pierwowzory, ktore owe figurki nasladowaly.

Stuk!

Skrzyyyyyp…

Po chwili przywykl do odglosow domu i niemal przestal je slyszec. Ale wciaz dobiegal go glos nocy, nieslyszalny dla nikogo innego. Rozlegal sie od zmroku do switu, bezustanna obecnosc zla, nadprzyrodzony fenomen, glos zmarlych, ktorzy pragneli powrocic ze swych grobow, glos diabla. Belkotal oblakanczo, smial sie, chichotal, swiszczal, syczal, mruczal o krwi i smierci. Brzmiacy grobowym tonem, mowil o stechlej i dusznej krypcie, o nieboszczykach, ktorzy wciaz chodzili jak zywi, o ciele pelnym robakow. Dla wiekszosci swiata byl to glos ukryty, ktory przemawia jedynie do podswiadomosci, ale Colin slyszal go wyraznie. Nieprzerwany szept. Czasem krzyk. A czasem nawet glosny wrzask.

Pierwsza w nocy.

Gdzie, u diabla, podziewala sie matka?

Puk – puk – puk!

Cos za oknem.

Puk. Puk – puk. Puk – puk – puk – puk. Puk.

To tylko duza cma uderza o szybe. To bylo to. To musialo byc to. Tylko cma.

Pierwsza trzydziesci.

Niemal kazdy wieczor spedzal sam. Nie dbal o to, ze jada kolacje bez towarzystwa. Matka musiala pracowac i miala przeciez prawo umawiac sie z mezczyznami, zwlaszcza teraz, kiedy znow byla wolna. Ale czy musiala zostawiac go samego na cala noc?

Puk – puk.

Znowu cma.

Puk – puk – puk.

Probowal zapomniec o cmie i pomyslec o Royu. Ale facet z tego Roya! Jaki wspanialy przyjaciel. Jaki kumpel. Bracia krwi. Wciaz czul plytkie skaleczenie na dloni; pulsowalo nieznacznie. Roy byl po jego stronie, gotow mu pomoc, teraz i na wieki, po wsze czasy, albo przynajmniej do chwili, gdy jeden z nich umrze. Oto, co znaczylo byc bracmi krwi. Roy bedzie go ochranial. Myslal o swoim najlepszym przyjacielu, by przeslonic obraz potworow obrazem Roya, zagluszyc glos nocy wspomnieniem glosu Roya, i tuz przed druga odplynal w sen. Ale byl to sen pelen koszmarow.

13

Budzik wyrwal go ze snu o szostej trzydziesci.

Wstal z lozka i rozsunal zaslony. Przez minute czy dwie kapal sie w slabym, wczesnym blasku slonca, ktory byl niemy i nie stanowil zagrozenia.

Dwadziescia minut pozniej wzial prysznic i ubral sie.

Poszedl do pokoju matki i zastal uchylone drzwi. Zastukal cicho, ale nie bylo zadnej odpowiedzi. Pchnal drzwi o kilka cali i ujrzal ja. Spala jak kamien, lezac na brzuchu, z twarza zwrocona w jego strone; kostki jej lewej dloni byly przycisniete do miekkich ust. Powieki trzepotaly, jak gdyby snila; jej oddech byl plytki i rytmiczny. Przescieradlo zsunelo sie do polowy jej ciala. Byla naga. Plecy miala odsloniete i Colin dostrzegl zarys lewej piersi, podniecajaca zapowiedz okraglosci, wcisnietej w materac. Wpatrywal sie w gladkie cialo, majac nadzieje, ze matka przekreci sie na lozku, odslaniajac cala miekka, biala polkule.

To twoja matka!

Ale jest niezle zbudowana.

Zamknij drzwi.

Moze sie odwroci.

Przeciez nie chcesz patrzec.

Akurat! Odwroc sie!

Zamknij drzwi.

Chce zobaczyc jej piersi.

To obrzydliwe.

Jej cycki.

Rany.

Daje slowo, ze chcialbym ich dotknac.

Oszalales?

Podejdz cicho i dotknij ich, nie budzac jej.

Stajesz sie zboczencem. Zwyklym, cholernym zboczencem. Powinienes sie wstydzic.

Czerwieniac sie, ostroznie zamknal drzwi. Rece mial zimne i mokre od potu.

Zszedl na dol i zjadl sniadanie: dwa slodkie herbatniki, ktore popil szklanka soku pomaranczowego.

Choc staral sie wymazac z pamieci ten obraz, nie byl w stanie myslec o niczym innym, jak tylko o nagich plecach Weezy i miekkim zarysie jej piersi.

– Co sie ze mna dzieje? – spytal glosno.

14

Ojciec przyjechal bialym cadillakiem piec po siodmej i Colin czekal juz na chodniku przed domem. Stary klepnal go po ramieniu i spytal”

– Jak sie masz, junior?

– OK – powiedzial Colin.

– Gotow na wielkie polowy?

– Chyba tak.

– Beda dzis braly.

– Naprawde?

– Tak mowia.

– Kto?

– Ci, ktorzy wiedza.

– A moze to ryby?

– Co? – ojciec zerknal na niego.

– Kim sa ci, ktorzy wiedza?

– Irv i Charlie.

– Kto to jest?

– Faceci, ktorzy obsluguja lodz.

– Aha.

Czasem Colin nie mogl uwierzyc, ze Frank Jacobs to jego ojciec. W ogole nie byli do siebie podobni. Frank byl duzym, smuklym, zgrabnym i dobrze zbudowanym mezczyzna: sto osiemdziesiat funtow wagi, szesc stop, dwa cale wzrostu, dlugie ramiona i ogromne, zrogowaciale dlonie. Byl znakomitym wedkarzem, mysliwym – posiadaczem kolekcji trofeow i bardzo dobrym lucznikiem. Milosnik pokera, bywalec przyjec, wielbiciel alkoholu, choc nie pijak, ekstrawertyk, swoj chlop. Colin podziwial niektore jego cechy; ale byly i takie, i to niemalo, ktore ledwie tolerowal, a kilka wrecz wzbudzalo w nim wstret, strach, a nawet nienawisc. Po pierwsze, Frank zwyczajowo nie chcial przyznawac sie do wlasnych bledow, nawet jesli ich skutki sam widzial golym okiem. A gdy juz absolutnie nie mogl wykrecic sie sianem, stawal sie ponury, na podobienstwo rozkapryszonego dziecka, jakby uwazal za krzyczaca niesprawiedliwosc to, ze musi ponosic odpowiedzialnosc za skutki wlasnych potkniec. Nigdy nie czytal ksiazek czy magazynow innych niz sportowe, a jednak wypowiadal sie w sposob autorytatywny na kazdy temat, poczawszy od stosunkow arabsko – izraelskich, a skonczywszy na balecie amerykanskim. Uparcie i

Вы читаете Glos Nocy
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату