– Jestem policjantem stanowym. Nie pracujemy w parach, jesli do tego zmierzasz.
– Mowisz to tak, jakbys sie bronil.
– Ona potrzebuje pomocy, ja jej pomagam. Nie widze w tym nic zlego. – Znow wstal i zaczal nerwowo chodzic po pokoju.
– Kiedy ostatnio spales, Bobby?
– W sobote. Kilka godzin.
– Co to znaczy „kilka”?
– Trzy.
– Kiedy ostatnio jadles?
– Niedawno pilem kawe.
– Mowie o jedzeniu, Bobby.
– Wczoraj rano.
– Biegales, prawda?
Tym razem nie odpowiedzial.
Zmusila sie, by milczec i zachowac spokoj.
– Dwadziescia kilka kilometrow – wykrztusil w koncu.
– Rozklejasz sie, Bobby. Ja to wiem, ty to wiesz. Dlatego wlasnie zadzwoniles. Bo boisz sie o siebie. Pytam wiec raz jeszcze: myslisz, ze rozsadnie jest spotykac sie z Catherine Gagnon?
– Nie chodzi o nia.
– A o kogo?
– Zdaje sie, ze o moja cholerna matke.
– Nie rozmawiamy o tym – powiedzial po jakims czasie. – W kazdej rodzinie sa tematy tabu. My nie mowimy o niej.
– Jacy „my”?
– Moj ojciec. Moj starszy brat, George. – Bobby zatrzymal sie przed jednym z dyplomow wiszacych na scianie i wbil niewiazacy wzrok w chroniaca go szybke. – Moj ojciec pil.
– Wspominales o tym.
– Po pijaku robil sie agresywny.
Milczala chwile.
– Jak agresywny?
– Bil wszystko, co sie ruszalo.
– A wiec twoja mame, ciebie i twojego brata?
– Tak.
– Dlugo sie to ciagnelo? Czy ktos z rodziny probowal wam pomoc?
Kolejne wzruszenie ramion.
– Nie zauwazylem.
– Twoj ojciec byl brutalnym pijakiem i twoja matka go zostawila?
– Nie bylo mnie przy tym – powiedzial cicho. – Ktoregos wieczoru uslyszalem, jak moj brat George krzyczy na ojca. Ale on… on byl chyba strasznie nawalony. I wpadl w szal… Zlapal skorzany pas i rzucil sie na mame. Zbil ja jak psa. Zdaje sie, ze George probowal jej pomoc i tez dostal. Az stracil przytomnosc. Kiedy sie ocknal, ojciec spal, a matka pakowala rzeczy.
Powiedziala George’owi, ze dluzej nie wytrzyma. Ze moze jesli odejdzie, ojciec sie uspokoi. Miala krewnych na Florydzie. Razem z George’em przetrzasneli kieszenie ojca i tyle ja widzielismy.
Pozniej slyszalem, jak ojciec klocil sie o to z George’em. W furii rzucil nim o sciane. George podczolgal sie do niego. Stanal przed nim i powiedzial: „I co teraz zrobisz, tato?” Powiedzial: „Matke juz stracilem”. Powiedzial… – Bobby znizyl glos. – Powiedzial: „Co nam zostalo?”
– Co zrobil ojciec?
– Rzucil sie na niego z nozem. Dzgnal go w zebra.
– A gdzie byles ty?
– Stalem w drzwiach. – I co zrobiles?
– Nic.
Elizabeth skinela glowa. Mial wtedy szesc, siedem lat. Trudno sie dziwic, ze nic nie zrobil.
– Co stalo sie potem?
– George trafil do szpitala. Ojciec obiecal mu, ze jesli sklamie, jesli powie, ze zostal napadniety, to on juz nigdy nie wezmie do ust alkoholu. George sklamal, ojciec poszedl na odwyk i nigdy wiecej ani slowem nie wspomnielismy o matce.
– I to poskutkowalo?
– W koncu tak. Owszem, ojciec wracal do picia, przezywalismy trudne chwile, ale naprawde sie staral. Nie wiem… Moze wystraszyl sie, kiedy odeszla matka? Albo kiedy zaatakowal George’a. Ale wzial sie w garsc. Staral sie, jak mogl.
– A ty i George?
– Przetrwalismy. Jak to dzieci. Nie dac sie to podstawa.
– Czy matka kiedykolwiek odezwala sie do was?
– Nie.
– Jestes na nia zly?
– Tak.
– To twoj ojciec cie bil.
Bobby odwrocil sie i spojrzal jej w oczy.
– No wlasnie. Bylismy tylko dziecmi. A on byl pijakiem, ktory z byle powodu lapal za pas i noz. Jak mogla nas z nim zostawic? Co z niej za matka?
– Bobby, moze teraz powiesz mi, czemu widujesz sie z Catherine Gagnon?
Zamknal oczy. Zauwazyla, ze wstrzasnal nim lekki dreszcz.
– Bo trzymala dziecko. Bo nawet kiedy Jimmy mierzyl do niej z pistoletu, nie puscila Nathana.
Elizabeth skinela glowa. Czytala jego zeznania z czwartku. Teraz zobaczyla to, co widzial on, i nasunal jej sie jedyny logiczny wniosek, ten, ktoremu on sam jeszcze nie byl gotow stawic czola.
– Och, Bobby – powiedziala cicho. – Ale sie wpakowales.
Rozdzial 29
Policja konczyla prace w domu Catherine. Kobieta detektyw wyszla. Bobby tez. Zostali tylko snujacy sie tu i owdzie mundurowi, ktorzy robili Bog wie co.
Mieszkanie pustoszalo. Myslala, ze kiedy zostanie sama, znow poczuje sie jak u siebie w domu, ze odetchnie z ulga. W miare jednak jak kolejni technicy znikali za drzwiami, ogarnial ja coraz wiekszy niepokoj i poczucie zagrozenia. Ten dom nie jest juz jej domem. Jego swietosc zostala w straszny sposob zszargana. Chciala stad uciec. Zamiast tego stala sama w salonie, rozpaczliwie probujac zapewnic Nathanowi choc kilka godzin snu.
Rzucal sie, mamrotal cos przez sen. Ktos z zewnatrz moglby pomyslec, ze jest tu za jasno, ale ona znala prawde. Dwie zapalone lampy dawaly za malo swiatla. Jak tak dalej pojdzie, wkrotce na calym swiecie nie znajdzie sie dosc zarowek, by pozwolic im chocby na chwile wytchnienia.
Nie wiedziala, co robic.
Oczywiscie, przyszedl tesc.
Wmaszerowal do holu w drogim kaszmirowym plaszczu i nienagannie wypucowanych butach. Trzecia w nocy, na litosc boska, trzecia w nocy, a ten wyglada, jakby przyszedl prosto z sali sadowej.
Na jego widok stojacy w holu mlody policjant wyprezyl sie jak przed przybylym na inspekcje generalem.
Nie daj sie, powiedziala sobie Catherine. Nie daj sie. O Boze, ale byla zmeczona.
– Catherine – huknal James – przyszedlem, jak tylko uslyszalem, co sie stalo.
Przywitala go w przedpokoju, pragnac trzymac go jak najdalej od Nathana. Polozyl dlonie na jej ramionach niczym troskliwy ojciec. Ucalowal ja w oba policzki, ale robiac to, juz zagladal za jej plecy, wypatrujac