– Hm… nie. Zajmuje sie pewnymi… materialami.

– Sadzilam, ze czekasz wlasnie na niego.

– Po prostu odpoczywam. Zrobilem sobie przerwe.

– Uwazam, ze to ladne, kiedy tak zjawia sie tutaj kazdego dnia – powiedziala.

– Kto?

– Roy.

– Gdzie sie zjawia?

– Tam – wskazala na cos za szyba.

Colin spojrzal przez okno, a potem znow na dziewczyne.

– Chcesz powiedziec, ze chodzi co dzien do kosciola?

– Nie. Na cmentarz. Nie wiedziales?

– Opowiedz mi o tym.

– No coz… mieszkam naprzeciwko. W tym bialym domu z niebieskim paskiem. Widzisz?

– Tak.

– Moge zauwazyc Roya prawie za kazdym razem, gdy przychodzi.

– Co on tam robi?

– Odwiedza siostre.

– Ma siostre?

– Mial. Ona nie zyje.

– Nigdy o tym nie wspominal.

Heather kiwnela glowa.

– Chyba nie lubi o tym mowic.

– Ani jednym slowem.

– Raz mu powiedzialam, ze to naprawde mile, no wiesz, ze tak czesto przychodzi na jej grob. Wsciekl sie na mnie.

– Naprawde?

– Jak diabli.

– Dlaczego?

– Nie wiem – powiedziala Heather. – Z poczatku myslalam, ze byc moze wciaz cierpi po jej smierci. Myslalam, ze moze tak bardzo, ze nie chce o tym mowic. Ale pozniej wyszlo na to, ze jest wsciekly, poniewaz, wedlug niego, przylapalam go na czyms niewlasciwym. Ale w tym nie ma niczego niewlasciwego. To po prostu troche dziwne.

Colin zastanawial sie przez chwile nad tym, co uslyszal od Heather. Wpatrywal sie w zalany sloncem cmentarz.

– Jak umarla?

– Nie wiem. To nie wydarzylo sie za moich czasow. To znaczy, przeprowadzilismy sie do Santa Leona dopiero trzy lata temu. A ona juz od dawna nie zyla.

Siostra.

Martwa siostra.

Czul, ze tu kryje sie rozwiazanie calej lamiglowki.

– Coz – powiedziala Heather, nieswiadoma wagi informacji, ktora mu wlasnie przekazala – musze isc. Matka dala mi liste zakupow. Spodziewa sie, ze za jakas godzine wroce ze wszystkim do domu. Nie lubi ludzi, ktorzy sie spozniaja. Mowi, ze niepunktualnosc jest cecha roztrzepanej, egoistycznej osoby. Zobaczymy sie o szostej.

– Przykro mi, ze musimy isc na wczesniejszy seans – powiedzial Colin.

– Nie szkodzi – odrzekla. – To przeciez ten sam film, bez wzgledu na godzine, o ktorej jest wyswietlany.

– Jak ci mowilem, musze byc w domu przed dwudziesta pierwsza, czy cos kolo tego, zanim zupelnie sie sciemni. To istna mordega.

– Nie – powiedziala. – To nic takiego. Przeciez ta kara nie bedzie wieczna. Potrwa tylko miesiac, prawda? Nie martw sie tym. Spedzimy fajny wieczor. Do zobaczenia.

– Do zobaczenia – powiedzial.

Patrzyl, jak idzie przez pograzona w ciszy biblioteke. Kiedy wyszla, znow spojrzal na cmentarz. Martwa siostra.

30

Colin nie mial problemow ze znalezieniem nagrobka; przypominal latarnie morska. Byl wiekszy, bardziej wypolerowany i bardziej ekstrawagancki niz jakikolwiek inny pomnik na cmentarzu. Skladal sie z segmentow, ktore wykonano z granitu i marmuru i polaczono niemal idealnie. Odznaczal sie przemyslnym ksztaltem i wysokim polyskiem. Szerokie, skantowane litery wcinaly sie gleboko w pokryta siecia zylek lustrzana tafle marmuru. Widac bylo, ze panstwo Bordenowie nie szczedzili pieniedzy.

BELINDA JANE BORDEN – przeczytal napis.

Wedlug daty na plycie nagrobnej umarla ponad szesc lat temu, ostatniego dnia kwietnia. Pomnik wznoszacy sie u wezglowia grobu byl z pewnoscia kilka razy wiekszy niz cialo, ktore upamietnial, poniewaz Belinda Jane miala tylko piec lat, gdy zlozono ja do ziemi.

Wrocil do biblioteki i poprosil pania Larkin o mikrofilm zawierajacy wydanie News Register sprzed szesciu lat, z trzydziestego kwietnia.

Cala te ponura historie opisano na pierwszej stronie.

Roy zabil swoja siostrzyczke.

To nie bylo morderstwo.

Po prostu wypadek. Straszny wypadek.

Nikt nie ponosil winy.

Osmioletni chlopiec znajduje na kuchennej szafce kluczyki od samochodu ojca. Przychodzi mu do glowy, by zrobic sobie przejazdzke po sasiednich uliczkach. Dzieki temu dowiedzie, ze jest starszy i madrzejszy, niz ktokolwiek przypuszcza. Udowodni nawet, ze jest na tyle duzy, by bawic sie kolejka tatusia albo przynajmniej siedziec obok niego i obserwowac pociagi, czego nie wolno mu robic, a czego bardzo pragnie. Samochod stoi na podjezdzie. Chlopiec kladzie na siedzeniu poduszke, by moc patrzec ponad kierownice. Ale wtedy odkrywa, ze nie jest w stanie dosiegnac stopa pedalu hamulca albo gazu. Szuka jakiegos przedmiotu i obok garazu znajduje kawalek drewna, dlugi na trzy stopy drag sosnowy, ktory jest wlasnie tym, czego potrzebuje. Ocenia, ze moze go uzyc do wcisniecia pedalow, ktorych nie moze dosiegnac stopami. Jedna reka trzyma drag, druga kierownice. Siedzac juz w samochodzie uruchamia silnik i manipuluje przy biegach. Slyszy to jego matka. Wychodzi przed dom. Widzi swoja mala coreczke, ktora staje za samochodem. Matka krzyczy do chlopca i dziewczynki, a oni machaja do niej. Gdy matka biegnie w strone samochodu, chlopcu udaje sie w koncu wrzucic wsteczny bieg i wcisnac drewnianym dragiem pedal gazu. Pojazd rusza do tylu. Szybko. Wystrzela jak z procy. Uderza dziecko. Dziewczynka upada. Urwany krzyk. Kolo najezdza na jej krucha czaszke. Mala glowka peka jak balon wypelniony krwia. I gdy przyjezdza karetka, lekarz znajduje matke, siedzaca na trawniku, z rozrzuconymi nogami i bezmyslna twarza, powtarzajaca w kolko to samo: po prostu pekla z trzaskiem. Pekla z trzaskiem i otworzyla sie. Jej mala glowka. Po prostu pekla z trzaskiem.

Pekla z trzaskiem.

Trzask.

Colin wylaczyl czytnik.

Zalowal, ze nie moze rownie latwo wylaczyc swego umyslu.

31

Wrocil do domu pare minut przed piata. Weezy pojawila sie minute pozniej.

Вы читаете Glos Nocy
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату