strozowania. Sam zreszta teraz sie nad tym zastanawiam. Tyle ze niestety nie znam czlowieka na skraju smierci.
– Ile forsy daloby sie zarobic przed polnoca? – Po chwili milczenia spytal Patch, jakby chcac pozbyc sie tej mysli.
– Karty czy boks?
– Karty.
Rixonowi rozblysly oczy.
– Mieczaku! Zaraz ci pokaze, kto tu rzadzi. – Zlapal go za szyje i chcial przyblokowac lokciem, ale Patch zbil go z nog i zaczeli sie okladac. – Dobra! Dobra! – zawolal Rixon, podnoszac rece na znak, ze sie poddaje. – To, ze nie czuje gornej wargi, nie znaczy, ze chce spacerowac do bialego rana z rozwalona. – Mrugnal. – Odstraszaloby to panny.
– A siniec przyciagnie?
Rixon pomacal sie pod oczami.
– O rany! – Przylozyl Patchowi piescia.
Zsunelam palec z blizny Patcha. Piekla mnie skora na karku i serce walilo jak szalone. Spojrzal na mnie niepewnie.
Musialam pogodzic sie z faktem, ze to nie najlepszy moment, aby posluzyc sie logika. A moze powinnam cos w sobie przekroczyc? Nie stosowac sie do zasad. Przyjac niemozliwe.
– A wiec na sto procent nie jestes czlowiekiem – powiedzialam. – Tylko upadlym aniolem. Zloczynca.
Rozbawilo go to.
– Uwazasz mnie za zloczynce?
– Wchodzisz w… ludzkie istoty. Skinal glowa.
– Chcesz zawladnac moim cialem?
– Chcialbym z nim robic wiele rzeczy, poza ta jedna.
– Co jest nie tak z twoim wlasnym?
– Jest jak szklo. Istnieje, ale tylko odbija rzeczywistosc. Widzisz mnie i slyszysz, ja ciebie tak samo. Ty czujesz moje cialo, kiedy go dotykasz, a ja jestem pozbawiony takich doznan. Nie czuje ciebie. Wszystkiego doswiadczam jak przez szklana tafle, ktora moge rozbic, jedynie wcielajac sie w czlowieka.
– Albo polczlowieka. Nikly usmiech.
– Czy dotykajac blizn, widzialas Chaunceya? – spytal.
– Slyszalam rozmowe z Rixonem. Powiedzial, ze co roku w cheszwan na dwa tygodnie wcielasz sie w Chaunceya.
I ze Chauncey to tez nie czlowiek, tylko Nefil – ostatnie slowo wyszeptalam.
– Chauncey to ktos pomiedzy upadlym aniolem i czlowiekiem. Jest niesmiertelny jak aniol, ale posiada zmysly smiertelnika. Upadly aniol, ktory pragnie ludzkich doznan, moze ich doswiadczyc jako Nefil.
– Skoro nic nie czujesz, to czemu mnie calowales? Patch przesunal mi palcem po obojczyku, skierowal sie nizej i zatrzymal na piersi. Poczulam przez skore bicie serca
– Bo tu, w sercu, czuje – odparl cicho. – Nie jestem po zbawiony zdolnosci odczuwania. – Nie spuszczal ze mnie wzroku. – Wiez emocjonalna z toba, ze tak powiem, istnieje mimo wszystko.
Bez paniki – pomyslalam, ale oddech znow stal sie plytszy, urywany.
– To znaczy, odczuwasz radosc, smutek albo…
– Pozadanie. – Ledwie dostrzegalny usmiech. Stwierdzilam, ze teraz nie ma sensu sie nad tym zatrzymywac. Bo jeszcze przez przypadek dogonie go w tych emocjach. Przyjdzie na to pora, kiedy sie wszystkiego do wiem.
– Dlaczego spadles z nieba?
Na kilka sekund utkwil we mnie oczy.
– Zadza.
Przelknelam sline.
– Bogactwa?
Z trudem hamujac usmiech, podrapal sie po brodzie, jak zwykle, gdy chcial przede mna ukryc, o czym mysli.
– Nie tylko. Stwierdzilem, ze gdy upadne, bede mogl stac sie czlowiekiem. Podobno anioly, ktore zwiodly Ewe na pokuszenie i zostaly wygnane z raju, utracily skrzydlo i zmienily sie w ludzi. Ich odejscie z nieba nie bylo huczne ani uroczyste. Odbylo sie po cichu. Nie wiedzialem, ze odarto je ze skrzydel ani ze skazano je na wieczne pragnienie wejscia w ludzkie cialo. Wtedy nikomu nawet sie nie snilo o upadlych aniolach. Uznalem wiec, ze gdy upadne, strace skrzydla i zmienie sie w czlowieka. Szalalem za pewna smiertelniczka i wydawalo mi sie, ze warto zaryzykowac.
– Dabria powiedziala, ze mozesz odzyskac skrzydla, ratujac ludzkie zycie. Ze moglbys byc aniolem strozem. Nie chcesz? – Zdziwilo mnie, ze tak sie przed tym wzbrania.
– To nie dla mnie. Ja chce byc czlowiekiem. Niczego dotad nie pragnalem bardziej.
– A Dabria? Skoro nie jestescie razem, to co tu jeszcze robi? Myslalam, ze to zwykly aniol. Tez chce byc czlowiekiem?
Patcha jakby zmrozilo.
– Nadal jest na ziemi?
– Zatrudnila sie w naszej szkole jako nowa psycholozka, pani Greene. Bylam u niej ze dwa razy. – Zoladek podszedl mi do gardla. – Z tego, co zobaczylam w twojej pamieci, mysle, ze chce byc blizej ciebie.
– Co ci powiedziala, gdy sie spotkalyscie?
– Radzila mi sie z toba nie zadawac, bo masz zla, ponura przeszlosc… – urwalam. – To sie chyba zgadza, prawda? -Przeszly mnie ciarki.
– Musze odstawic cie do domu i na wszelki wypadek poszukac w jej papierach, co znowu kombinuje. – Zerwal cala posciel z lozka. – Owin sie tym – powiedzial, wreczajac mi suche przescieradlo.
Pogubilam sie w natloku komunikatow. Nagle poczulam suchosc w ustach.
– Ona cie wciaz kocha. Moze probuje sie mnie pozbyc. Nasze oczy sie spotkaly.
– Kto wie.
Dluzsza chwile tlukla mi sie po glowie zimna, nieprzyjemna mysl. A teraz juz niemal krzyczala, ze facetem w kominiarce moze byc wlasnie Dabria. Dotad wydawalo mi sie, ze potracilam mezczyzne i Vee tez byla przekonana, ze napadl ja facet… Raptem poczulam, ze Dabria okpila nas obie.
Patch wszedl na moment do lazienki i wrocil w mokrym podkoszulku.
– Pojde po auto – oznajmil. – Za dwadziescia minut podjade pod tylne wyjscie. Nie ruszaj sie z motelu.
ROZDZIAL 25
Po wyjsciu Patcha zalozylam na drzwi lancuch. Przesunelam pod nie krzeslo i przyblokowalam klamka. Sprawdzilam tez zamki w oknach. Nie mialam pojecia, czy ochronia mnie przed Dabria – nie wiedzialam nawet, czy chce mi zrobic krzywde – uznalam jednak, ze lepiej nie ryzykowac. Po paru minutach krecenia sie po pokoju sprawdzilam telefon, ale wciaz nie dzialal.
Mama na pewno mnie zabije!
Bez jej wiedzy wymknelam sie z domu i pojechalam do Portland. Ciekawe, jak teraz wytlumacze sytuacje „ja i Patch w motelu'. W najlepszym razie da mi szlaban do konca tego roku. Nie! Moze zechciec rzucic prace i zatrudnic sie gdzies na miejscu. A wtedy musialybysmy sprzedac dom i stracilabym resztke wiezi z tata.
Bodaj po kwadransie wyjrzalam przez dziurke od klucza. Mrok. Odryglowalam drzwi i gdy juz mialam je uchylic, rozblyslo za mna swiatlo. Odwrocilam sie jak w obledzie, myslac, ze to moze Dabria, ale pokoj byl cichy i pusty, tyle ze wlaczyli prad.
Otworzylam drzwi z glosnym trzaskiem i wyszlam na korytarz. Krwistoczerwony kiedys dywan byl mocno wy swiechtany i caly w niezidentyfikowanych ciemnych plamach. Byle jak pomalowane sciany oblazily z farby.
Kierujac sie zielona neonowa strzalka „wyjscie', przeszlam w glab korytarza i na koncu skrecilam. Gdy tylko pod drzwiami zatrzymal sie samochod, niemal jednym susem wskoczylam na miejsce obok kierowcy.