raptem spod maski jeepa zaczela sie dobywac para. Patch spokojnie przyhamowal i zjechal na pobocze.
– Zaczekaj – powiedzial, wysiadajac. Podniosl maske auta i zniknal mi z oczu.
Chwile pozniej zatrzasnal maske. Otarlszy rece o spod nie, podszedl do mojego okna i dal mi znak, bym je otwarla.
– Niestety – rzekl krotko – wysiadl silnik. Probowalam zrobic nieslychanie madra mine, ale i tak wiedzialam, ze jest bez wyrazu. Patch uniosl brwi i oswiadczyl:
– Niech spoczywa w pokoju.
– Nie pojedzie?
– Chyba ze go popchamy.
Ze tez musial wygrac takiego rzecha.
– Gdzie masz komorke? – spytal.
– Zgubilam.
Usmiechnal sie.
– Niech zgadne. W kieszeni plaszcza. Kloszardka niezle sie oblowila.
Ogarnal wzrokiem horyzont.
– Mamy dwie mozliwosci. Albo zlapac okazje, albo przejsc sie do nastepnego zjazdu i poszukac telefonu.
Wysiadlam, mocno zatrzaskujac drzwi. Kopnelam przednie kolo jeepa. Furia staralam sie pokryc przerazenie dzisiejszymi zdarzeniami. Gdybym tylko byla sama, rozryczalabym sie z miejsca.
– Przy nastepnym zjezdzie jest chyba motel – odparlam, jeszcze glosniej szczekajac zebami. – P-p-p-popilnuj samochodu.
Usmiechnal sie leciutko, ale bez rozbawienia.
– Nie spuszcze cie z oka, Aniele. Miesza ci sie w glowie. Pojdziemy razem.
Skrzyzowalam rece, zeby mu sie postawic. Bylam w tenisowkach, wiec twarza siegalam mu zaledwie do ramion i by mu spojrzec w oczy, musialam wyciagnac szyje.
– Nie ide z toba do zadnego motelu – rzeklam stanowczo, aby przypadkiem nie zmienic zdania.
– Sadzisz, ze my plus uspiony motel to zbyt ryzykowna kombinacja?
Tak wlasnie pomyslalam. Patch oparl sie o jeepa.
– Mozemy tu tak siedziec i dalej sie sprzeczac – spojrzal na zasnute chmurami niebo – ale ta burza i tak zaraz nas pogoni.
Tak jakby matka natura postanowila potwierdzic te prognoze, niebo rozwarlo sie i lunal deszcz ze sniegiem. Zmierzylam Patcha wzrokiem i westchnelam wsciekle. Jak zwykle sie nie mylil.
ROZDZIAL 22
Dwadziescia minut pozniej przemoknieci do suchej nitki stanelismy przed wejsciem do taniego motelu. Gdy brnelismy przez ulewe, nie odezwalam sie do Patcha nawet slowem i ociekalam nie tylko woda, ale tez… irytacja. Z nieba plynely kaskady deszczu, stwierdzilam wiec, ze niepredko wrocimy do jeepa i kombinacja: ja, Patch oraz motel w najblizszym czasie sie nie zmieni.
Gdy weszlismy, zadzwieczal dzwonek nad drzwiami i recepcjonista wstal gwaltownie, strzepujac z kolan okruszyny chrupek.
– Jaki ma byc pokoj? – spytal, oblizujac palce z pomaranczowego sluzu. – Panstwo razem?
– M-m-m-musimy skorzystac z telefonu – zaszczekalam w nadziei, ze zrozumie prosbe.
– Nic z tego. Pozrywalo kable. Burza.
– J-j-j-jak to: p-p-p-pozrywalo kable? Ma pan komorke? Recepcjonista spojrzal na Patcha.
– Chcemy pokoj dla niepalacych – wyjasnil Patch.
Spiorunowalam go wzrokiem.
– Odbilo ci? – powiedzialam bezglosnie. Recepcjonista postukal w klawiature.
– Wszystko wskazuje na to, ze mamy… Chwila. Bingo! Apartament dla niepalacych.
– Bierzemy – odparl Patch.
Odwrocil sie do mnie i kaciki jego ust sie uniosly. Zmruzylam oczy.
W tym momencie mrugnely lampy pod sufitem i recepcja pograzyla sie w ciemnosci. Chwile stalismy bez ruchu, az wreszcie recepcjonista pogmeral kolo siebie i zapalil potezna latarke.
– Nalezalem do skautow – poinformowal nas. – W mlodosci. „Czuwaj!'.
– W-w-w-wiec chyba ma pan komorke? – zapytalam.
– Mialem. Dopoki bylo mnie stac na rachunki. – Wzruszyl ramionami. – A mama jest strasznie skapa.
Mama? Gosc mial kolo czterdziestki. Ale nic tym sie przejelam, tylko mysla, co zrobi moja mama, gdy po powrocie z przyjecia nie zastanie mnie w domu.
– Jak chcecie placic? – zapytal recepcjonista.
– Gotowka – odpowiedzial Patch. Kiwajac glowa, recepcjonista zachichotal.
– To u nas powszechna forma platnosci. – Pochylil sie i dodal konfidencjonalnym tonem: – Ludzie nieraz chca ukryc, co robia poza praca, wiecie, o co chodzi…
Czesc mozgu odpowiedzialna za logiczne myslenie podpowiadala mi, ze spedzenie nocy z Patchem w motelu jest calkowicie wykluczone.
– To szalenstwo – powiedzialam do Patcha polglosem.
– Pewnie. – Jego usta znow byly na granicy usmiechu. -Szaleje za toba. Ile za te latarke? – spytal recepcjonisty.
Facet pogrzebal pod kontuarem.
– Mam cos lepszego: swiece typu survival. – Podsunal je nam, zapalajac jedna. – Sa darmowe, nie placicie ekstra. Jedna postawcie w lazience, a druga kolo lozka, swiatlo bedzie jak od lampy. Dorzuce wam zapalki. Nawet jak sie to nie przyda, zostanie mila pamiatka.
– Dzieki. – Patch ujal mnie pod lokiec i poprowadzil w glab korytarza.
Gdy weszlismy do sto szostki, zaryglowal drzwi. Plonaca swiece postawil na nocnym stoliku i odpalil od niej druga. Zdjal czapke i otrzepal mokre wlosy jak pies.
– Wez prysznic – powiedzial, zagladajac do lazienki. Jest mydlo i dwa reczniki.
Unioslam brode.
– N-n-n-nie mozesz mnie zmusic, zebym tu zostala. Zgodzilam sie wlec taki kawal drogi, bo po pierwsze nie mialam ochoty stac na deszczu, a po drugie, liczylam, ze znajdziemy telefon.
– To brzmi jak pytanie.
– Wiec o-o-o-odpowiedz.
Na jego twarzy odmalowal sie znajomy lobuzerski usmiech.
– Wygladasz tak, ze trudno mi sie skupic na odpowiedzi. Spojrzalam na przylepiona do ciala czarna bluze, minelam go i zamknelam za soba drzwi lazienki.
Odkrecilam kurek na fuli i rozebralam sie. Do sciany prysznica byl przyklejony dlugi czarny wlos. Zdjelam go przez kawalek papieru toaletowego, wrzucilam do klozetu i spuscilam wode. Nastepnie weszlam pod prysznic i obserwowalam, jak skora czerwienieje od ciepla.
Namydlajac kark i ramiona, stwierdzilam, ze jednak moge spac z Patchem w jednym pokoju. Nie bylo to zbyt madre ani zbyt bezpieczne, ale postanowilam dopilnowac, by nic sie nie zdarzylo. Poza tym nie mialam wyboru.
Spontaniczna i lekkomyslna czesc mozgu wysmiala mnie. Wiedzialam, co kombinuje. Z poczatku ciagnela mnie do Patcha pewna aura tajemnicy, a teraz juz cos innego. Niesamowity zar… Tej nocy musialo dojsc do czegos miedzy nami. W dziesieciopunktowej skali przerazalo mnie to na osiem, a podniecalo na dziewiec punktow.
Zakrecilam wode, wyszlam spod prysznica i wytarlam sie do sucha. Ciuchy byly tak mokre, ze nie moglam zalozyc ich z powrotem. Pomyslalam, ze moze gdzies w okolicy jest suszarka na monety i… dzialajaca bez pradu. Westchnawszy, zalozylam majtki i koszulke, ktore jakims cudem przetrwaly powodz.
– Patch? – szepnelam przez drzwi.
– Skonczylas?