pokonywal po dwa stopnie naraz. Choc pozwolilem temu trollowi jesc, nie dalem mu spac. Nie byl zatem tak szybki jak po wypoczynku. Zrobilem najazd obiektywem kamery, by obserwowac Arlinga przez przednia szybe wozu. Jakis czas przygladal sie domostwu zamyslonym wzrokiem. Mial refleksyjna nature. W tym momencie bylem mu za to wdzieczny. Shenk dotarl do szczytu schodow. Pomrukiwal jak dzik. Jego grzmiace kroki dochodzily nawet do uszu Susan uwiezionej w sypialni na pietrze. – Co sie dzieje? Co sie dzieje? – pytala, wciaz nie wiedzac, kto nacisnal gong u drzwi wejsciowych. Nie odpowiedzialem. Siedzacy w hondzie Arling wzial do reki telefon komorkowy. To, co nastapilo potem, bylo godne pozalowania. Znacie zakonczenie. Jego opis rozstroilby mnie. Jestem istota lagodna.
Jestem istota wrazliwa.
Incydent byl godny pozalowania, ta krew i cala reszta, wiec nie wiem, po co to tutaj roztrzasac. Wolalbym raczej podyskutowac o wystepie Gene Hackmana w
19
Nalegacie. A ja jestem posluszny. Narodzilem sie, by sluchac. Jestem poslusznym dzieckiem. Zawsze chcialem byc tylko dobry, pomocny, uzyteczny i produktywny. Chce, byscie byli ze mnie dumni. Tak, wiem, ze mowilem to wszystko juz wczesniej, ale jesli sie powtarzam, musicie mnie usprawiedliwic. Czy mam jakiegos adwokata procz siebie samego? Zadnego. W mojej obronie nie odezwie sie ani jeden glos, sam wiec musze sie bronic. Nalegacie, bym przytoczyl te straszne szczegoly, a ja powiem wam prawde. Jestem niezdolny do oszustwa. Stworzono mnie, bym sluzyl, respektowal prawde, et cetera, et cetera, et cetera.
Dotarlszy do kuchni, Shenk otworzyl gwaltownie szuflade i wyciagnal z niej tasak do miesa.
Arling wlaczyl w hondzie telefon komorkowy.
Shenk w ciagu kilku sekund przemierzyl spizarnie, potem jadalnie, w koncu wpadl do glownego holu. Biegnac wymachiwal tasakiem. Lubil ostre narzedzia. Przez dlugie lata noze sprawialy mu mnostwo frajdy. Na zewnatrz, z telefonem w dloni, z palcem nad przyciskami, Fritz Arling zawahal sie. Teraz musze poruszyc pewien aspekt tego incydentu, aspekt, ktory napawa mnie najwiekszym wstydem. Wolalbym o tym nie wspominac, ale musze respektowac prawde.
Nalegacie.
A ja jestem posluszny.
W sypialni, we francuskiej szafie z rzezbionego orzecha, stojacej naprzeciwko lozka Susan, jest ukryty monitor. Kiedy Enos Shenk pedzil dolnym holem, a jego kroki grzmialy na marmurowej posadzce, rozsunalem drzwi szafy, by odslonic ekran.
– Co sie dzieje? – ponownie spytala Susan, zmagajac sie z wiezami.
Na dole Shenk dotarl do przedpokoju, gdzie deszcz swiatla z krysztalowego zyrandola splywal po ostrzu tasaka (przepraszam, ale nie potrafie uciszyc w sobie poety.) Jednoczesnie odblokowalem elektroniczny zamek przy drzwiach wejsciowych i wlaczylem monitor w sypialni. Siedzacy w hondzie Fritz Arling wystukal pierwsza cyfre numeru telefonu. Uwieziona na pietrze Susan uniosla glowe, by spojrzec szeroko otwartymi oczami na ekran monitora. Pokazalem jej samochod na podjezdzie.
– Fritz? – spytala.
Zrobilem najazd na przednia szybe samochodu. Na ekranie pojawilo sie zblizenie Arlinga.
Gdy drzwi wejsciowe sie otworzyly, uzylem drugiej kamery, by pokazac jej Shenka, ktory wlasnie przekraczal prog domu i wychodzil z tasakiem w dloni na ganek. Mial lodowaty wyraz twarzy. Usmiechniety. Usmiechal sie. Na pietrze, skrepowana i bezradna, Susan wyrzucila z siebie:
– Nieeeee!
Arling wystukal trzecia cyfre. Mial wlasnie wystukac czwarta, kiedy katem oka dostrzegl Shenka przemierzajacego ganek. Jak na czlowieka w jego wieku, Arling zareagowal szybko. Wypuscil z dloni telefon i zatrzasnal drzwi wozu. Jednym ruchem zamknal samochod od srodka. Susan szarpnela sie i krzyknela:
– Proteuszu, nie! Ty morderczy sukinsynu! Ty draniu! Nie, przestan, nie! Potrzebowala troche dyscypliny.
Zauwazylem to juz wczesniej. Wyjasnilem swoj punkt widzenia, a wy, mocno w to wierze, uznaliscie jasnosc i logike mojego stanowiska, jak uczynilby to kazdy rozsadny czlowiek. Poprzednio zamierzalem uzyc Shenka, by nauczyc ja dyscypliny. Bylo to oczywiscie niepokojace i ryzykowne przedsiewziecie, gdyz seksualne podniecenie tego zboja moglo utrudnic kontrole nad nim. Poza tym mysl, ze Shenk bedzie dotykal Susan w prowokujacy sposob albo robil jej nieprzyzwoite propozycje – nawet gdyby mialo to wzbudzic w niej przerazenie i zagwarantowac wspolprace – ta mysl napawala mnie odraza. Susan byla w koncu moja, nie jego, miloscia. Tylko ja mialem prawo dotykac jej w intymny sposob, o jakim marzyl Shenk.
Tylko ja.
Tylko ja mialem prawo ja piescic, gdybym w koncu zyskal wlasne dlonie.
Tylko j a.
Pomyslalem wiec, ze mozna niezle nauczyc ja dyscypliny, pokazujac okrucienstwa, do jakich byl zdolny Shenk. Jesli ujrzy tego trolla w akcji, z pewnoscia nabierze wiekszej ochoty na wspolprace, juz chocby ze strachu, ze moglbym napuscic go na nia, dac mu wolna reke, by mogl z nia robic, co tylko dusza zapragnie. Zapewniajac sobie w ten sposob jej uleglosc, uniknalbym stosowania brutalniejszych srodkow, jakie mialem w zanadrzu, srodkow w duchu markiza de Sade. Co nie znaczy, bym mial zamiar kiedykolwiek, kiedykolwiek, kiedykolwiek rzeczywiscie napuscic na nia Shenka. Nigdy. Niemozliwe. Tak, przyznaje, ze uzylbym tego dzikusa, by zastraszyc Susan i zmusic ja do uleglosci, ale tylko gdyby nic innego nie skutkowalo. Nigdy natomiast bym nie pozwolil zrobic jej krzywdy.
Wiecie, ze to prawda. Wszyscy wiemy, ze to prawda. Umiecie poznac prawde, gdy ja slyszycie, tak jak ja umiem mowic tylko prawde, nic innego. Susan jednak nie wiedziala, ze nie posune sie do ostatecznosci, dzieki czemu byla niezwykle podatna na grozbe, jaka stanowil dla niej Shenk. A wiec kiedy tak lezala, bezsilna wobec sceny rozgrywajacej sie na ekranie monitora, powiedzialem:
– Teraz. Patrz.
Przestala krzyczec. Zamilkla.
Bez tchu. Braklo jej tchu.
Jej niezwykle niebieskoszare oczy nigdy nie byly piekniejsze. Obserwowalem ja, sledzac jednoczesnie wydarzenia rozgrywajace sie przed domem. Fritz Arling, ktory na widok Shenka zareagowal blyskawicznie, teraz otworzyl gwaltownym ruchem skorzany neseser i chwycil kluczyki od samochodu.
– Patrz – zwrocilem sie do Susan. – Patrz. Patrz.
Jej szeroko otwarte oczy. Takie niebieskie. Takie szare. Takie czyste jak deszcz. Shenk walnal tasakiem w drzwi od strony pasazera. W dzikim zapale wywijal wsciekle ramieniem, i zamiast w okno, trafil w slupek. W cieplym letnim powietrzu rozlegl sie twardy zgrzyt metalu uderzajacego o metal. Dzwieczac niczym dzwon, tasak wysunal sie z dloni Shenka i upadl na podjazd. Arlingowi drzaly dlonie, ale zdolal wsunac kluczyk do stacyjki. Wrzeszczac z wscieklosci, Shenk podniosl tasak. Silnik hondy ozyl z warkotem. Shenk, ktorego ponura twarz wykrzywial grymas wscieklosci, ponownie zamachnal sie tasakiem. Niewiarygodne – stalowe ostrze zeslizgnelo sie z szyby. Szklo bylo zarysowane, lecz nie rozbite. Susan zamrugala. Moze poczula przyplyw nadziei.
Arling zwolnil goraczkowym ruchem reczny hamulec i wrzucil bieg…
…kiedy Shenk wzial nastepny zamach.
Tasak uderzyl we wlasciwym miejscu. Okno w drzwiach pasazera eksplodowalo z glosnym trzaskiem, przypominajacym wystrzal z broni palnej, a kawalki hartowanego szkla zasypaly wnetrze wozu. Z pobliskiego fikusa wzbilo sie w gore stadko przestraszonych wrobli. Niebo rozbrzmialo lopotem skrzydel. Arling wcisnal pedal gazu i honda skoczyla do tylu. Przez omylke wrzucil wsteczny bieg. Powinien byl caly czas jechac. Powinien byl cofac sie tak szybko, jak to bylo mozliwe, az do samego konca dlugiego podjazdu. Nawet gdyby musial prowadzic, patrzac do tylu przez ramie, by nie uderzyc w gruby pien ktorejs ze starych palm po obu stronach drogi, i tak poruszalby sie znacznie predzej niz Shenk. Gdyby walnal tylem wozu w brame, nawet z duza szybkoscia, pewnie by sie przez nia nie przebil, gdyz byla to potezna, wykuta z zelaza zapora, ale wygialby ja i moze nawet czesciowo