sie uniknac na drodze do San Francisco.
O 2.30 zatrzymali sie w miejscu, ktore stanowilo polaczenie stacji benzynowej i calonocnej restauracji. Gdy w thunderbirdzie uzupelniono benzyne i olej, Colin skorzystal z lazienki, zeby odswiezyc sie przed nastepnym odcinkiem maratonskiej trasy. W restauracji zamowili hamburgery i frytki. Gdy te ostatnie smazyly sie, Alex poszedl do meskiej toalety, zeby ogolic sie i umyc twarz i zazyc dwie tabletki kofeiny.
Kupil cala paczke tej samej nocy, na stacji benzynowej, tuz przy granicy Utah. Colin byl wtedy w wozie i nie widzial zakupu. Alex nie chcial, zeby chlopiec zobaczyl tabletki. Colin i tak juz byl spiety. Nie czulby sie lepiej, gdyby zobaczyl, ze Doyle, pomimo zapewnien o dobrej kondycji, robi sie senny za kierownica.
Spojrzal na swoje odbicie w popekanym lustrze, ktore wisialo nad brudna umywalka, i skrzywil sie.
– Wygladasz okropnie.
Odbicie pozostalo nieme.
Omineli wjazd do Reno i pozostali na trasie piecdziesiat tak dlugo, az znalezli motel dokladnie na wschod od Carson City. Bylo to obskurne miejsce, rozpadajace sie gdzieniegdzie. Ale zaden z nich nie mial sily szukac dalej. Zegar na tablicy rozdzielczej wskazywal osma trzydziesci – minely ponad dwadziescia dwie godziny od wyjazdu z Denver.
Kiedy znalezli sie w pokoju, Colin podszedl prosto do lozka i wskoczyl na nie.
– Obudz mnie za szesc miesiecy.
Alex wszedl do lazienki i zamknal za soba drzwi. Ogolil sie pobieznie elektryczna maszynka, wyczyscil zeby i wzial krotki prysznic. Kiedy wrocil do pokoju, Colin juz spal; chlopiec nie zadal sobie nawet trudu, zeby sie rozebrac. Doyle wlozyl czyste ubranie i obudzil go.
– Co sie stalo? – spytal chlopiec, niemal wyskakujac z lozka, gdy Doyle dotknal jego ramienia.
– Nie mozesz jeszcze spac.
– Dlaczego? – Colin przetarl oczy.
– Wychodze. Nie zostawie cie tu samego, wiec chyba bedziesz musial pojsc ze mna.
– Wychodzisz? Dokad?
Alex zawahal sie przez chwile.
– Kupic bron.
Colin momentalnie oprzytomnial. Wstal i wygladzil swoj podkoszulek.
– Naprawde myslisz, ze potrzebujemy broni? Myslisz, ze ten czlowiek w bagazowce…
– Prawdopodobnie nie pojawi sie wiecej.
– W takim razie…
– Powiedzialem tylko, ze prawdopodobnie nie pojawi sie. Ale juz nic nie wiem… myslalem o tym cala noc, przez cala droge w Newadzie i juz niczego nie jestem pewien. – Otarl twarz, jak gdyby chcial usunac zmeczenie. – I kiedy jestem juz absolutnie przekonany, ze go zgubilismy, to przypominam sobie paru ludzi, ktorych spotkalismy po drodze. Tego benzyniarza niedaleko Harrisburga. Kobiete w Lazy Time Motel. I przypominam sobie kapitana Ackeridge’a… no i nie wiem. Nie chodzi o to, ze uwazam ich za niebezpiecznych. Chodzi o to, ze oni sa symbolem czegos, co spotyka sie bardzo czesto… Po prostu mysle, ze powinnismy miec bron, ktora bardziej sie przyda w San Francisco niz w czasie tych paru ostatnich godzin podrozy.
– Wiec dlaczego nie kupisz jej w San Francisco?
– Mysle, ze bede spal spokojniej, majac ja juz teraz – powiedzial Alex.
– Wydawalo mi sie, ze jestes pacyfista.
– Jestem.
Colin potrzasnal glowa.
– Pacyfista, ktory nosi bron?
– Dziwniejsze rzeczy dzieja sie kazdego dnia – powiedzial Doyle.
Doyle i chlopiec wrocili do pokoju kilka minut po jedenastej. Alex zamknal drzwi, odgradzajac ich od nieznosnego pustynnego upalu. Zablokowal je i zalozyl lancuch. Sprobowal przekrecic galke, ale nie drgnela.
Colin wzial male, ciezkie, kartonowe pudelko i usiadl na lozku. Podniosl wieko i spojrzal na pistolet kalibru 0.32 i paczke z amunicja. Musial pozostac w samochodzie, kiedy Doyle poszedl go kupic i nie wolno mu bylo otworzyc pudelka w czasie krotkiej jazdy powrotnej. Zobaczyl bron dopiero teraz. Zrobil kwasna mine.
– Powiedziales, ze sprzedawca w sklepie sportowym nazwal go damska bronia.
– Zgadza sie – odparl Doyle, siadajac na brzegu lozka i zdejmujac buty. Wiedzial, ze bedzie w stanie walczyc z sennoscia jeszcze tylko przez jakas minute lub dwie.
– Dlaczego tak powiedzial?
– W porownaniu z kalibrem 0.45 ma slabszy odrzut, nie kopie tak bardzo w reke i nie robi tyle halasu. Tego typu bron kupuja zazwyczaj kobiety.
– Czy w zwiazku z tym, ze nie pochodzisz z tego stanu, miales jakies problemy z kupnem?
Doyle wyciagnal sie na lozku.
– Nie. Wlasciwie bylo to cholernie latwe.
19
W piatkowe popoludnie George Leland przemierzal skaliste pustkowie Newady, zdazajac w strone Reno, z uczuciem bolu przenikajacego oczy, pomimo ciemnych okularow, ktore chronily przed blaskiem oslepiajaco bialego piachu. Nie jechal dostatecznie szybko. Nie byl w stanie skupic sie na prowadzeniu wozu.
Od czasu tego szczegolnie ostrego bolu, ktory nawiedzil go we wczesny czwartkowy ranek, gdy scigal z siekiera Alexa Doyle’a, mysli Lelanda wedrowaly swobodnie, niemal poza jego kontrola. Nie potrafil skoncentrowac sie na niczym dluzej niz piec minut. Jego mysli przeskakiwaly z tematu na temat, jak w filmie pelnym krotkich ujec.
Chwilami powracal do rzeczywistosci, stwierdzajac ze zdumieniem, ze trzyma w reku kierownice furgonetki. Pokonywal cale mile, podczas gdy jego mysli bladzily gdzie indziej… Jakas czastka jego uwagi z pewnoscia skupiala sie na drodze i innych pojazdach; ale byla to malenka czastka. Gdyby znajdowal sie na ruchliwej autostradzie, zamiast przemierzac te plaskie, nie osloniete nieuzytki, zabilby sie i zniszczyl furgonetke w jednym z tych swoich transow.
Courtney towarzyszyla mu caly czas, na jawie i we snie. I teraz, gdy powrocil myslami do drogi o piaszczystych poboczach i chevroleta, ktory pod nim klekotal, ona siedziala kilka stop dalej z podkurczonymi nogami.
– Wczoraj prawie ich mialem – stwierdzil z zalem. – Ale te cholerne, lyse opony…
– Nie przejmuj sie tym, George – powiedziala, bliska i jednoczesnie odlegla.
– Nie, Courtney. Powinienem byl ich zalatwic. Poza tym… zeszlej nocy, kiedy sprawdzilem motel w Salt Lake City, ich tam nie bylo. – Nie pojmowal tego. – W tym jego notesie bylo napisane, ze zatrzymaja sie w High Lands Motel, w Salt Lake City. Co sie z nimi stalo?
Najwidoczniej nie wiedziala, poniewaz nie odpowiedziala.
Leland wytarl lewa reke o spodnie, podczas gdy prawa trzymal kierownice, nastepnie powtorzyl gest, przytrzymujac kierownice lewa dlonia.
– Sprawdzilem wszystkie okoliczne motele. Nie zatrzymali sie w zadnym. Zgubilem ich. Uciekli mi jakims cudem.
– Dogonisz ich jeszcze – powiedziala.
Leland mial nadzieje, ze dziewczyna bedzie mu wspolczula i dodawala odwagi. Kochana Courtney. Zawsze mozna bylo na nia liczyc.
– Moze mi sie uda – odparl, patrzac zmruzonymi oczami na pofalowane piaszczyste wzniesienia i odlegle niebiesko-rozowe gory – Ale jak? I gdzie? – Mial nadzieje, ze Courtney zna odpowiedz.
Znala.
– W San Francisco, oczywiscie.
– W San Francisco?
– Znasz moj adres – powiedziala Courtney. – Tam wlasnie jada. Czyz nie?