– Mam nadzieje, ze takiej ci brak w zbiorach – powiedziala Sara, wreczajac chlopcu podarunek.

– Nie ma sprawy, w razie czego moge sie wymienic na inna.

Lasse ucieszyl sie bardzo z prezentu Sary, gdyz rzeczywiscie nie mial jeszcze takiego okazu. Potem gawedzili na temat przeroznych skorupiakow i muszli, to znaczy Lasse mowil, a dziewczyna sluchala.

– Te tutaj – wskazal na kanciaste skorupki o pieknych zlobieniach – sa smiertelnie trujace.

Sara odruchowo cofnela reke.

– Nie, teraz nic ci sie nie stanie – zasmial sie. – Byly grozne, kiedy mieszkalo w nich zwierze. Zawsze bardzo uwazam na to, by nie zabrac muszli, w ktorej jeszcze ktos mieszka, zbieram wylacznie puste. Nie moglbym niszczyc zywych istot. Wracajac do tych trujacych: ich wlasciciele, czyli skorupiaki, strzelaja zatrutym jadem, by sie bronic, i nie ma na to lekarstwa. Ta trucizna jest smiertelna – dodal ponuro. – A tu masz porcelanki, tamta z kolei przedstawia faktycznie spora wartosc.

Rozmawiali dalej. Sara musiala zdac dokladna relacje o turbinelli, nie wspomniala naturalnie ani slowem o incydencie z Helmuthem. Tymczasem pojawil sie ojciec Lassego i dalej saczyl drinka, siedzac na balkonie. Przysluchiwal sie obojgu, krecac w zdumieniu glowa, ze ktos moze miec podobnie niepowazne hobby.

W pewnej chwili Sara spostrzegla Alfreda i ogromnie sie z tego ucieszyla. Stal przy wejsciu obok jarzacych sie mocnym swiatlem latarni i rozgladal sie po plazy.

– Alfred! Tu jestem! Na gorze!

Odwrocil sie w jej strone i nagle jakby opuscily go wszelkie troski. Uszczesliwiona tym Sara zbiegla na dol.

– Wystraszylas mnie nie na zarty – powiedzial z wyrzutem. – Szukalem cie od pietnastu minut.

Opowiedziala, ze byla u Lassego i ogladala kolekcje jego muszli. Alfred z kolei poinformowal Sare, ze sprawdzil wszystkie hotele w Negombo, ale Helmuth w zadnym z nich nie mieszkal. Nie wyjechal rowniez z kraju.

– Jutro wybiore sie do Kolombo i innych turystycznych miejscowosci – dodal. – Ale teraz umieram z glodu, chodzmy wiec cos przekasic. Juz dawno po obiedzie!

Dopiero teraz Sara zdala sobie sprawe, ze minal prawie caly dzien, plaza opustoszala i powoli zaczelo sie sciemniac.

– Cos takiego! W takim razie musialam siedziec u Lassego wiele godzin. Chyba zachowalam sie nieelegancko.

– No wiesz, rano jeszcze bylismy w Jaffnie, wiec nic dziwnego, ze dzien juz sie konczy. Zatracilas zupelnie poczucie czasu.

„Westchnela.

– Och, taka jestem z siebie niezadowolona! Na nic sie nie przydalam, Helmuth nadal jest na wolnosci, a my nawet nie wiemy, gdzie!

– Uratowalas panu Paramanathanowi zycie, a Helmuth nie dostal muszli w swoje rece. Nie do ciebie nalezy obowiazek aresztowania go, zreszta nie stanie sie to tutaj. Pamietaj, ze jestes jedynie obserwatorem. Poza tym bardzo ladnie wygladasz w tej kwiaciastej sukience – dodal niespodziewanie. – To mnie uspokaja.

– Jak to uspokaja?

– Poniewaz robisz wrazenie wyrosnietej dwunastolatki. Sara podrapala sie po glowie. Czy te wypowiedz mozna potraktowac jak komplement? Nie byla o tym przekonana. Propozycja zjedzenia posilku okazala sie jak najbardziej na miejscu. W ogrodzie hotelowym tuz kolo werandy ustawiono dlugi stol z mnostwem egzotycznych smakolykow, wspaniale udekorowany swieczkami i kwiatami. Goscie czekali w dlugich kolejkach, by sprobowac tutejszych przysmakow, a i Alfred, stojacy tuz za Sara, spogladal tesknie w kierunku pelnych polmiskow.

– Czy myslisz, ze znowu pojedzie do Jaffny?

– Nie, wykluczam taka ewentualnosc. Jesli Helmuth tam sie pojawi, zostanie od razu schwytany, az tak glupi nie jest.

– Przepraszam, panie Elden… To byl znajomy taksowkarz.

– Mam dla pana wiadomosc… Alfred odszedl z kierowca na bok.

– Tylko nie wpuszczaj nikogo na moje miejsce! – zawolal do Sary.

Gdy Alfred wrocil, dziewczyna szla juz w kierunku ich stolika, zdenerwowana, czy zdola utrzymac jednoczesnie dwa talerze z nalozonymi wczesniej smakowitymi potrawami.

– No, udalo sie, oto twoja porcja. Co mowil kierowca?

– Helmuth mieszka u tego rybaka, ktory natrafial kilkakrotnie na muszle w okolicach Chilaw, chyba pamietasz?

– Pewnie! Ale spojrz tu! Przynioslam ci faszerowane chili. Jest bardzo ostre, wiec pewnie popiecze cie w srodku.

– Lubie ostre jedzenie – odparl z usmiechem – ale w zupelnosci mi wystarczy jedna papryka, odloz wiec pozostale. A to co? Masz jeszcze rybe? W takim razie poprosze. W koncu ustalilismy, ze przywiezie tu wuja Victora, Sebastiana. Umieram z glodu.

Sara byla zadowolona, ze Alfred jest w dobrym nastroju, otwarty i przyjazny. Trzeba przyznac, ze humor zmienial mu sie czesto.

– I co dalej? Co z rybakiem?

– Kato Helmuth ma prawdopodobnie zamiar udac sie jutro z rana do Chilaw. Poprosilem Sebastiana, zeby zabral nas swoim katamaranem.

– Katamaranem! – wykrzyknela uszczesliwiona Sara, omal nie upuszczajac talerza. – Zawsze marzylam o tym, zeby choc raz poplynac taka lodzia!

– Ty nie poplyniesz, moja panno! To zbyt niebezpieczne. Poplyne z jeszcze jednym policjantem. To mialem na mysli, mowiac „my”.

Sara w jednej chwili umilkla i zaczela bezmyslnie grzebac widelcem w nitkach zielonego makaronu na swoim talerzu.

– A co ty wlasciwie masz tam do roboty? Przeciez nawet nie mozesz go zaaresztowac?

– Nie, ale chce wiedziec, co robi. Policjant, ktory poplynie ze mna, bedzie uzbrojony. Chodzi o bezpieczenstwo rybaka. Nikt nie umie przewidziec, co Helmuthowi strzeli do glowy. Przestan juz, nie przejmuj sie az tak bardzo.

– A czy ty myslisz, ze to dla mnie wielka frajda siedziec tu caly dzien, kiedy ty przezywasz przygody? – spytala obrazona. – Chce byc razem z toba.

Popatrzyl na Sare. Na jej twarzy malowalo sie przygnebienie.

– Dostaniesz choroby morskiej.

– Wezme tabletki.

– W katamaranie jest malo miejsca. Nie bedziesz przeciez siedziec na dnie lodki.

Milczala demonstracyjnie.

– Saro, zrozum, ze nie moge cie zabrac. To nie zabawa!

– Miales byc tylko obserwatorem. A poza tym poinformowano mnie, ze Erik przyjechal tutaj i pytal sie o mnie. Ma zamiar pojawic sie znowu jutro. Pewnie byl wsciekly.

Troszeczke mijala sie z prawda. Erik rzeczywiscie zjawil sie w hotelu Sea Dragon, ale nawet nie wspomnial, ze wroci nastepnego dnia. Recepcjonista nazwal Sare pania Elden i powiedzial, ze mieszka w dwuosobowym pokoju. Erik Brandt nie wygladal na zadowolonego.

Alfred znowu popatrzyl na Sare.

– Niech ci bedzie. To przesadza sprawe – odparl w koncu.

Sara usmiechala sie, triumfujac w duchu.

Alfred mial wiele spraw do omowienia z przedstawicielami policji, z panem Sebastianem Fernando i innymi osobami. W tym czasie Sara uciela sobie drzemke. Chciala byc wypoczeta przed jutrzejsza wyprawa.

Byla uszczesliwiona swoim malym zwyciestwem, obietnica uczestnictwa w wyprawie, jaka otrzymala od Alfreda. Nie miala ochoty zostawac w hotelu sama, bez zajecia, mimo ze okolica byla nadzwyczaj malownicza. Do idealnego obrazu czegos jej jednak brakowalo.

Powoli zapadala w sen, a na jej twarzy pojawil sie lekki usmiech. W oddali slyszala cichy spiew. W koncu calkiem usnela.

Obudzila sie, bo ktos usiadl na brzegu jej lozka. Przy poslaniu Alfreda palila sie lampka, ale on sam Alfred podwiazal w gorze moskitiere i przygladal sie jej uwaznie.

Вы читаете Gdzie Jest Turbinella?
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату