– A kto by nie mial?
– Mozemy sie z nia zabawic.
– Zyjesz w swiecie fantazji.
– Jej maz jest caly dzien w pracy.
– Wiec?
– Jest prawie sama.
– Co znaczy – prawie?
– Ma piecioletniego dzieciaka.
– Wiec nie jest sama.
– Ten dzieciak nie jest zadnym problemem.
Colin wiedzial, ze Roy znow prowadzi swoja gre, ale tym razem postanowil wziac w niej udzial.
– Jaki masz plan?
– Pojdziemy tam i zapukamy do drzwi. Zna mnie. Otworzy.
– A potem?
– We dwojke damy sobie z nia rade. Wepchniemy ja do mieszkania i przewrocimy na podloge. Przyloze jej noz do gardla.
– Bedzie krzyczec.
– Nie z nozem na gardle.
– Pomysli, ze blefujesz.
– W takim razie – powiedzial Roy – zranie ja lekko, zeby wiedziala, ze to nie zarty.
– A co z dzieciakiem?
– Ja bede pilnowal Sary, ty bedziesz mogl w tym czasie zlapac szczeniaka i zwiazac.
– Czym go zwiaze?
– Wezmiemy ze soba sznur do bielizny.
– A potem… co sie stanie?
Roy wyszczerzyl zeby w usmiechu.
– Wtedy ja rozbierzemy, przywiazany do lozka i zgwalcimy.
– I myslisz, ze nikomu nie powie, co zrobilismy?
– Kiedy z nia skonczymy, to trzeba ja bedzie oczywiscie zabic.
– I dzieciaka tez? – spytal Colin.
– To wredny, maly szczeniak. Jego przede wszystkim chcialbym sprzatnac.
– To zly pomysl. Zapomnij o tym.
– Jeszcze wczoraj zachecales mnie, bym kogos zabil – powiedzial Roy. – A teraz to cie przeraza.
– I kto to mowi.
– Co masz na mysli?
Colin westchnal.
– Zeby mnie przekonac, wymysliles caly ten plan. A to przeciez w zaden sposob nie moze sie powiesc. Przewidziales, ze mi sie nie spodoba, a wtedy bedziesz mogl powiedziec: no coz, chcialem udowodnic, ze potrafie kogos zabic, ale Colin stchorzyl.
– Co jest zlego w moim planie?
– Przede wszystkim mieszkasz tuz obok.
– No i co z tego?
– Gliny beda cie od razu podejrzewac.
– Mnie? Mam dopiero czternascie lat.
– Wystarczajaco duzo, by byc podejrzanym.
– Naprawde tak uwazasz?
– Pewnie.
– Coz… moglbys zapewnic mi alibi. Moglbys przysiac, ze bylem u ciebie, kiedy ja zamordowano.
– Wowczas podejrzewaliby nas obu.
Roy przez dluzsza chwile patrzyl na Sare Callahan. Odwrocil sie wreszcie od okna i zaczal chodzic tam i z powrotem.
– Najwazniejsze, zeby zostawic slady, ktore odwroca od nas uwage. Zmylka dla gliniarzy.
– Czy chociaz wiesz, jaki oni maja sprzet? Moga cie wytropic badajac pojedynczy wlos, nitke, cokolwiek.
– Ale gdybysmy mogli sprzatnac ja w taki sposob… zeby nawet za milion lat nie przyszlo im do glowy, ze zrobily to dzieciaki…
– Jak?
Roy wciaz krazyl po pokoju.
– Moglibysmy zrobic to tak, by wygladalo na robote jakiegos szalenca, maniaka seksualnego. Gdyby tak uderzyc ja nozem ze sto razy. Obciac jej uszy. Szczeniaka tez niezle posiekac, a na scianach wypisac krwia rozne zwariowane rzeczy.
– Jestes naprawde obrzydliwy.
Roy przystanal na chwile.
– O co chodzi? Krew tak na ciebie dziala?
Colin czul lekkie mdlosci, ale probowal nie okazywac tego po sobie.
– Nawet gdyby udalo ci sie zmylic gliny, to i tak pozostaje jeszcze wiele slabych punktow w twoim planie.
– Na przyklad?
– Ktos moze nas zobaczyc, jak bedziemy wchodzic do jej domu.
– Kto?
– Na przyklad smieciarz. Albo ktos, kto myje okna. Albo po prostu ktos przejezdzajacy samochodem.
– Wiec wejdziemy tylnymi drzwiami.
Colin zerknal w okno.
– Wydaje mi sie, ze ten mur otacza cala posesje. Musielibysmy wiec wejsc od frontu i obejsc caly dom, zeby dostac sie do tylnych drzwi.
– Wcale nie. Rownie dobrze mozemy przelezc przez mur w ciagu minuty.
– Jesliby ktos nas wtedy zobaczyl, to na pewno nas zapamieta. A poza tym, co z odciskami palcow, kiedy juz wejdziemy do srodka?
– Bedziemy mieli rekawiczki, oczywiscie.
– To znaczy, ze podejdziemy do drzwi w rekawiczkach, choc jest trzydziesci stopni upalu, ze zwojem sznura i nozem, a ona nas wpusci bez chwili wahania?
Roy zaczal sie niecierpliwic.
– Kiedy juz otworzy drzwi, bedziemy poruszac sie tak szybko, ze nie zdazy sie zorientowac, ze cos jest nie tak.
– A jesli sie zorientuje? Jesli bedzie szybsza od nas?
– Nie bedzie.
– Ale przynajmniej powinnismy brac taka mozliwosc pod uwage – upieral sie Colin.
– W porzadku. Wzialem to, o czym mowisz, pod uwage i uznalem, ze nie ma sie czym przejmowac.
– Jeszcze jedno. Co bedzie, jesli otworzy drzwi wewnetrzne, ale nie zewnetrzne?
– To my je otworzymy. W czym problem?
– A jesli beda zamkniete na klucz?
– Chryste!
– Coz, trzeba sie spodziewac najgorszego.
– Dobra, dobra. To nie byl najlepszy pomysl.
– O to mi wlasnie chodzilo.
– Ale nie dalem jeszcze za wygrana.
– Nie chce, bys dawal za wygrana – powiedzial Colin. – Podoba mi sie ta gra.
– Predzej czy pozniej wymysle dobry plan. Znajde kogos, kogo moglibysmy zabic. Radze ci, uwierz mi.
Przez jakis czas obserwowali Sare Callahan, patrzac na zmiane przez lornetke.
Juz wczesniej Colin pragnal powiedziec Royowi o Heather. Ale teraz, z powodow, ktorych nie potrafil do konca okreslic, czul, ze wlasciwa chwila jeszcze nie nadeszla. Przez jakis czas Heather powinna pozostac jego mala