Powierzchnia wody wciaz byla gladka. Ani sladu Helmutha.
Dobili do motorowki.
Rybak dostrzegl obecnosc Europejczykow i odezwal sie dosc nieudolnym angielskim:
– On tak nalegal, tak nalegal!
– Czy zauwazyles pecherzyki powietrza?
– Wczesniej widzialem, ale teraz to juz nie! Namawiali rybaka, by wskoczyl do wody. Wahal sie chwile, po czym zanurkowal. Za moment pojawil sie na powierzchni, glosno krzyczac. Oczy mial szeroko rozwarte i przerazone, nie zdazyl zamknac ust i napil sie wody. Czym predzej wciagneli zszokowanego wlasciciela motorowki na poklad.
Rybak nie przestawal krzyczec. Zblizyly sie do nich inne lodzie, ale nikomu nie udalo sie wydobyc z Syngaleza ani jednego sensownego slowa.
W koncu policjant oswiadczyl:
– Ja zejde na dno! – I zanim zdolali go powstrzymac, juz skoczyl z glosnym pluskiem.
Rybak w dalszym ciagu jeczal, pozostali w napieciu czekali na policjanta. Nie byl tak wycwiczony we wstrzymywaniu oddechu jak rybacy, wiec szybko pojawil sie na powierzchni. Mimo opalenizny widac bylo, ze bardzo zbladl, przejety tym, co zobaczyl w wodzie. Blyskawicznie wciagnieto go na poklad.
– Odplynmy stad! – rzucil krotko.
– Jak to…? – zaprotestowal Sebastian.
– Umocujcie katamaran do motorowki i zabierajmy sie czym predzej! To nie jest miejsce dla ludzi!
Zaskoczeni, zdumieni, uczynili jednak, jak mowil.
– Widziales go? – zapytal Alfred. – Nie!
– Wiec jak mogles…?
Policjant byl wyraznie podenerwowany.
– Owszem, widzialem go. To znaczy mysle, ze to chyba byl on. Nie ma go co ruszac. Nic wiecej na ten temat nie powiem. Uciekajcie stad! – krzyczal w kierunku innych lodzi. – Rozproszcie sie! Wracajcie do swoich sieci! Lodzie oddalaly sie powoli. Sara ujela reke Alfreda.
– Czy myslisz, ze…? Nie dokonczyla zdania.
Na twarzy Alfreda malowala sie niepewnosc.
– Wszystko moglo sie zdarzyc. Mogl pojawic sie rekin. Poza tym Ocean Indyjski na takich glebokosciach roi sie od nieznanych, niebezpiecznych ryb, osmiornic, jadowitych wezy morskich czy morskich krokodyli.
Alfred zamilkl w koncu, nie udalo mu sie przekonac Sary, jego slowa nie przekonaly tez miejscowych rybakow.
Rybak z motorowki siedzial skulony i zanosil sie placzem. Policjant, ktory takze widzial, co sie stalo, jakby skamienial: nie mrugnal okiem, ani jeden miesien nie drgnal mu na twarzy. A wlasnie on byl najweselszy, kiedy wyplywali.
Suneli wolno. Gdy rybak z motorowki nieco sie uspokoil, policjant przesiadl sie z nim do jego lodzi. Przywiazali do niej katamaran, zapalili silnik i nabrali predkosci.
Sara siedziala zamyslona. Byla przekonana, ze juz nigdy sie nie dowie, co stalo sie z Kato Helmuthem.
Tych kilka dni w Sri Lance, ktore im pozostaly, Sara i Alfred wykorzystali na zwiedzanie. Kiedy Alfred zalatwil juz wszystkie sprawy zwiazane z ich misja, kiedy obdzwonil Norwegie i Anglie, mogli wreszcie zakosztowac prawdziwego wypoczynku. Kapali sie tak dlugo, az pomarszczyla im sie skora na czubkach palcow rak i nog. Odwiedzili tez kilka ciekawych miejsc, kupili pamiatki. Czesto towarzyszyl im Lasse, ktory z entuzjazmem robil im wyklady na temat muszli i slimakow. Wstapili takze do swoich nowych syngaleskich przyjaciol. Sebastian zaprosil ich do domu i wspaniale ugoscil. Sara nie mogla sie nadziwic, jak wielu sasiadow zagladalo przez okna, by przypatrzec sie szacownym gosciom z Europy. Kiedy juz jedli, dzieci z okolicznych domow obstapily ich stol.
Wieczory i noce mieli tylko dla siebie. W tym czasie zrodzila sie miedzy nimi taka bliskosc, jaka trudno sobie nawet wyobrazic. Rozmawiali ze soba otwarcie i z pelnym zaufaniem.
Sara dostrzegla jednak, ze Alfred co jakis czas bladzi myslami gdzies daleko. Wiedziala, co go dreczy. W takich chwilach gladzila go delikatnie, brala jego dlon w swoja, by odczul, ze jest przy nim, ze teraz wspolnie beda walczyc o zdrowie Torii. Ktoregos dnia spytala nawet, czy nie mogliby zabrac dziewczynki do siebie. On jednak byl innego zdania. Torii zyje we wlasnym swiecie i nie mozna nawiazac z nia kontaktu. Nie ma sensu, by Sara tak sie poswiecala.
I tak dni na Cejlonie dobiegly konca. Wreszcie, obiecujac przyjaciolom, ze beda pisac i kiedys jeszcze tu przyjada, opuscili wyspe.
Norwegia przywitala ich chlodem. Wychodzac z samolotu, trzesli sie z zimna. Sara zrezygnowala z pracy w „Elitebetong” i znalazla sobie inne zajecie. Zadne z nich nie chcialo, zeby nadal pracowala w jednej instytucji z Erikiem Brandtem.
W pierwszym tygodniu po powrocie Sara wybrala sie z Alfredem odwiedzic jego siostre Torii. Bardzo denerwowala sie przed spotkaniem ze swoja przyszla szwagierka, jedyna bliska im osoba.
Gdy dotarli na miejsce, podeszla do nich pielegniarka.
– Dobrze, ze pan sie zjawil, panie komisarzu.
Alfred znieruchomial.
– Czy cos sie stalo z Torii?
– Nie, nic groznego – usmiechnela sie siostra – tylko ostatnio jest bardzo niespokojna.
– Niespokojna? Torii?
– Tak. W ostatnia niedziele zauwazylismy, ze zachowuje sie inaczej niz zwykle. Mam wrazenie, ze to dlatego, iz nie pojawil sie pan z wizyta.
– Ale przeciez ona nigdy nie reaguje na moja obecnosc! Wydawalo mi sie, ze jej jest to najzupelniej obojetne!
– Wszyscy uwazamy, ze teskni za panem. Alfred ozywil sie i przyspieszyl kroku.
Torii byla sliczna czarnowlosa dziewczyna, choc teraz na jej bladej buzi malowala sie apatia. Miala zaledwie pietnascie lat, gdy Helmuth upatrzyl ja sobie na zdobycz i ofiare.
Alfred byl bardzo zawiedziony, bo siostra ani jednym gestem nie dala poznac, ze cieszy sie z jego przybycia.
– Czesc, Torii – powiedzial cicho. – Juz jestem z powrotem. Musialem na jakis czas wyjechac. Jak sie masz, moja mala?
Nie bylo odpowiedzi. Smutne oczy patrzyly gdzies daleko w przestrzen.
– To jest Sara. Niedlugo mamy zamiar sie pobrac. Mam nadzieje, ze przyjdziesz na nasz slub.
– Dzien dobry, Torii – zagadnela Sara. – Bardzo chcialabym cie poznac.
Najmniejszej reakcji.
Pozostali przy niej az do konca odwiedzin. Alfred posadzil Torii na wozek i pojechali do parku. Rozmawial z siostra tak, jakby byla zdrowym czlowiekiem, nie zniechecal sie brakiem odpowiedzi.
W koncu odwazyli sie na eksperyment.
– Torii – zaczal Alfred ostroznie – ten niedobry czlowiek juz nie istnieje. Nie zyje.
Czy to delikatne drgniecie ust, czy tylko zludzenie? Alfred nie rezygnowal:
– Kato Helmuth nie zyje, rozumiesz? Juz nigdy nie zrobi ci krzywdy.
Czekali w napieciu. Wreszcie Sara spytala:
– A moze podal jej inne nazwisko?
– Sam juz nie wiem – rzekl Alfred zrezygnowanym glosem.
Wrocili z Torii do jej pokoju i ulozyli z powrotem na lozku. Gdy Alfred okrywal siostre kocem, Sara wyszeptala:
– Zobacz! Ona cos mowi!
– Torii, co ty mowisz? – zapytal Alfred.
W tym momencie do pokoju weszla oddzialowa.
– Torii czesto w ten sposob porusza wargami – powiedziala. – Ale nigdy nie doszlismy, co probuje powiedziec.
– Wydaje mi sie, ze to jakby jedno slowo – dodala Sara.
– Tak. Na dodatek ciagle to samo. Alfred pobladl.
– Wiem, co ona mowi – odparl bezdzwiecznie. – Wymawia imie.