przegranej.
– Torii to moja siostra – uslyszala niespodziewanie. – Ma niespelna siedemnascie lat, ale zadnej przyszlosci przed soba. Opuscila ja wszelka radosc zycia.
W tym momencie Sara pojela, ze dzieje sie cos niezwyklego. Alkohol, do ktorego Elden zbytnio nie nawykl, wywolal u niego potrzebe zwierzenia sie.
– Dlaczego, co sie stalo? – sprobowala ostroznie – - Widze, ze jestes do niej bardzo przywiazany?
– A co ciebie mogloby to obchodzic?
– Czy czasem nie oceniasz mnie zbyt pochopnie?
– Kieruje toba zwykla ciekawosc, czy nie tak?
Bala sie powiedziec mu wprost, jak bardzo znowu zrobil sie niemily, ciagnela jednak odwaznie: – Rozumiem, ze to wazna czesc twojego zycia. Nie chcialabym cie urazic
– Rzeczywiscie, mylisz sie. Po prostu na kobiety dotad nie mialem czasu.
– Nie miales czasu? Wiec masz jednak jakis cel, ktory ci ten czas pochlania? To nie jest chyba praca w policji, prawda, to dotyczy twojej siostry?
– Skad wiesz?
– Wywnioskowalam z tonu twojego glosu. Za oknem cykady rozpoczely swoj koncert.
Alfred lezal z rekoma pod glowa, wyciagniety na swoim poslaniu. Wydawal sie jeszcze chudszy niz zwykle, bo w tej pozycji brzuch calkiem mu sie zapadl. Nie widzacymi oczyma wpatrywal sie tepo w sufit.
– Pewnie masz racje – odrzekl. – Moze przesadzam, ale tak sie tym wszystkim zadreczam, ogarnia mnie kompletna bezradnosc i zwatpienie. Ani na chwile nie moge przestac myslec o mojej siostrze.
Sara lezala w milczeniu, przysluchujac sie jego slowom.
– Bylo nas troje rodzenstwa – zaczal, a Sara domyslila sie, ze nigdy przedtem o tym nikomu nie opowiadal – ja najstarszy. Po smierci mamy musialem sie nimi zaopiekowac. Ojciec zmarl wiele lat wczesniej. Kiedy wydarzyla sie tragedia, Torii miala pietnascie lat. Nielatwo przychodzilo utrzymac ja na miejscu. Geir byl kilka lat mlodszy. Przypadkowo dowiedzialem sie, ze Torii zakochala sie w dojrzalym mezczyznie. Ona oczywiscie nie pisnela w domu slowkiem, najprawdopodobniej on sobie tego nie zyczyl. Chodzily pogloski, ze jest to czlowiek o nieciekawej przeszlosci, a poza tym klasyczny podrywacz. Typ, ktorego trudno przylapac na goracym uczynku, ale ktory niejedno ma na sumieniu. Nikt jednak nie umial powiedziec, kim jest ten mezczyzna. Torii toczyla wiec wojne ze mna i mlodszym bratem, a moje ostrzezenia traktowala jako atak na jej ukochanego. Byla sliczna, niewinna dziewczyna, wiec nic dziwnego, ze mial na nia chrapke mimo swoich trzydziestu lub – wiecej lat. Unikal mnie i czynil to z najwyzsza perfekcja, zwlaszcza ze wiedzial, czym sie zajmuje. Torii zas nigdy sie nam nie zwierzala. Tylko od czasu do czasu miala zwyczaj siadywac zamyslona i rysowac niewidzialny slad ostrzem noza od lokcia w kierunku dloni. Geir zapytal ja kiedys, dlaczego to robi, a ona odpowiedziala, czerwieniac sie mocno: „Blizna…”
Sara pokiwala glowa.
– Przypuszczam, ze to on nosil blizne w tym miejscu.
Dziewczyna byla chyba bardzo zakochana.
– Niestety, tak. – Alfred przerwal na moment, wspomnienie wyraznie sprawialo mu bol. – Ktoregos piatkowego wieczoru zabrala torbe i usilowala czmychnac. Zauwazylismy to obaj z bratem i doszlo do ostrej wymiany zdan. Oskarzyla mnie o tyranie i brak zrozumienia. Oswiadczyla, ze zamierza wyjechac ze swoim przyjacielem na sobote i niedziele i nikt jej w tym nie przeszkodzi. Gdy zatrabil samochod, Torii wypadla z domu niczym wicher. Maly Geir ruszyl za nia i dobiegi do auta, gdy ona juz do niego wsiadla. Chwycil za klamke, ale w tej chwili mezczyzna ruszyl z impetem. Geir nie zdazyl sie puscic i… – Alfred odetchnal gleboko – i dostal sie pod kola.
Sara zadrzala.
– Dopiero wtedy pojawilem sie na ulicy i uslyszalem przerazliwy krzyk siostry. Blagala mezczyzne, zeby sie zatrzymal. Nie posluchal jej, a wtedy ona sama wyskoczyla z jadacego pojazdu i chyba zostala mocno poturbowana. Samochod zawrocil, po czym potracil bezwladnie lezace cialo dziewczyny, i odjechal.
– O moj Boze, to straszne! – Z trudem powstrzymywala naplywajace do oczu lzy. – Ale dlaczego to zrobil?
– Torii dobrze wiedziala, kim on jest. Prawdopodobnie mial duzo wiecej do ukrycia, niz sadzilismy. Nie chcial dopuscic do tego, by zatrzymala go policja. Nie zdazylem mu sie przyjrzec, a numer rejestracyjny wozu byl nie do odczytania, byc moze zabrudzono go celowo. Podbieglem do brata, ale juz niestety nie oddychal. Torii jeszcze dawala oznaki zycia. Na ulice zaczeli wychodzic sasiedzi i to oni wezwali pomoc. Dziewczynka przebywa teraz w domu dla uposledzonych. Ma sparalizowane nogi i ciagle pozostaje w szoku, zupelnie nie mam z nia kontaktu. Moje mieszkanie jest tak skromnie umeblowane, bo wszystkie srodki, jakimi rozporzadzam, przeznaczam na jej leczenie. Odwiedzilismy najlepszych specjalistow. Stwierdzono, ze byc moze zaczelaby chodzic, gdyby poprawil sie jej stan psychiczny. Zabieram ja w rozne ladne miejsca, zeby ja przywrocic do zycia, ale jak na razie bez skutku.
– A co z tym czlowiekiem?
– Nie znalezlismy go. Torii nie odpowiada na zadne pytania, a nikt nie zna tego mezczyzny.
Glos Eldena zalamal sie, choc jego twarz wciaz pozostawala obojetna. Sara zrozumiala, jak blednie ocenila Alfreda. To nie wino sprawilo, ze zaczal mowic, raczej pijac je sam chcial dodac sobie odwagi, tak bowiem silna byla chec podzielenia sie z kims troskami. Te potworne przezycia drazyly go od wewnatrz i nie dawaly spokoju, Alfred zdawal sie byc bliski obledu. W koncu uznal, ze musi z kims porozmawiac, i tym kims okazala sie wlasnie ona, Sara!
Poczula glebokie wzruszenie. Czym zasluzyla sobie na to, by stac sie jego powierniczka?
Alfred dodal jeszcze, ale mowil juz raczej do siebie:
– Maly Geir byl moim najlepszym przyjacielem… Sara z najwyzszym trudem powstrzymywala drzenie glosu, a do oczu naplywaly jej lzy.
– Wiec dlatego, zeby schwytac tamtego mezczyzne, poszedles do pracy w policji?
– Myslisz, ze z checi zemsty? Nie, juz wtedy bylem szeregowym funkcjonariuszem, ale rzeczywiscie czynilem starania, by dostac sie do wydzialu, w ktorym teraz pracuje. Tu mam najwieksze szanse, by wpasc na jego trop. Udalo nam sie stwierdzic, ze obracal sie w podobnych kregach co twoj wuj Hakon.
Palcem narysowal w powietrzu jakis znak.
– Zemsta? Nie, to nie w moim stylu. Najwazniejsze to unieszkodliwic tak bezwzglednego i cynicznego morderce.
On musi znalezc sie za kratkami, inaczej wciaz bedzie zagrazal spoleczenstwu. Ale niewielka mamy nadzieje.
Sara przypomniala sobie skromny pokoj komisarza. W wyobrazni zobaczyla tez dwojke rodzenstwa na ulicy owego tragicznego wieczoru i zastanawiala sie, co Alfred musial wtedy odczuwac.
Wyszla na werande. Stala tam dluzsza chwile, by zebrac mysli i odzyskac rownowage. Krzewy rosnace przed balkonami zlaly sie w czerwonopomaranczowa kule, palmy widziala jak przez mgle. Mewy wrzeszczaly przerazliwie.
Wierzchem dloni osuszyla wilgotne policzki. Alfred mogl ja przeciez zobaczyc przez okno. Jeden z gosci hotelowych przeszedl tarasem w kierunku dalszych pokoi. Sara powrocila do srodka. Z trudnoscia wypowiedziala nastepne zdanie:
– Chyba trzeba sie czyms zajac, nie sadzisz?
' Alfred przygladal sie Sarze uwaznie. Usiadl na lozku i zalozyl sandaly.
– Mam nadzieje, ze ten chlopak jest ciebie wart.
– Kto taki?
– Twoj narzeczony, ten, o ktorym wczesniej wspominalas.
Zaskoczona palnela bezwiednie, mimo iz chciala to Zachowac dla siebie:
– Oj, troche z tym przesadzilam, y Spojrzal na nia zdziwiony.
– Z czym przesadzilas?
Do Sary teraz dopiero dotarlo, co powiedziala. Zrezygnowana usiadla na lozku.