powietrzu jak paciorki roztopionej miedzi.

O wpol do osmej pozegnali sie z Irvem i Charliem i udali sie do portowej knajpy na obiad skladajacy sie ze stekow i krabow. Colin byl wyglodnialy. Lapczywie pochlonal zawartosc swojego talerza, nawet przez chwile nie myslac o wypatroszonym rekinie czy rozrywanych na strzepy mewach.

Bylo juz dobrze po zachodzie slonca, gdy ruszyli z powrotem do domu. Frank jak zwykle jechal za szybko, nie majac wzgledow dla innych kierowcow.

Gdy od Santa Leona dzielilo ich dziesiec minut jazdy, Frank Jacobs przeszedl w rozmowie od wydarzen dnia do bardziej osobistych spraw.

– Jestes szczesliwy z matka?

To pytanie bylo dla Colina sygnalem, by natezyc uwage. Nie chcial wywolywac awantury. Wzruszyl ramionami i odpowiedzial”

– Tak mi sie wydaje.

– To nie odpowiedz.

– Chcialem powiedziec, ze chyba jestem szczesliwy.

– Nie wiesz na pewno?

– Jestem calkiem szczesliwy.

– Opiekuje sie toba?

– Pewnie.

– Dobrze sie odzywiasz?

– Tak.

– Wciaz jestes chudy.

– Jem naprawde dobrze.

– Nie jest najlepsza kucharka.

– Radzi sobie calkiem niezle.

– Daje ci dosc pieniedzy na twoje wydatki?

– O tak.

– Moglbym ci cos przysylac co tydzien.

– Nie potrzebuje.

– A co bys powiedzial, gdybym dawal ci dziesiec dolarow tygodniowo?

– Nie musisz. Mam mnostwo pieniedzy. Zaczalbym je trwonic.

– Podoba ci sie w Santa Leona?

– Jest OK.

– Tylko OK?

– Jest calkiem milo.

– Brakuje ci przyjaciol z Westwood?

– Nie mialem tam zadnych przyjaciol.

– Oczywiscie, ze miales. Widzialem ich kiedys. Ten rudowlosy chlopak i…

– To byli tylko kumple ze szkoly. Znajomi.

– Nie musisz przede mna udawac.

– Nie udaje.

– Wiem, ze ci ich brakuje.

– Alez skad.

Zjechali na lewo, wymineli ciezarowke, ktora juz zdazyla przekroczyc dozwolona predkosc, i wrocili na prawy pas o wiele za szybko.

Kierowca ciezarowki zatrabil gniewnie.

– Co go tak wnerwia? Zostawilem mu mnostwo miejsca, nie?

Colin nie odezwal sie.

Frank przestal wciskac pedal gazu. Predkosc spadla z szescdziesieciu pieciu mil na godzine do piecdziesieciu pieciu.

Ciezarowka znow zatrabila.

Frank walil w klakson cadillaca przez co najmniej minute, zeby pokazac temu drugiemu, ze nie dal sie zastraszyc.

Colin zerknal za siebie przestraszony. Duza ciezarowke dzielilo od ich zderzaka nie wiecej niz cztery stopy. Mrugala swiatlami.

– Sukinsyn – powiedzial Frank. – Za kogo on sie uwaza, do cholery? – Zwolnil do czterdziestu mil na godzine.

Ciezarowka zjechala na drugi pas.

Frank blyskawicznie skierowal cadillaca w lewo, przed maske ciezarowki, blokujac jej droge i zmuszajac do jazdy z predkoscia czterdziestu mil na godzine.

– Ha! Ale sie sukinsyn wnerwi! Tylek go bedzie swierzbil, co?

Kierowca ciezarowki ponownie zatrabil.

Colin oblewal sie potem.

Ojciec wychylil sie do przodu, zacisniete na kierownicy dlonie przypominaly szpony. Obnazone zeby i szeroko otwarte oczy nadawaly jego twarzy niesamowity wyglad. Oddychal ciezko, prawie dyszal.

Ciezarowka przesunela sie na prawy pas.

Frank szybko zajechal jej droge. W koncu kierowca ciezarowki uznal, ze ma do czynienia albo z pijanym, albo z wariatem, i ze najlepsza taktyka bedzie rozwaga. Zwolnil do okolo trzydziestu mil na godzine i caly czas trzymal sie z tylu.

– Dupek dostal nauczke. Co on sobie wyobrazal, ze ta cholerna droga nalezy do niego?

Odnioslszy zwyciestwo, Frank znow rozpedzil cadillaca do szybkosci siedemdziesieciu mil na godzine i popedzili w noc. Colin zamknal oczy. Jechali w milczeniu przez pare mil, po czym Frank odezwal sie”

– Pomimo tego, ze nie miales tam przyjaciol, to czy chcialbys wrocic do Westwood i mieszkac ze mna?

– To znaczy, caly czas?

– Dlaczego nie?

– No… mysle, ze byloby niezle – powiedzial Colin, ale tylko dlatego, iz wiedzial, ze to niemozliwe.

– Zobacze, co da sie zrobic.

Colin spojrzal na niego przerazony.

– Ale sad powierzyl opieke nade mna mamie. Ty masz prawo do wizyt.

– Moze udaloby sie to zmienic.

– Jak?

– Musielibysmy zrobic pare rzeczy, z tego kilka niezbyt przyjemnych.

– Na przyklad?

– Po pierwsze, musialbys zeznac przed sadem, ze nie jestes z matka szczesliwy.

– Bez tego sie nie obejdzie?

– Jestem pewien, ze nie.

– Chyba masz racje – powiedzial Colin wymijajaco. Troche sie odprezyl, poniewaz nie mial najmniejszego zamiaru mowic czegos takiego przed sadem.

– Masz dosc ikry, zeby to zrobic, prawda?

– Pewnie – powiedzial Colin. By poznac strategie przeciwnika spytal”

– Co jeszcze musielibysmy zrobic?

– No coz, musielibysmy udowodnic, ze nie jest dobra matka.

– Ale przeciez tak nie jest.

– No, nie wiem. Wydaje mi sie, ze moglibysmy oskarzyc ja o niemoralnosc.

– Ze co?

– Ten caly artystyczny tlumek – powiedzial ponuro Frank. – Ci ludzie, z ktorymi sie zadaje.

– Co z nimi?

– Oni wyznaja inne wartosci niz wiekszosc ludzi. Przechwalaja sie tym.

– Nie rozumiem.

– No… pochrzanione poglady polityczne, ateizm, narkotyki… orgie. Pieprza sie na okraglo.

Вы читаете Glos Nocy
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату