– Myslisz, ze mama…

– Naprawde trudno mi o tym mowic.

– To nie mow.

– Nie moge wykluczyc, wlasnie ze wzgledu na ciebie, ze matka bierze w tym wszystkim udzial.

– Ona nie… prowadzi takiego zycia – powiedzial Colin, choc nie byl o tym do konca przekonany.

– Musisz uswiadomic sobie przykre fakty, junior.

– Ona tego nie robi.

– Jest tylko czlowiekiem. Jej postepowanie nieraz mogloby cie zadziwic. Swieta to ona nie jest.

– Nie moge uwierzyc, ze rozmawiamy w ten sposob.

– Warto sie nad tym wszystkim zastanowic, warto przyjrzec sie wszystkiemu blizej, jesli dzieki temu moglbys do mnie wrocic. Chlopak, kiedy dorasta, potrzebuje ojca. Potrzebuje prawdziwego mezczyzny, ktory bylby dla niego wzorem.

– Ale jak, u licha, udowodnisz, ze matka… robila takie rzeczy?

– Prywatni detektywi.

– Naprawde najalbys bande tajniakow, zeby weszyli za nia, gdziekolwiek by sie ruszyla?

– Nie chce tego. Ale to moze byc konieczne. To bylby najszybszy i najlepszy sposob, zeby sie czegos dowiedziec.

– Nie rob tego.

– Chodzi mi tylko o ciebie.

– Wiec daj sobie z tym spokoj.

– Chce, zebys byl szczesliwy.

– Jestem szczesliwy.

– Bylbys szczesliwszy w Westwood.

– Nie bylbym, gdybys naslal na nia stado hien, tato.

Ojciec skrzywil sie.

– Hien? Kto mowi o hienach? Sluchaj, ci detektywi to zawodowcy. Nie sa bandytami. Nie zrobia jej krzywdy. Nawet sie nie zorientuje, ze jest sledzona.

– Prosze, nie rob tego.

Jedyna odpowiedzia ojca bylo stwierdzenie: mam nadzieje, ze to nie bedzie konieczne.

Colin myslal o powrocie do Westwood, o zyciu przy boku ojca, i wydalo mu sie, ze sni koszmar.

16

Roy zjawil sie w niedziele rano, o jedenastej, trzymajac w reku kapielowki zawiniete w recznik.

– Gdzie twoja matka?

– W galerii.

– W niedziele?

– Pracuje codziennie.

– Myslalem, ze moze uda mi sie zobaczyc ja w bikini.

– Obawiam sie, ze nie.

Dom stanowil, jak to nazywaja ludzie od handlu nieruchomosciami, wlasnosc dzierzawna wyzszej klasy. Miescil, miedzy innymi, salon z ogromnym kominkiem, znajdujacy sie w suterenie, trzy duze sypialnie, kuchnie, ktora zadowolilaby kazdego kulinarnego pasjonata, i basen o dlugosci czterdziestu stop.

Od czasu przeprowadzki korzystali z salonu przez niecale dwie godziny w tygodniu, poniewaz nikt ich nie odwiedzal; nie miewali tez gosci, ktorzy zostawaliby na noc, nie bylo wiec powodu, by uzywac dodatkowej lazienki, a jesli chodzi o cale to bajeczne wyposazenie kuchni, to potrzebowali tylko lodowki i dwoch palnikow na kuchence. Jedynie basen wart byl czynszu.

Colin i Roy urzadzili sobie zawody plywackie, bawili sie detkami i dmuchanymi materacami, grali w wylawianie monet z dna, chlapali sie, pryskali i wreszcie wypelzli z basenu na betonowe obrzeze, by posmazyc sie troche na sloncu. Colin po raz pierwszy kapal sie z Royem i po raz pierwszy widzial go bez koszuli i po raz pierwszy zobaczyl okropne blizny szpecace jego plecy – biegly na ukos od prawego ramienia chlopca do jego lewego biodra. Colin probowal je policzyc – szesc, siedem, osiem, moze nawet dziesiec. Trudno bylo powiedziec, ile ich naprawde bylo, poniewaz laczyly sie w kilku miejscach. Tam gdzie miedzy szramami zachowaly sie fragmenty zdrowej skory, widac bylo ladna opalenizne, ale wypukle blizny byly odporne na slonce – miejscami blade i gladkie, a miejscami zaczerwienione i pomarszczone.

– Co ci sie stalo? – spytal Colin.

– He?

– Co sie stalo z twoimi plecami?

– Nic.

– A te blizny?

– To nic.

– Przeciez sie z tym nie urodziles.

– To byl tylko wypadek.

– Jaki wypadek?

– To bylo dawno temu.

– Kraksa samochodowa czy cos podobnego?

– Nie chce o tym mowic.

– Dlaczego nie?

Roy spojrzal na niego ze zloscia.

– Powiedzialem, ze nie mam ochoty na pieprzona rozmowe o pieprzonych bliznach!

– OK, jasne. Nie ma sprawy.

– I nie musze sie przed toba tlumaczyc dlaczego.

– Nie chcialem byc wscibski.

– Ale byles.

– Przepraszam.

– No dobra. – Roy westchnal. – Ja tez.

Wstal i odszedl na drugi koniec basenu. Stal tam przez chwile, odwrocony do Colina plecami, wpatrujac sie w ziemie.

Czujac sie glupio i niezrecznie, Colin szybko wsliznal sie do basenu, jakby chcial ukryc sie w chlodnej wodzie. Zaczal gwaltownie plywac, probujac rozladowac nagly przyplyw energii.

Piec minut pozniej, gdy Colin znow wyszedl z basenu, Roy byl w tym samym miejscu, ale teraz kleczal. Grzebal w trawie.

– Co znalazles? – spytal Colin.

Roy byl tak zajety tym, co robil, ze nie uslyszal pytania. Colin zblizyl sie i przykucnal obok Roya.

– Mrowki – powiedzial Roy.

Przy krawedzi betonu wznosil sie kopczyk spulchnionej ziemi, wielkosci filizanki. Malenkie czerwone mrowki dreptaly po wzgorku i wokol niego.

Usmiechajac sie szeroko, Roy wgniatal owady w beton. Tuzin. Dwa tuziny. Z kopczyka wybiegly natychmiast inne mrowki i pedzily do cienia, ktory rzucal Roy, jakby nagle sobie uswiadomily, ze ich przeznaczeniem jest nie bezmyslna praca w mrowisku, ale smierc na ofiarnym oltarzu, z rak monstrualnego boga, milion razy wiekszego od nich.

Roy przerwal swe dzielo i popatrzyl na wilgotne, rdzawe resztki, ktore plamily mu palce.

– Zadnych kosci – powiedzial. – Nic z nich nie pozostaje, tylko mala kropelka soku, poniewaz nie maja w ogole kosci.

Colin przygladal sie.

Вы читаете Glos Nocy
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату