Czy widziala sie z Prudence? Raczej nie. Czesto wychodzila, byla przy Nathanie.

Czy rozmawiala z Prudence? Krotko.

A wiec Prudence tak naprawde mogla byc bardzo poruszona smiercia Jimmy’ego. Moze bala sie zostac sama w domu, w ktorym zginal czlowiek? Moze nawet potajemnie kochala sie w Jimmym? Byl charyzmatyczny, czarujacy, przystojny. A moze uslyszala to i owo. Taka cicha, dyskretna dziewczyna. Moze wiedziala wiecej o tym, co stalo sie w czwartek, niz mowila, i to nie dawalo jej spokoju?

– Do tego stopnia – powiedziala Catherine cicho – by skrecic sobie kark?

Bobby wrecz slyszal, jak D.D: klnie w duchu. Tego wieczoru napisze raport, w ktorym nie przedstawi go w korzystnym swietle. A wraz z nia straci ostatnich sojusznikow w policji.

Izolacja, pomyslal. Jego i Catherine. Chcial wierzyc, ze to skutek jego wlasnych decyzji. A moze sedzia Gagnon naprawde jest taki dobry?

Przesluchanie sie skonczylo. D.D. nie miala wiecej pytan, a Catherine nic do dodania.

D.D. wypadla z pokoju jeszcze bardziej nachmurzona niz przed wejsciem. Bobby nawet nie probowal jej przepraszac.

Podszedl do niej, kiedy ruszyla do wyjscia.

– Spierdalaj, Bobby… – syknela.

– Wiem, co wiaze ze soba te zabojstwa – powiedzial. I chociaz nie zamierzala go o nic pytac, dodal: – Morderca obezwladnil doroslego mezczyzne i skrecil kark mlodej dziewczynie. Stad wniosek, ze musi byc rosly i silny.

– Przez nia zaczales myslec kutasem – wycedzila D.D. z furia. – Tak ci namieszala w glowie, ze nie wiesz, co dla ciebie dobre. To zaskakujace, Bobby. Kto jak kto, ale ty powinienes miec wiecej rozsadku. Coz, ciesz sie seksem, poki mozesz, bo to koniec twojej kariery.

Rozdzial 27

Druga w nocy. Wszyscy smacznie spia. Panu Bosu tez chce sie spac. Niestety, Figlarz nie pozwala mu zasnac. Wyje w lazience i drapie w drzwi. W pierwszej chwili pan Bosu pomyslal, srac na to. To dopiero jego druga noc w prawdziwym lozku, w prawdziwej poscieli, na litosc boska. Moze wyciagnac rece i nogi. Moze wcisnac glowe w materac i nie czuc smrodu szczyn. Jeszcze tego brakuje, zeby wstawal z powodu jakiegos marudzacego psa.

Rozsadek podpowiedzial mu jednak, ze tej nocy i tak nie zmruzy oka. Co mu szkodzi zajac sie psem. Kto by sie spodziewal, ze jak juz wyjdzie na wolnosc, nie bedzie mogl zniesc ciszy?

Zycie jest takie niesprawiedliwe.

Wstal. Wlozyl spodnie, za ktore dal piecset dolcow. Otworzyl drzwi lazienki. Figlarz wskoczyl mu na rece, radosnie merdajac ogonem i lizac go po brodzie.

– No dobrze, juz dobrze. – Probowal przybrac szorstki ton.

Figlarz wycalowal go po twarzy i ponury nastroj ulotnil sie bez sladu. Coz, przez dwadziescia piec lat wyspal sie za wszystkie czasy. Teraz jest wolnym czlowiekiem i moze pobawic sie ze swoim psem.

– No to idziemy na spacer. – Zalozyl psu smycz i ruszyl do drzwi. Te noc spedzil w Hampton Inn, wygodnym, ale nierzucajacym sie w oczy motelu. Mogl uchodzic za jednego z wielu gosci bawiacych tu przejazdem. Dzis tu, jutro tam, komu by sie chcialo go pamietac.

Figlarz znalazl na parkingu duzy krzak, uniosl lape i puscil zaskakujaco silny strumien. O tej porze wokol nie bylo zywej duszy. A co tam. Pan Bosu rozpial rozporek i dolaczyl do niego. Czlowiek i jego pies, sikajacy razem. Od razu poczul sie lepiej.

I dobrze, bo ma za soba smutny wieczor.

To nie byl udany dzien. Niby zrobil swoje, ale… nie czul satysfakcji. Znalazl dziewczyne. Zobaczyl ja, kiedy wyszla z mieszkania, ktorego adres dostal. Zrownal sie z nia i wykorzystujac psa, nawiazal rozmowe. Wszystko poszlo gladko, tyle ze…

Po pierwsze, jego nowe ciuchy nie zrobily na niej wrazenia. Nie zauwazyl w jej oczach najmniejszego sladu zainteresowania. Troche go to wkurzylo. W koncu wygladal calkiem niezle. Wystarczajaco dobrze, by jakas babka, ktora widzial pierwszy raz w zyciu, zgodzila sie pojsc z nim na kolacje. A ta dziewucha, zadna pieknosc, wyraznie go ignorowala.

Poklepala Figlarza po lbie i ruszyla dalej.

Przyspieszyl kroku, by ja dogonic. Zdenerwowany, zbity z tropu, musial szybko cos wymyslic. Jak czlowiek przesiedzi dwadziescia piec lat w wiezieniu, to ma potem klopoty z improwizacja. Pan Bosu potrafil byc sprytny. Ba, nawet genialny. Tyle ze na ogol mial caly dzien, by sie odpowiednio przygotowac.

A teraz ta glupia krowa go olala. Nie mogl robic sceny, ale nie mogl tez jej puscic. Przeciez jesli znow sie na niego natknie, nie uwierzy, ze to zbieg okolicznosci. Nie, nie mial wyjscia. Wybral strategie i musial byc konsekwentny.

Na srodku ulicy doznal olsnienia. Kogo najlepiej zna i kocha? Dzieci. Kogo niania zna najlepiej i kocha? Dzieci. Zaczal plesc cos o swoich dwoch i dwoch dziesiatych dziecka i braku dobrych opiekunek. Strzal w dziesiatke. Od razu nastawila uszu.

Okazalo sie, ze Prudence Walker szuka nowego pracodawcy. Co ciekawe, rodzina, dla ktorej teraz pracuje, wydaje jej sie „troche straszna”. Wychodzi na to, ze opiekunki nie lubia domow, w ktorych glowa rodziny straszy pistoletem zone i dziecko, a zaraz potem dostaje kulke.

Nie zeby to byla wielka strata. Facet ja obmacywal i po pijaku bil rodzine. Kompletny nieudacznik. Ale za to nadziany, co tlumaczylo, dlaczego mial dom w Back Bay, podczas gdy inni nieudacznicy trafiali do wiezienia. Zycie jest niesprawiedliwe, ple, ple, ple…

Pan Bosu mial dosc sluchania o panu domu. Chcial dowiedziec sie czegos o jego zonie. O Catherine…

Z tej to niezle ziolko, mowila niania. Kto to widzial, zeby kobieta w jej wieku chodzila na tak wysokich obcasach. (Pani Gagnon jest piekna, przetlumaczyl sobie jej slowa pan Bosu, piekniejsza od mlodej niani i zdecydowanie bardziej seksowna).

I tyle tych zasad. Chlopiec nie moze jesc tego, musi jesc tamto. „Biedak jest leciutki jak zdzblo trawy – terkotala niania. – Powinna cieszyc sie, cokolwiek wezmie do ust”.

Pan Bosu pokiwal glowa ze zrozumieniem. Mial wielka ochote spytac, czy karmi go tylko chlebem i woda. A jesli tak, to czy jest to bialy chleb pszenny? Powstrzymal sie jednak. Takie rzeczy nie powinny go interesowac.

Niania mowila dalej. Pani domu jest zimna i arogancka. Ciagle zadziera nosa, mysli o sobie Bog wie co. Nie pracuje, nie zajmuje sie domem ani dzieckiem, przepada na cale dni. Pewnie chodzi do kochankow.

Kiwal glowa z ozywieniem. Nie ciagnal jej juz za jezyk, wystarczalo „ach, tak” i „och, niewypowiadane wspolczujacym tonem. Dziewczyna rozkrecila sie, najwyrazniej za dlugo dusila to wszystko w sobie. Nawet nie musial jej specjalnie zachecac, by wracala do tematu tej okropnej kobiety, ktora tak strasznie traktuje swojego biednego, biednego synka.

I nagle wrocilo stare, dobrze mu znane uczucie. Slonce swiecilo. Figlarz brykal. Szli we dwoje sprezystym krokiem, a on czul, jak wyostrzaja mu sie zmysly; wszystko widzial jak w zwolnionym tempie, swiat stal sie surrealistyczny. Pan Bosu krazyl po miejskiej dzungli. Powoli, dostojnie zblizal sie do swojej ofiary.

Trzydziesci tysiecy dolarow, myslal. O rany, kto by pomyslal, ze kiedys beda mu za to placili.

Doszli do przystanku na rogu. Niania zatrzymala sie i nagle jakby dotarlo do niej, jak dlugo mowila, i ze on nadal jest przy niej. Poczula sie nieswojo.

Pomyslal, ze teraz powinien zrobic pierwszy krok. Zaprosic ja do domu, zeby poznala jego zone i dzieci. To tu, zaraz za rogiem. Musi pod byle pretekstem zwabic ja w ustronne miejsce.

Spojrzal jej w oczy i w tej chwili marzenia sie ulotnily, wszystkie kolory wyblakly, adrenalina przestala krazyc w zylach. Nie uwierzyla mu. Nie dala sie zwiesc jego pieknym ciuchom i slicznemu pieskowi. Zmarszczyla brwi.

Stal na skraju przepasci. Zostaw ja. Odejdz. Nikt sie o niczym nie dowie.

Zrozumial jednak, ze jest za pozno. Pieprzyc pieniadze. Pieprzyc szefa. Pan Bosu nie jest urzedasem siedzacym za biurkiem. Jest potworem. Rozpiera go zadza krwi.

Ta dziewczyna znala Catherine. Mowila o Catherine. Jej los byl przesadzony.

Вы читаете Samotna
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату