jednak odznacza sie doskonala sprawnoscia, byl przeciez komandosem, a do tego mial przy sobie bron. Strzelil, raniac jednego z policjantow…
– Och, a oni sa tacy mili! – wykrzyknela Sara.
– Policjanci nie bywaja mili w takich sytuacjach – usmiechnal sie Alfred. – Na szczescie nie bylo to nic powaznego, tylko niegrozny postrzal w ramie. Policjant upadl jednak na ziemie, krzyczac z bolu. Przyklakl przy nim kolega i odwrocil go na plecy, niemal jednoczesnie strzelajac do Helmutha, ale nie trafil. Gdy morderca kierowal sie do wyjscia, rzucilem za nim krzeslem. Wcelowalem w nogi, wiec Helmuth sie przewrocil. Bylismy juz od niego o krok, ale poderwal sie i uciekl. Sluzacy probowali zagrodzic mu droge, lecz blyskawicznie ich odepchnal.
– Prawdopodobnie padajac zgubil pistolet – wtracila Sara. – W przeciwnym razie nie wahalby sie strzelic.
– Rzeczywiscie, bron znalazlem wlasnie tam, gdzie sie przewrocil. Nie mial czasu, zeby ja podniesc.
Wrocili dwaj policjanci, ktorzy podjeli poscig za Helmuthem.
– Zniknal za murem, w ciemnosci nie mielismy najmniejszej szansy, by go schwytac – powiedzial jeden z nich. – Jak czuje sie pani Elden i co z moim przyjacielem?
– Oboje maja sie calkiem dobrze – odparl Alfred, nie prostujac pomylki, jaka popelnil policjant, nazywajac Sare pania Elden.
Teraz przyszla kolej na relacje dziewczyny. Kiedy Alfred zrozumial, jak wielkie niebezpieczenstwo jej zagrazalo, mocno zagryzl wargi.
– Cios karate. Gdyby trafil tuz nad uchem, w skron, nie mialabys najmniejszych szans. Twoje szczescie, ze sie skulilas.
– Zrobilam to instynktownie – wyszeptala blada. – A co z muszla?
– Muszli nie zabral – odrzekl gospodarz. – Dopiero co zagladalem do skrzyni. Wszystko jest w najlepszym porzadku. Czy mysli pan, ze on pojawi sie znowu?
– Nie, raczej nie. Zdaje sobie sprawe, ze policja juz wie o wszystkim – odpowiedzial Alfred. – Mimo to miejscowi funkcjonariusze powinni zapewnic panu ochrone, poki on nie opusci Jaffny. Zauwazyliscie, jak sie zdenerwowal, gdy zobaczyl Sare i mnie? Najbardziej zirytowal go fakt, ze przedstawil sie nam jako Hakon Tangen, a my caly czas dobrze wiedzielismy, kim jest. Saro, gdy tak sie wycofywal, zaslaniajac sie toba, wydawalo mi sie, ze… To bylo cos koszmarnego! Wiedzialem, ze zdolny jest do wszystkiego…
– Wiesz, kiedy mialam sie odwrocic, poczulam, ze jego „pistolet” jest ruchomy, i wtedy zorientowalam sie, ze to tylko dlon.
– Bogu dzieki, ze jestes taka opanowana i szybko myslisz!
Tamilski gospodarz krecil glowa:
– To nie moze mu ujsc na sucho.
Podazyli za jego wzrokiem. Spogladal w kierunku niewielkiej domowej swiatyni, w ktorej przechowywal muszle.
Alfred westchnal. Jesli Helmutha kiedykolwiek dosiegnie kara, z pewnoscia nie stanie sie to za sprawa muszli.
Reszte nocy Sara musiala spedzic w pokoju na twardej, niewygodnej macie. Glowa wciaz ja bolala. Alfred wraz z policjantami pilnowali domu az do switu.
Nazajutrz przy sniadaniu otrzymali wiadomosc, ze taksowka z pasazerem o blond wlosach opuscila rejon Jaffny i podazyla na poludnie, kierujac sie na Anuradhapure. Wobec tego Sara i Alfred takze zaczeli zbierac sie do podrozy do Negombo. Pozegnaniom towarzyszyly szczere podziekowania i blogoslawienstwo ze strony pana Paramanathana. Zyczyl im, by ich zwiazek byl szczesliwy i zaowocowal mnostwem zdrowych, udanych dzieci. Niewiele brakowalo, by Sara odkryla przed nim cala prawde, ale rece komisarza zacisnely sie ostrzegawczo na jej ramionach i spowodowaly, ze jej napieta twarz zlagodniala.
Po nocy spedzonej na twardej macie Sara czula bol w calym ciele. Gdy szli do samochodu, wyznala Alfredowi:
– Wiesz co, moze nie powinnam tego mowic, ale przez caly czas mialam nieodparta ochote jeszcze raz spojrzec na muszle. Rozumiem teraz tych, ktorzy o niej marza.
– Hm – mruknal tylko.
– Nawiazalam z nia swego rodzaju kontakt, tak jakby mnie zaczarowala. Nie umiem tego dokladnie okreslic.
– Chyba wiem, co czujesz. To bylo niezwykle przezycie dla czlowieka zwlaszcza tak wrazliwego jak ty i moze ja tez. Jednak ty odbieralas te chwile intensywniej.
Sara westchnela.
Kierowca po kilku godzinach snu byl w miare wypoczety, oni natomiast po nie przespanej nocy odczuwali zmeczenie. Pewnie dlatego Alfred usadowil sie na tylnym siedzeniu obok Sary, choc tym razem ona niespecjalnie tesknila za towarzystwem. Sympatyczny Syngalez dal jej tabletke przeciwbolowa, po jej zazyciu wreszcie zasnela. Obudzila sie dopiero, gdy przybyli na miejsce. Miala zal do Alfreda, ze pozwolil jej przespac cala droge powrotna.
– Zatrzymalismy sie w Anuradhapurze, gdzie poinformowano nas, ze Helmuth zjadl tam posilek i ruszyl w dalsza droge na poludnie jakis czas przed nami. Probowalismy cie obudzic, ale spalas jak zabita. Potem i ja zasnalem – przyznal.
– Na szczescie wyspalam sie i nie boli mnie glowa. W recepcji poinformowano ich, ze Kato Helmuth juz sie wyprowadzil. Zabral bagaze i opuscil hotel, nie zdradzajac, dokad sie udaje.
Porozmawiali z kierowca, ktory wozil Helmutha do Jaffny i z powrotem, ale ten niewiele im pomogl, bo z hotelu odwiozl Norwega ktos inny. Alfred dopytywal sie takze, czy pasazer w czasie dlugiej podrozy mowil cos interesujacego, ale kierowca tylko machnal reka. Oswiadczyl, ze zwykle nawiazuje dobry kontakt ze swoimi klientami, ale z tym mezczyzna nigdy wiecej nigdzie nie pojedzie. Helmuth odnosil sie do niego jak do sluzacego, gorzej nawet, traktowal jak powietrze. Taksowkarz mial tylko sluchac polecen, a kiedy osmielil sie cos powiedziec, dostalo mu sie za swoje. Nieprzyjemny turysta nie pozwolil zrobic przerwy na posilek i nawet slowkiem nie zdradzil, do kogo i po co sie udaje. Tutejsi mieszkancy nie nawykli do takiego zachowania.
Alfred wyjasnil sympatycznemu taksowkarzowi, jakiego to pasazera musial wozic, dodal tez, by mial oczy i uszy otwarte na wypadek, gdyby cos sie dzialo lub gdyby dowiedzial sie o miejscu pobytu przestepcy.
Pozniej Alfred odprowadzil Sare do hotelu. Poprosil tez, by obserwowano Helmutha, o ile by sie pojawil. Sam udal sie na lotnisko krajowe, aby wydac kolejne polecenia. Jesli przestepca zechce opuscic Sri Lanke, nalezy mu to umozliwic, przekazujac jednoczesnie wiadomosc o tym fakcie na kolejne lotniska, gdzie samolot bedzie mial miedzyladowania. Gdyby Helmuth chcial wysiasc, natychmiast go aresztowac i powiadomic policje norweska.
Sara z trudem wracala do roli wczasowiczki. Tesknila za Alfredem i byla mocno zawiedziona, ze nie chcial zabrac jej ze soba.
Wracala wlasnie z plazy, kiedy spotkala Lassego.
– Czesc, kolego! – zawolala. – Juz jestes?
– Tak, widze, ze i ty takze – odpowiedzial. – Przyjechalismy wczoraj, ale sadzilem, ze wrociliscie do domu.
– Nie. Nie zgadniesz, gdzie bylismy i co widzielismy!
– Gdzie?
– Wybralismy sie do Jaffny i widzielismy tam lewoskretna turbinelle.
– Co takiego?! – zawolal zdumiony. Sara byla dumna jak paw.
– Nie klamie. To naprawde niezapomniane przezycie.
Ale dla ciebie tez mam niespodzianke.
– A moze przyjdziesz do nas i zobaczysz, co mysmy zdobyli? – zaproponowal Lasse. – Mieszkamy na pierwszym pietrze, w pokoju numer trzydziesci piec.
– Swietnie. Poczekaj chwile, tylko wezme paczuszke dla ciebie.
Kiedy weszli do pokoju chlopca, jego tata nalewal sobie wlasnie cos do picia. Sara zostala przedstawiona, po czym ojciec Lassego wycofal sie dyskretnie na plaze, wymieniwszy z dziewczyna kilka zartobliwych uwag na jej temat.
Lasse przybral przepraszajaca mine.
– Nie moze sie od tego powstrzymac, ale jest w porzadku. Chodz na balkon, tutaj gromadze swoje skarby.