Podniosla raptownie glowe.

– Chodzi o Belinde Jane.

Helena Borden byla ladnie opalona. Na dzwiek imienia zmarlej corki opalenizna nie zniknela z jej twarzy, ale widac bylo, jak odplywa z niej krew. Nagle kobieta wydala sie stara i chora.

– Wiem, jak umarla – powiedzial Colin.

Pani Borden milczala.

– Roy opowiadal mi o tym – sklamal Colin.

Zdawalo sie, ze kobieta zastygla. Jej oczy byly lodowate.

– Rozmawialismy o Belindzie calymi godzinami – powiedzial.

Kiedy sie odezwala, jej cienkie wargi ledwie sie poruszaly.

– To nie twoja sprawa.

– Roy zrobil z tego moja sprawe – powiedzial Colin. – Nie chcialem tego sluchac. Ale on zdradzil mi sekret.

Patrzyla na niego z nienawiscia.

– Straszny sekret. Sekret jej smierci.

– To nie zaden sekret. Widzialam. To byl… wypadek. Straszny wypadek.

– Naprawde? Jest pani absolutnie pewna?

– Co chcesz przez to powiedziec?

– Zdradzil mi ten sekret i kazal przysiac, ze nikomu nie powiem. Ale przed pania nie moge tego zataic. To zbyt straszne.

– Co on ci powiedzial?

– Wyjasnil, dlaczego ja zabil.

– To byl wypadek.

– Planowal to pare miesiecy – sklamal Colin.

Zlapala go nagle za ramie i poprowadzila na druga strone deptaka do stojacej na uboczu laweczki, tuz przy balustradzie.

W tym samym reku trzymal kurtke i bal sie, ze kobieta zauwazy magnetofon. Nie zauwazyla. Usiedli obok siebie, plecami do morza.

– Mowil ci, ze ja zabil?

– Tak.

Potrzasnela glowa.

– Nie. To musial byc wypadek. Musial. Roy mial wtedy tylko osiem lat.

– Zdarza sie chyba, ze niektore dzieci rodza sie zle – powiedzial Colin. – Chodzi mi o to, rozumie pani, ze nie jest ich tak wiele. Jest ich bardzo malo. Ale z drugiej strony, co jakis czas czyta sie o tym w gazetach, o tym, jak dzieci popelniaja straszne zbrodnie. Sadze, rozumie pani, ze jedno na sto tysiecy rodzi sie wlasnie takie. Wie pani o tym? Rodzi sie zle. I cokolwiek taki dzieciak by zrobil, nie mozna obwiniac ani jego rodziny, ani szkoly, bo rozumie pani, on sie taki juz urodzil.

Przygladala mu sie z uwaga, gdy ciagnal te swoja przemowe, ale nie byl pewien, czy dotarlo do niej choc jedno jego slowo. Kiedy wreszcie przerwal, milczala przez chwile, po czym spytala”

– Czego on chce ode mnie?

Colin otworzyl oczy ze zdumienia.

– Kto?

– Roy. Dlaczego napuscil cie na mnie?

– Nie zrobil tego – zaprotestowal Colin. – Prosze, niech mu pani nie mowi, ze z pania rozmawialem. Prosze, pani Borden. Gdyby wiedzial, ze tu jestem i opowiadam pani to wszystko, toby mnie zabil.

– Smierc Belindy byla wypadkiem – powiedziala. Ale w jej glosie nie bylo przekonania.

– Nie zawsze tak pani uwazala – powiedzial.

– Skad wiesz?

– Dlatego go pani zbila.

– Nie zbilam.

– Powiedzial mi.

– Klamal.

– To skad wziely sie te blizny?

Poruszyla sie nerwowo.

– To bylo w rok po smierci Belindy.

– Co on ci powiedzial?

– Ze go pani zbila, poniewaz wiedziala pani, ze on ja zabil.

– Tak powiedzial?

– Tak.

Odwrocila sie nieznacznie, by spojrzec na morze.

– Wlasnie skonczylam czyscic i woskowac podloge w kuchni. Byla czysta jak lza. Idealna. Absolutnie nieskazitelna. Mozna bylo jesc z tej podlogi. I wtedy wszedl do kuchni w tych swoich zabloconych buciorach. Naigrawal sie ze mnie. Nie odezwal sie slowem, ale kiedy zobaczylam, jak idzie po tej podlodze w tych zabloconych buciorach, od razu wiedzialam, ze sie ze mnie naigrawa. Najpierw zabil Belinde, a teraz drwil sobie ze mnie, i wtedy jedno i drugie wydawalo sie rownie zle. Chcialam go zamordowac.

Colin odetchnal z ulga. Wcale nie byl pewien, czy to wlasnie pani Borden byla sprawczynia tych blizn na plecach syna. Opieral sie na przeczuciu i teraz, gdy okazalo sie ono prawda, byl juz znacznie pewniejszy slusznosci kolejnych elementow swej teorii.

– Wiedzialam, ze zabil ja naumyslnie. Ale oni mi nie uwierzyli – powiedziala.

– Wiem.

– Zawsze wiedzialam. Nigdy nie mialam watpliwosci. Zabil swoja siostrzyczke. – Mowila teraz do siebie, patrzac daleko w morze i w przeszlosc. – Gdy go bilam, probowalam tylko zmusic go do wyznania prawdy. Belinda zaslugiwala na to, czyz nie? Nie zyla i zaslugiwala na to, by jej zabojca zostal ukarany. Ale oni mi nie uwierzyli.

Jej glos zamarl i milczala tak dlugo, az Colin postanowil interweniowac.

– Roy smial sie z tego. Uwazal za zabawne to, ze nikt nie bierze pani powaznie.

Nie potrzebowala szczegolnej zachety.

– Powiedzieli, ze mam nerwowe zalamanie. Wyslali mnie do szpitala okregowego. Poddali terapii. Jakbym byla jakas wariatka. Drogi psychiatra. Traktowal mnie jak dziecko. Glupi czlowiek. Bylam tam dlugo – az zdalam sobie sprawe, ze wystarczy tylko powiedziec, ze mylilam sie co do Roya.

– Nigdy sie pani nie mylila.

Spojrzala na niego.

– Powiedzial ci, dlaczego zabil Belinde?

– Tak.

– Wiec dlaczego?

Colin poruszyl sie niespokojnie, poniewaz nie byl przygotowany na to pytanie i nie chcial, by sie zorientowala, ze klamie od poczatku tej dziwnej rozmowy. Kierowal nia, starajac sie wyciagac z niej rzeczy, ktore chcial miec na tasmie. Powiedziala juz troche, ale nie wszystko. Mial nadzieje, ze bedzie mu ufala, dopoki nie nagra tego, czego potrzebowal.

Na szczescie, kiedy sie wahal, pani Borden odpowiedziala za niego.

– To byla zazdrosc, prawda? Byl zazdrosny o moja mala dziewczynke, poniewaz po jej przyjsciu na swiat uswiadomil sobie, ze tak naprawde nigdy nie bedzie jednym z nas.

– Tak. To wlasnie mi powiedzial – stwierdzil Colin, choc nie bardzo rozumial, o co jej chodzi.

– To byl blad – powiedziala. – Nigdy nie powinnismy byli go adoptowac.

– Adoptowac?

– Nie powiedzial ci tego?

– No… nie.

Zawalil sprawe. Pani Borden zacznie sie teraz zastanawiac, dlaczego Roy ujawnil wszystko, kazdy paskudny sekret, tylko nie to. Potem sie zorientuje, ze Roy nie powiedzial mu niczego o Belindzie Jane, ze Colin wyssal sobie

Вы читаете Glos Nocy
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату