wesoly. Naga, skulila sie na podlodze i sluchala go przez cala godzine.”

Tak wlasnie poznala Jimmy’ego, choc wtedy jeszcze o tym nie wiedziala. W telefonie zaufania obowiazywaly pewne reguly. Telefonisci nie mogli ujawniac zbyt wielu informacji o sobie. Mogli za to zadawac pytania, sklaniac udreczonych rozmowcow do mowienia. Dlatego tez delikatnie ciagnal ja za jezyk, a ona opowiedziala mu o swojej pozbawionej perspektyw pracy, swoim mieszkaniu, swojej matce…

Nie zrobil tego nastepnego dnia, to byloby zbyt grubymi nicmi szyte. Ani dwa dni pozniej.

Ale w koncu przyszedl do domu handlowego, w ktorym pracowala. Znalazl ja, zaczal z nia flirtowac, podrywac ja. A ona poczula dziwna sympatie do tego czarujacego mlodego mezczyzny o niesamowicie spokojnym glosie. Zaprosil ja na randke. Ku swojemu zdumieniu, zgodzila sie.

Dopiero po kilku miesiacach wyznal cala prawde. Ze byl tak poruszony, kiedy rozmawial z nia przez telefon, ze poczul, iz musi spotkac sie z nia osobiscie. Prosze, nie mow o tym nikomu, blagal uroczo. Och, dopiero mialby przechlapane.

Wtedy pomyslala, ze to takie romantyczne. Poruszyl niebo i ziemie, by ja znalezc. To musi byc jakis znak. Na pewno ja kocha. Wreszcie zaczelo jej sie w zyciu ukladac.

Dopiero pozniej, juz po slubie, moze w tamten poniedzialek, kiedy powiedziala mu, ze za duzo pije, a on, ku jej zaskoczeniu, uderzyl ja w twarz, zaczela sie zastanawiac. Jaki czlowiek podrywa dziewczyny przez telefon zaufania? Co to mowi o cechach, jakich szuka u swojej przyszlej partnerki?

Jimmy lubil napawac sie wladza. Czesto jej przypominal, ze bez niego bylaby niczym. Powtarzal, ze wyciagnal ja z rynsztoka i jesli tylko zechce, wrzuci ja tam z powrotem.

Czasem, kiedy go sluchala, widziala Richarda Umbria stojacego nad nia, z glowa odcinajaca sie na tle jasnego nieba, trzymajacego jedna reka drewniana klape, ktora wkrotce miala opasc i zamknac ja w jamie. „Nastepnym razem bardziej sie postaraj”, mowil wesolo. „Bo inaczej wiecej do ciebie nie przyjde. Tyle juz ci dalem, skarbie. Nigdy nie wiadomo, czy nie zechce tego odebrac”.

I na nastepny raz starala sie bardziej. Podobnie przez kilka pierwszych lat malzenstwa robila wszystko, by byc dobra zona. Juz w dziecinstwie przeszla odpowiednie szkolenie. Minelo kilka lat, zanim zorientowala sie, ze wlasnie to Jimmy’emu najbardziej sie w niej podobalo.

Nigdy nie chcial jej ocalic. Chodzilo mu o to, by przerobic ja na wlasne kopyto.

Coz, pomyslala chlodno, teraz pokazala mu, na co ja stac.

Po wejsciu do pokoju Nathana zapalila gorne swiatlo. Rozblysly dwie szescdziesieciowatowe zarowki. To jednak nie wystarczylo. Ani jej, ani Nathanowi.

– Kowboj – mruknal Nathan sennie, z twarza wtulona w jej ramie. Poslusznie podeszla do lampki. Pstryk.

I nic.

Zmarszczyla brwi, sprobowala jeszcze raz. Wesola twarz kowboja pozostawala ciemna. Pewnie zarowka sie przepalila. Catherine wlaczyla stojaca nizej lampke w ksztalcie muszli.

Znowu nic.

Moze korki wysiadly? Te wszystkie reflektory i urzadzenia policyjne mogly przeciazyc siec. Podeszla do komody, Nathan zaczynal jej ciazyc. Dwie lampy. Jedna w ksztalcie kaktusa, draga – narowistego konia. Sprawdzila je lekko drzacymi palcami, oddychajac szybko.

Nic. Nic.

No dobra, jest duzo innych mozliwosci. Bardzo duzo. Jak miec obsesje, to na calego. W pokoju Nathana bylo szesc lampek nocnych, trzy lampy stolowe i dwie stojace na podlodze. Gorne swiatlo sie palilo, wiec prad musi byc przynajmniej w czesci pokoju. Trzeba znalezc dzialajace gniazdka i powlaczac te wszystkie lampy.

Zaczynalo jej sie spieszyc. Nathan podniosl glowe, jakby wyczuwal jej nerwowosc.

– Mamo, swiatla!

– Wiem, skarbie, wiem.

Cholerna lampa z misiem nie dzialala. Kupila ja za dwiescie dolcow w Denver i wyslala do domu jako prezent. Antyczna mosiezna lampa na biurko, ktora znalazla w malym sklepie na Charles Street, tez nie dzialala. Podeszla do lamp stojacych, z zarowkami halogenowymi, takimi, ktore rozswietlaja caly sufit.

Nic.

Kolejne lampki nocne. Te male, zwienczone kolorowym szklem, czerwony plastikowy Elmo, szeroko usmiechniety Kubus Puchatek. Musza dzialac. Przynajmniej jedna, dwie, trzy. Dobry Boze, w tym przekletym pokoju musi byc cos, co rozproszy mrok.

Jej oddech przeszedl w ciezkie sapanie. Nathan oderwal sie od niej i zesztywnial, coraz bardziej przerazony.

– Swiatlo, swiatlo, swiatlo!

– Wiem, wiem, wiem.

Pieprzyc pokoj. Jest za duzy. Po co dwom osobom tyle przestrzeni? Przytulila syna i rzucila sie biegiem do lazienki. Pstryknela wlacznikiem i zaczekala, az biale kafelki rozblysna w swietle.

Nic.

Pstryknela znowu. I jeszcze raz. Popadala w histerie. Czula, ze w jej gardle narasta strach.

Nathan zaczal wierzgac nogami.

– Mamo, mamo, mamo, gdzie swiatlo? Ja chce swiatla!

– Wiem. Ciii, kochanie, ciii.

Przyszedl jej do glowy jeszcze jeden pomysl. Garderoba. Ma metr na dwa metry, oswietlaja ja dwie szescdziesieciowatowe zarowki. Beda mogli polozyc sie na podlodze i schronic w ich blasku. Przynajmniej do rana.

– Nathan, skarbie, zaraz przezyjemy przygode.

Poglaskala go po plecach, probujac dodac mu otuchy, po czym wyskoczyla z lazienki i rzucila sie do garderoby. Odsunela lustrzane drzwi, wlozyla reke do srodka i znalazla wlacznik. Pstryk.

Swiatlo. Jasne, cudowne swiatlo. Zalalo wnetrze, siegajac mackami do wszystkich ciemnych katow, rozpraszajac cien. Piekne, piekne swiatlo.

Catherine zajrzala do garderoby i wlozyla reke do ust, by stlumic krzyk.

Lezaly na samym srodku, tak by zobaczyla je od razu: zarowki wykrecone ze wszystkich lamp. Ulozone w dwa krotkie, proste slowa.

A KUKU.

Przycisnela twarz syna do swojej szyi. Cofnela sie chwiejnie. Zataczajac sie, pobiegla w glab korytarza, z trudem zeszla schodami na dol. W holu zlapala plaszcz, torebke, kluczyki. Nie spojrzala na policjanta. Nie odezwala sie ani slowem.

Wybiegla z kamienicy.

– Swiatlo, swiatlo, swiatlo – szlochal Nathan.

Ale swiatla nie bylo. Rozumiala to jak nikt inny. Zostali z Nathanem sami w ciemnosciach.

Rozdzial 30

Mowiles, ze zawarliscie z ojcem uklad dotyczacy picia – powiedziala Elizabeth. – Wspominales, ze mial po pijanemu wypadek i tak sie wystraszyl, ze przestal pic.

– Sklamalem.

– Czesto klamiesz?

Bobby wzruszyl ramionami.

– Na pewne pytania trzeba miec gotowe odpowiedzi. Nie mam ochoty opowiadac o tym, jak ojciec rzucil sie z nozem na mojego brata. Poza tym wypadek naprawde sie zdarzyl. Tuz przedtem ojciec znow zaczal pic, bo nie udalo mu sie tego rzucic za pierwszym podejsciem. Robil to na zasadzie: krok do przodu, dwa kroki do tylu. A ja wtedy mialem wlasne problemy. Dlatego owszem, zawarlismy umowe.

– Rozumiem. A wiec oklamales mnie, ale w twoim przekonaniu, w klamstwie tym tkwilo ziarnko prawdy.

– Cos w tym stylu.

– Uhm. Domyslam sie, ze w dziecinstwie, ilekroc miales siniaki, potrafiles to jakos „wyjasnic”. To samo kiedy

Вы читаете Samotna
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату