, staralam sie, by zabrzmialo to przyjaznie. – Moze mi pani powiedziec, jak daleko stad do Highsmith Street?

Zarechotala.

– Te droge wskazal mi kierowca autobusu – dodalam jeszcze mniej pewnie.

– Powiedzial, ze do Highsmith tedy? – spytala, rozdrazniona. – Znam droge do Highsmith, ale jest gdzie indziej.

Na prozno liczylam, ze rozwinie te mysl.

– Moglaby mnie pani pokierowac? – zapytalam.

– Tu mam wszystkie kierunki. – Puknela sie w czolo palcem przypominajacym powyginana, sekata galaz. – Wszysciutenkie.

– Wiec ktoredy do Highsmith? – zachecilam.

– Za darmo ci nie powiem – zbesztala mnie nagle. – To bedzie troche kosztowalo. Dziewczyna musi z czegos zyc. Nie wiesz, ze w zyciu nie ma nic za darmo?

– Nie mam pieniedzy – odparlam. W kazdym razie mialam niewiele, na bilet do domu.

– Ale masz cieplutkie palto.

Spojrzalam na swoj ocieplany plaszcz. Zimny wiatr mierzwil mi wlosy i na sama mysl o zdjeciu go dostalam na ramionach gesiej skorki.

– To prezent na Gwiazdke.

– Podwiewa mi tylek – warknela kobieta. – Chcesz wiedziec, jak isc, czy nie chcesz?!

Nie moglam uwierzyc, ze tam stoje, ze wymieniam sie plaszczem z bezdomna. Vee miala u mnie tak wielki dlug, ze mogla go nigdy nie splacic.

Zrzucilam plaszcz i kloszardka momentalnie go zalozyla.

Z ust zaczely mi buchac kleby pary. Objelam sie, tupiac nogami w miejscu, by stracic jak najmniej ciepla.

– Czy teraz juz zechce mi pani wskazac droge do Highsmith Street?

– Wolisz dluzsza czy krotsza?

– K… krotsza – zaszczekalam zebami.

– Ale za krotsza droge bedziesz musiala mi doplacic. Zawsze marzylam o ladnej czapce z welny.

Вы читаете Szeptem
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату