– Z narzeczonym. Kiedy postanowiono, ze mamy dzielic pokoj, chcialam sie jakos wybronic.
– Wiec nie masz przyjaciela? – zapytal beznamietnie. Westchnela zniecierpliwiona.
– Wlasciwie mam, ale ta przyjazn dopiero sie rozwija. To po prostu dobry, serdeczny kolega z pracy. Jest sporo ode mnie starszy, a ja czuje sie taka samotna. Potrzebuje kogos dojrzalego, kto mnie wesprze.
Zrozumial, ze przezywa gleboka rozterke.
– Przyjechalas do calkiem obcego miasta, nie znajac nikogo. Nie mialas przyjaciol, czy tak?
– Cos w tym rodzaju – odparla ostroznie. – Wydawalo mi sie, ze jestem w nim zakochana. Ale kiedy mnie pocalowal, pamietasz, wlasnie wtedy zadzwoniles, informujac o smierci wuja…
– Ach, wiec przerwalem randke?
– Tak. I bylam z tego powodu bardzo rada. Bo wtedy zdalam sobie sprawe, ze nie chce sie oddac temu mezczyznie. Pragnelam jedynie jego opieki i serdecznosci.
– A on, czy mial na ciebie ochote?
– Bez watpienia.
– W takim razie ciesze sie, ze wtedy zadzwonilem. Sara zaczerwienila sie.
– To porzadny czlowiek, naprawde nadal bardzo go lubie.
– Ale powiedzialas kiedys, ze jest nieszczesliwy? Jaka on ma pamiec, nic nie ujdzie jego uwagi!
– On mnie potrzebuje, a to jeszcze pogarsza sprawe, nie sadzisz?
– Uwazam, ze niewiele wart jest zwiazek zbudowany wylacznie na wspolczuciu.
Z policzkow Sary nie schodzily wypieki.
– Moze sie myle, moze jestem zakochana? Tak mi samej zle, tak bardzo za kims tesknie…
– Potrzebujesz mezczyzny, to przeciez nie powod do wstydu, a raczej oznaka normalnosci.
– A ty? – odparla szybko, zeby zmienic niewygodny temat. – Czy ty twierdzac, ze nie masz czasu na kobiety, jestes normalny?
Od razu pozalowala tego pytania. Nigdy nie potrafila rozmawiac o tak intymnych sprawach.
Alfred podniosl sie i podszedl do okna.
– Co do mnie, z pewnoscia jestem najnormalniejszy pod sloncem. Ale mysle, Saro, ze ty wcale nie kochasz tego mezczyzny.
– A co ty o tym mozesz wiedziec?
– Owszem, powiem nawet wiecej: ty nawet nie lubisz tego czlowieka.
– O, a to ciekawe. Na jakiej podstawie tak sadzisz? Odwrocil sie teraz do niej.
– Jesli dwoje ludzi jest razem i oboje odczuwaja samotnosc, jesli pragna sie wzajemnie, czy nie byloby naturalne, gdyby dali sie poniesc temu pragnieniu?
Serce Sary zabilo gwaltowniej.
– Myslisz o seksie? Tak po prostu zaspokoic namietnosc, niezaleznie od wzajemnych uczuc? Nie, to niemozliwe.
– Dlaczego nie? Nie pozwala ci na to dobre wychowanie czy poczucie skromnosci?
– O skromnosci lepiej nie wspominaj, kiedy caly hotel sadzi, ze jestesmy malzenstwem!
Nagle zrozumiala, ze rozmowa podaza w niebezpiecznym kierunku. Dodala szybko:
– Nie mam zamiaru oddawac sie mezczyznie, ktoremu potem nie bede mogla spojrzec prosto w oczy. Uwazam, ze ludzie musza darzyc sie szacunkiem i miloscia.
– Oczywiscie – rzekl z powaga. – Tez tak sadze. Wlasciwie ile ty masz lat?
– Dwadziescia dwa.
– Tak myslalem – powiedzial i niespodziewanie sie rozesmial. – Naprawde sie ciesze, ze nie jestes inna.
– Co chcesz przez to powiedziec?
– No, jesli juz musimy mieszkac razem…
Nie konczyl, wiec Sara przyparla go do muru.
– To nie jest odpowiedz. Chcialabym uslyszec cos wiecej.
– No dobrze. Taka wlasnie mi sie wydalas na poczatku. Zawiodlbym sie wiedzac, ze padasz w ramiona pierwszemu lepszemu mezczyznie, nic do niego nie czujac.
Sare ogarnela zlosc, ale nie umiala dokladnie powiedziec, dlaczego. Moze z powodu niedomowien?
– A jaka ci sie wtedy wydalam?
Wzruszyl ramionami, a jego glos zabrzmial tak, jakby cala dyskusja juz go znudzila:
– Masz cos takiego w spojrzeniu, czego nie potrafie nazwac, ale co bardzo lubie. Wydajesz mi sie taka czysta, nie z tego swiata. Wydajesz mi sie niezmiernie lagodna istota. Taka istota nie powinna zostac zraniona przez nie najmlodszych juz, rzekomo nieszczesliwych adoratorow.
– Dziekuje za szczerosc – odparla krotko. Nie miala pojecia, jak powinna zareagowac. W kazdym razie nie bylo to zabawne.
Jeszcze mniej spodziewala sie kolejnego wyznania:
– Takze i siebie zaliczam do owych nieszczesliwych adoratorow. Nie musisz sie mnie obawiac, chociaz i ja zmienilem sie w ciagu kilku ostatnich dni.
Sara walczyla teraz z wlasna niesmialoscia.
– No dobrze. Ja takze bede szczera – rzekla po chwili. – Ja tez zmienilam swoj stosunek do twojej osoby. Bardziej, niz bym sobie tego zyczyla. Dostrzeglam twoje problemy; i bylam niemal gotowa wpasc we wlasne sidla: ogarnelo mnie bowiem wspolczucie, a tego nie znosisz, prawda?
– Mozesz byc pewna. W kazdym razie juz wiemy, na czym stoimy. Czy zaczniemy od nowa?
– Chetnie, ale chyba nie musimy sie na nowo zaprzyjazniac?
– Pewnie, ze nie. A teraz chodzmy zapolowac na morderce.
– Nie mow takich rzeczy, to brzmi koszmarnie.
– Niestety, taka jest prawda.
– Rozumiem – westchnela i szybko zmienila temat: – Wiesz, wpisalam nas na liste chetnych na pokaz folkloru Kandy.
– A co to takiego?
– To glownie ludowe tance mieszkancow okolic miasta Kandy. Wystep odbedzie sie w jednym z hoteli, nie pamietam, w ktorym.
– Czy on sie tam wybiera?
– Raczej nie. Nie znalazlam jego nazwiska.
– Wiec dlaczego my…?
– Z prostej przyczyny: ja mam ochote je zobaczyc. Wpatrywal sie w nia dluzsza chwile.
– Przeciez to strata czasu! Saro, poza tym powinnas byc ostrozniejsza, nie wpisywac nigdzie swojego nazwiska. A jesli on zaslyszal je od twojego wuja?
Zerkala na niego niewinnie jak owieczka.
– Wpisalam tylko: Elden, dwie osoby…
– Nie do wiary! – wymamrotal i przyjrzal sie jej uwazniej, ale wyczuwajac smutek dziewczyny, zlagodnial.
– Niech bedzie. Wlasciwie wieczorem i tak nie mamy nic specjalnego w programie.
Sara rozpogodzila sie.
– Wiesz co? – pokrecil ze zdumieniem glowa. – Twoje minki sa smiertelnie niebezpieczne. Wszyscy niedoswiadczeni panowie w okolicy powinni miec sie na bacznosci.
Opuscili pokoj i szli wolno przez ogrod kamiennym korytarzem, kierujac sie do glownego skrzydla. Sara, idac za Alfredem, przylapala sie na tym, ze z przyjemnoscia przypatruje sie jego zgrabnej sylwetce. Zla na sama siebie, z irytacja zacisnela usta. Po ostatniej szczerej rozmowie kompletnie nie wiedziala, jak ma sie do niego odnosic.
Znala za to uczucia, ktore owladnely Alfredem: byly to nienawisc i pragnienie zemsty, niezaleznie od tego, co sam twierdzil.
Kiedy Alfred minal werande nalezaca do pokoju numer siedem, – wyszedl stamtad mezczyzna podszywajacy sie pod Hakona Tangena. Sara nie mogla zatrzymac swego towarzysza, zmieszana usmiechnela sie wiec lekko, tak jak wtedy gdy spotyka sie obcych, ale zamieszkujacych w tym samym hotelu gosci. Mezczyzna natomiast na jej widok nawet nie mrugnal.
Sarze ciarki przeszly po plecach.