czlowieka, ktory trzymal je w reku.

Nagle Frank powiedzial”

– Juz go prawie masz, Rex. Widze go.

– Cholerny sukinsyn – stwierdzil Pete.

– Jest podobny do Pete’a – ktos dodal.

– Wylazl na powierzchnie – powiedzial Frank.

– Nie ma juz dosc zylki, zeby zejsc glebiej. Wyglada na zalatwionego.

– Podciagnij go blizej.

– O co ci, do cholery, chodzi? Chcesz, zebym mu kazal stanac pod sciana i zaslonil opaska oczy?

Wszyscy wybuchneli smiechem.

Colin zobaczyl gladkiego, szarego, podobnego do torpedy potwora, oddalonego od rufy tylko o jakies dwadziescia czy trzydziesci stop. Sunal tuz pod powierzchnia fal, jego ciemna pletwa sterczala w gorze. Przez chwile byl nieruchomy; potem zaczal sie rzucac, szarpac i wykrecac, probujac uwolnic sie od haka.

– Jezu – powiedzial Rex. – Wyrwie mi ramiona ze stawow.

Ryba, przyciagana coraz blizej, przewalala sie z boku na bok, rozpaczliwie wila sie na zylce w nadziei uwolnienia sie, ale osiagnela tylko tyle, ze hak wbil sie w jej cialo jeszcze glebiej. Plaska, przerazajaca glowa rekina uniosla sie nad powierzchnie wody. Colin spojrzal przez chwile w jasne nieludzkie oko, swiecace ostrym, wewnetrznym swiatlem i, zdawalo sie, promieniujace naga i dzika nienawiscia.

Frank Jacobs wypalil z rewolweru.

Colin zobaczyl, jak na ciele rekina rozwiera sie dziura kilka cali za glowa. Krew i kawalki miesa zbryzgaly powierzchnie wody.

Wszyscy wiwatowali.

Frank wypalil ponownie. Drugi strzal trafil kilka cali dalej.

Rekin powinien juz dawno byc martwy, zdawal sie jednak czerpac nowe zycie z kul, ktore ginely w jego ciele.

– Patrzcie, jaki silny!

– Nie smakuje mu olow.

– Rabnij go jeszcze raz, Frank.

– Prosto w leb.

– Miedzy oczy, Frank!

– Zabij go, Frank!

– Zabij go!

Piana otaczajaca rekina byla niegdys biala. Teraz miala rozowa barwe.

Frank nacisnal spust dwa razy. Duzy rewolwer podskakiwal w jego dloniach. Jeden pocisk chybil, ale drugi trafil rekina prosto w glowe.

Zwierze wyskoczylo konwulsyjnie w gore, jak gdyby chcialo rzucic sie na poklad. Mezczyzni na lodzi krzykneli zdumieni – w koncu jednak runelo z powrotem do wody i znieruchomialo.

Chwile pozniej rowniez Mike wyciagnal na powierzchnie swa zdobycz, ktora znajdowala sie tuz przy lodzi, i Frank wypalil do niej. Tym razem strzal byl doskonaly i rekin padl od jednego pocisku.

Piana unoszaca sie na powierzchni morza byla purpurowa.

Irv pospieszyl z nozem do takielunku i przecial obie zylki.

Rex i Mike opadli na swoje krzeselka, odprezeni i obolali.

Colin przygladal sie martwej rybie, ktora unosila sie na falach brzuchem do gory.

Bez zadnego ostrzezenia morze zaczelo sie nagle gotowac, jak gdyby pod jego powierzchnia rozpalono potezny plomien. Wszedzie bylo widac pletwy, sunace w kierunku rufy Eriki Lynn: tuzin… dwa tuziny… piecdziesiat rekinow, a moze i wiecej. Rzucily sie dziko na swych martwych towarzyszy, wyrywaly i szarpaly mieso swoich braci, wpadaly na siebie, walczyly o kazdy kasek, wyskakujac w gore, nurkujac i uderzajac w bezmyslnym, barbarzynskim tancu nieposkromionej zarlocznosci.

Frank oproznil magazynek, strzelajac w klebiace sie rekiny. Musial trafic przynajmniej jednego, poniewaz zakotlowalo sie jeszcze bardziej niz przedtem.

Colin pragnal odwrocic wzrok od tej rzezi. Ale nie mogl. Cos kazalo mu patrzec.

– To kanibale – powiedzial jeden z mezczyzn.

– Rekiny zezra wszystko.

– Sa gorsze niz kozy.

– Wedkarze znajdowali najdziwniejsze przedmioty w zoladkach rekinow.

– Tak. Znam faceta, ktory znalazl zegarek.

– Slyszalem o kims, kto znalazl obraczke.

– Pudelko pelne przemoczonych cygar.

– Sztuczna szczeke.

– Rzadka monete, warta mala fortune.

– Wszystkie niejadalne przedmioty, ktore ofiara miala przy sobie, pozostaja we flakach rekina.

– A moze bysmy tak wyciagneli jednego z nich i zobaczyli, co ma w brzuchu?

– Sluchajcie, to moze byc ciekawe.

– Rozetniemy go od razu na pokladzie.

– Moze tez znajdziemy jakas monete i bedziemy bogaci.

– Prawdopodobnie znajdziemy kupe swiezo zzartego rekina.

– Moze tak, a moze nie.

– Przynajmniej bedzie cos do roboty.

– Racja. To byl pieprzony dzien.

– Lepiej przygotuj jedna z tych wedek, Irv.

Znow zaczeli popijac whiskey i piwo. Colin patrzyl.

Jack zajal miejsce i juz dwie minuty pozniej mial cos na haku. Zanim przyciagnal rekina, szalenstwo zarlocznosci dobieglo konca – stado oddalilo sie. Ale wtedy zaczelo sie nowe. Na pokladzie Eriki Lynn.

Ojciec Colina zaladowal rewolwer. Wychylil sie poza reling i wpakowal w ogromna rybe dwa pociski.

– Prosto w leb.

– Rozwaliles mu troche ten jego pieprzony mozg.

– Rekin ma mozg wielkosci grochu.

– Tak jak ty?

– Martwy ten bydlak?

– Ani drgnie.

– Podciagnij go.

– Zajrzyjmy do srodka.

– Trzeba przeciez znalezc ten rzadki pieniadz.

– Albo sztuczna szczeke.

Whiskey i piwo.

Jack wyciagnal tyle zylki, ile tylko zdolal. Martwy rekin obijal sie o burte.

– Cholerstwo ma dziesiec stop dlugosci.

– Nikt nie da rady wyciagnac tego malenstwa tym bosakiem.

– Maja na lodzi kolowrot.

– To bedzie brudna robota.

– Warto sprobowac, jesli mamy znalezc monete.

– Predzej znajdziemy monete w twoim zoladku.

W pieciu, za pomoca dwoch lin, trzech bosakow i elektrycznego kolowrotu, zdolali podniesc z wody rekina i przeciagnac nad relingiem rufowym, i gdy mieli go juz polozyc, stracili nad wszystkim kontrole i rekin runal na poklad, gdzie niespodziewanie ozyl, albo tylko na wpol ozyl, poniewaz pociski zranily go i ogluszyly, ale nie zabily, bestia rzucala sie po pokladzie i wszyscy odskoczyli do tylu, a Pete chwycil bosak, podniosl go i wpakowal zakrzywiony hak w leb rekina, obryzgujac krwia kilku mezczyzn. Ogromne szczeki klapaly, probujac zlapac Pete’a, i wtedy do akcji ruszyl Mike z jeszcze jednym bosakiem i wepchnal jego dlugi koniec w rybie oko, a trzeci bosak

Вы читаете Glos Nocy
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату