Tymczasem Alfred uznal, ze najwyzszy czas wrocic do rzeczywistosci.

– Gdzie przechowuje pan okaz? Czy tu w domu?

– Oczywiscie. Macie ochote ja zobaczyc?

– Bardzo chetnie! – wykrzyknela Sara, a wszyscy pozostali, wlacznie z Alfredem, przytakneli dziewczynie.

– Wiec chodzcie ze mna.

Przeszli przez kilka przestronnych, ale skromnie wyposazonych pokoi, az w koncu znalezli sie w niewielkim pomieszczeniu, w ktorym stal maly oltarzyk. Pokoik tonal w kwiatach, a wokol roznosil sie intensywny zapach palonych kadzidel.

– To bog Kriszna – wyjasnil gospodarz. – Jedno z wcielen boga Wisznu. Wlasciwie Valampuri Chartgu nalezy do Wisznu.

Na oltarzu swiecilo sie jaskrawe swiatelko. Pan Paramanathan pochylil sie, siegajac po piekny, bogato inkrustowany kuferek, ktory stal pod oltarzem.

– Jak widzicie, wlasnie Wisznu jest wyryty na kufrze, w dloni trzyma muszle.

Sara spostrzegla takze cos innego: sam kuferek musial miec ogromna wartosc, zwlaszcza dla zbieraczy z Europy.

Gospodarz uniosl wieko skrzyneczki. Jej wnetrze wybite bylo jedwabiem. Na dnie, owinieta biala materia, spoczywala niezwykla muszla.

Robila wrazenie duzej i ciezkiej. Cala byla biala. Tylko, jej otwor mial zlotaworozowa barwe. Nie wydawala sie moze olsniewajaco piekna, miala dosc pospolity ksztalt, ale wraz z wonia kadzidel i mocnym zapachem kwiatow stwarzala w pomieszczeniu niecodzienny nastroj. Sara, przygladajac sie rzadko spotykanemu okazowi, odczula podniecenie.

Mimowolnie schwycila dlon Alfreda.

– Ona jest lewoskretna, nigdy jeszcze takiej nie widzialam!

– I nie przypuszczam, zebys miala okazje zobaczyc po raz drugi – powiedzial, starajac sie zachowac obojetnosc, ale niezupelnie mu sie to udalo. Dla wszystkich byla to bardzo szczegolna chwila.

Sara szybko i bezglosnie poruszala ustami. Gospodarz obserwowal ja z zyczliwym zainteresowaniem.

– Czy pani sie modli, madame?

– Niezupelnie – odparla zaskoczona. – Ja… ja wlasciwie z nia rozmawiam… Mam nadzieje, ze Alfred, moj maz, zdola zapobiec niebezpieczenstwu, jakie zagraza panu i muszli ze strony naszego rodaka. Modle sie, zeby ten niedobry czlowiek zostal calkowicie unieszkodliwiony, gdyz pozbawil zycia naszych najblizszych. Prosze takze o swoje wlasne szczescie w przyszlosci.

Pan Paramanathan pokiwal glowa ze zrozumieniem.

– Ja rozmawiam z nia kazdego poranka. Odczuwam wowczas niezwykly spokoj.

– Ona jest cudowna – powiedziala Sara wzruszona niemal do lez. – Jest piekna i pelna blasku.

Przypuszczala, ze Alfred uzna ja za osobe egzaltowana, ale i Tamilowie, i kierowca zdawali sie podzielac jej odczucia. Byli poruszeni i przejeci podniosloscia chwili i atmosfera panujaca w pomieszczeniu.

– Martwi mnie jednak, ze muszla jest tu zupelnie nie strzezona – rzekl Alfred z troska w glosie.

Gospodarz tymczasem delikatnie zawinal bezcenny okaz i na powrot schowal w kuferku.

– Nie ma potrzeby lepszego zabezpieczenia ponad to, co jest. Zaden Tamil nie odwazy sie jej skrasc.

– Tamil z pewnoscia nie, ale Europejczyk nie bedzie mial skrupulow. Nie moge, niestety, pozwolic, zeby pozostal pan tu dzisiaj bez ochrony. Czy nie bylby pan laskaw umiescic muszli na kilka dni w bankowym sejfie i wyjechac, nam zas powierzyc pilnowanie panskiego domu?

– Nie moge tego uczynic. Jesli ow czlowiek pojawi sie tutaj i zechce nabyc muszle, musze go przyjac, poczestowac herbata i dopiero pozniej odrzucic jego propozycje. To moj obowiazek.

– Czy w takim razie pozwoli pan, ze na wszelki wypadek bedziemy czuwali w poblizu?

– Owszem, na to moge sie zgodzic, jesli to panow uspokoi.

– Ale nie powinien wejsc do tego pokoju.

– Nie, nie zamierzam pokazywac mu mojej Valampuri Changu.

– Czy moglby pan powiedziec, ze muszla znajduje sie w sejfie?

– Przykro mi, ale klamstwo nie przejdzie przez moje usta.

Coz, pomyslal Alfred, tak to juz jest, ze ludzie uczciwi nie maja szans w konfrontacji z osobnikami tak bezwzglednymi jak Helmuth.

– W takim razie sprobujemy zapewnic panu ochrone. Nas dwojga ow mezczyzna nie powinien zobaczyc, mieszkamy bowiem w tym samym co on hotelu Sea Dragon. Byloby dobrze, gdyby w trakcie jego wizyty czuwali w poblizu tutejsi policjanci.

– Niech wiec schowaja sie za zaslonami. Stad moga obserwowac wszystko, sami nie bedac widziani.

– Swietnie. W takim razie ja tez sie tam ukryje. Jesli pana zycie bedzie w niebezpieczenstwie, policjanci uzyja broni.

– Rozumiem.

– Teraz musimy zabrac stad taksowke. Sara wraz z kierowca pojada do najblizszego hotelu i zamowia dla nas pokoje.

– W zadnym razie! Bedziecie nocowac u mnie – zaprotestowal gospodarz i zawolal sluzacego, ktory poprowadzil gosci do pokojow w drugiej czesci domu. Rozciagal sie stad widok na niewielkie jeziorko, „kulam”, od ktorego wziela sie nazwa miasta. Gosciom wyjasniono rowniez, ze „bali” znaczy „ofiara”. „Jezioro ofiar” dla Sary brzmialo nieco pompatycznie. Kierowca i dwaj funkcjonariusze policji otrzymali pokoje tuz obok. Wszystkich natomiast zaproszono na obiad, ktory mial byc podany krotko po tym, jak sie rozgoszcza w pokojach i nieco odpoczna po meczacej podrozy.

– Ale gdzie tu sa lozka? – spytala zdumiona Sara, kiedy juz zostali sami. Rozgladala sie po skapo, jej zdaniem, wyposazonym pokoju.

– To pewnie sa poslania. – Alfred wskazal dwie zwiniete maty, lezace pod sciana. – Tradycyjne lozka znajduja sie wylacznie w hotelach i przeznaczone sa dla turystow. Mieszkancy Sri Lanki sypiaja, jak widac, wlasnie na matach.

– Bez poduszek?

– Nie wiem, nie znam ich zwyczajow. Przyznam, ze panuja tu spartanskie warunki.

– O, dla ciebie to z pewnoscia nic nowego – rzucila Sara przywolujac w pamieci jego wlasny pokoj.

Stal teraz zwrocony twarza do okna i przygladal sie swoim dloniom, opartym o parapet.

– Saro, co ty wlasciwie o mnie myslisz? Jakim wedlug ciebie jestem czlowiekiem? – zapytal niespodziewanie.

Przypatrywala mu sie z rosnacym zdziwieniem.

– Opisz mnie tak, jak mnie widzisz – poprosil.

– Hm, to nie takie proste – odparla nieco zbita z tropu. Wiedziala, ze i on nie czuje sie zbyt pewnie. – Nie jest to proste, gdyz moj stosunek do ciebie zmienia sie kazdego dnia. Nie zawsze umiem uzasadnic swoje wlasne reakcje. Jestes z zawodu policjantem i juz chocby dlatego budzisz we mnie respekt. Ale chwilami nachodzi mnie nieodparta ochota, by zrobic ci przykrosc, wiec mowie takie rzeczy, ktorych zaraz potem ogromnie zaluje. Czasami jestes taki przyjacielski i serdeczny, ze moge rozmawiac z toba o wszystkim, a za chwile niszczysz – wszystko kilkoma ostrymi slowami. Mimo ze jestes bardzo przystojny i meski, w twoim zachowaniu dominuje zawodowa powaga i oficjalny styl do tego stopnia, ze jest to wrecz odpychajace. Mysle, ze tak samo odbieralyby to inne kobiety. Ale ty pewnie wolalbys uslyszec cos innego? – przerwala sobie Sara.

– Alez nie, wlasnie tego oczekiwalem – odpowiedzial bezbarwnie. – Moze pojdziemy do pozostalych?

Obiad okazal sie wspanialy, jeszcze bardziej egzotyczny niz te, ktore jadali w swoim hotelu. Gdy slonce chylilo sie juz ku zachodowi, dojrzeli zblizajaca sie od strony miasta taksowke.

Sare oraz kierowce natychmiast odeslano do ich pokoi, zas Alfred i dwaj policjanci ukryli sie za zaslonami.

Sara siedziala w fotelu, nerwowo zaciskajac dlonie. Czas plynal, wiedziala, ze Helmuth juz tu dotarl i rozmawial wlasnie w salonie z gospodarzem. Wreszcie kiedy uplynela przeszlo godzina, Sara uslyszala odjezdzajacy samochod. W chwile potem zjawil sie Alfred.

Pan Paramanathan oczekiwal ich w salonie.

– Ogromnie nieprzyjemny czlowiek – powiedzial jeszcze pod wrazeniem dopiero co zakonczonej wizyty. – Udalo mi sie go odprawic, ale on ma zdecydowanie zle zamiary. Jestem pewien, ze tutaj wroci.

Вы читаете Gdzie Jest Turbinella?
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату