Nie przestawal chodzic. Zamiast probowac go uspokoic, usiadla za biurkiem i splotla dlonie.

– Kto? – spytala spokojnie.

– A kto nie? Sedzia, zastepca prokuratora, policja, wdowa. Kurde, wszyscy chcieliby dobrac mi sie do skory.

– Niepokoi cie sledztwo w sprawie smierci Gagnona?

– Sledztwo? – Zamilkl, zamrugal zdumiony, po czym machnal niecierpliwie reka. – Pieprzyc to. Nikt nie bedzie czekal na jego wyniki. Nie, albo dopadna mnie jutro, albo wcale.

– Co stanie sie jutro, Bobby? – dopytywala sie cierpliwie.

Nie spodobal mu sie jej ton. Stanal przed nia i oparl sie o biurko. Spojrzal jej prosto w oczy i Elizabeth z niepokojem stwierdzila, ze sie go boi.

– Nie jestem idiota – powiedzial z naciskiem. – Nie trace rozumu. Nie, zaraz, wlasnie ze trace. Dlatego tu jestem. Ale mam powod, do cholery!

– Moze zaczniesz od poczatku?

Odwrocil sie od biurka, podnoszac rece.

– Od poczatku? To znaczy od kiedy? Sam nie wiem. Od czwartkowego wieczoru, kiedy to zabilem Jimmy’ego Gagnona? A moze wszystko zaczelo sie dziewiec miesiecy temu, kiedy przypadkowo spotkalem Jimmy’ego i Catherine na przyjeciu? A moze we wtorek, kiedy Jimmy wniosl sprawe o rozwod, albo dwadziescia pare lat temu, kiedy Catherine zostala porwana przez pedofila? Cholera jasna, skad ja moge wiedziec?

– Bobby, chcialabym ci pomoc…

– Ale gadam jak pieprzony psychol?

– Tak bym tego nie ujela…

– A ja owszem. Copley tez. Chryste, to tylko kwestia czasu… – Przeczesal dlonia wlosy, po czym goraczkowo rozejrzal sie po gabinecie, jak zwierze zamkniete w klatce. W ostatniej chwili, kiedy juz zaczynala obawiac sie najgorszego – ze zrobi cos zlego sobie albo jej – wzial gleboki wdech i powoli wypuscil powietrze z ust. Odetchnal jeszcze kilka razy.

Bez slowa wstala i przyniosla mu szklanke wody. Wzial ja z wdziecznoscia i wypil duszkiem. Zabrala pusta szklanke, napelnila ja znowu, a on i tym razem wychylil ja do dna.

Wzburzenie pobudza organizm, doslownie go przegrzewa. Woda natomiast pomaga go schlodzic.

– Wszystko sie pogmatwalo – powiedzial w koncu. W jego glosie nie bylo juz napiecia, mowil beznamietnie, wrecz monotonnie.

– W jakim sensie?

– Ojciec Jimmy’ego podal mnie do sadu. Ale wycofa oskarzenie, jesli sklamie w sprawie tego, co zaszlo w czwartek wieczorem, i wrobie jego synowa. Zastepca prokuratora mysli, ze nie jestem mu potrzebny, by zalatwic Catherine, jest pewny, ze miala cos wspolnego z zabojstwem, zastanawia sie tylko, czy ja rowniez. Do niedawna moglem liczyc na kumpli z policji, ale zawalilem sprawe, bo spotkalem sie z Catherine, wiec tez przestali mi ufac. Aha, mialem dziewczyne, ktora mnie kochala, ale dzis z nia zerwalem. Wmowilem sobie, ze tak trzeba. Ale jesli mam byc szczery, przez caly czas myslalem o wdowie po Gagnonie.

– Zakochales sie w Catherine Gagnon?

– Miloscia bym tego nie nazwal. Jak sie kogos kocha, to mysli sie o tym kims z czuloscia. Ja o niej tak nie mysle.

– Czujesz sie wobec niej winny?

Bez namyslu pokrecil glowa.

– Nie. Pograzona w zalobie wdowa to ona nie jest.

Elizabeth znizyla glos.

– To co to jest? Pozadanie?

– Tak.

– Podniecenie?

– Na jedno wychodzi.

– Byc moze. Myslisz, ze jestes jej potrzebny?

Zastanowil sie przez chwile.

– Moze. Mysle, ze chce, bym tak myslal. Ale nie wiem, na ile to gra, a na ile prawdziwe uczucie.

– To znaczy?

– Jest swietna aktorka. Klamie, manipuluje, oszukuje. Wedlug tescia, wyszla za Jimmy’ego dla pieniedzy. Wedlug zastepcy prokuratora Copleya, zneca sie nad dzieckiem, zeby zwrocic na siebie uwage. Wedlug, niej samej, jest ofiara. A wedlug mnie… Czasem wydaje mi sie, ze oni wszyscy maja racje. Jest samolubna, niebezpieczna i nieobliczalna. Ale przy tym… bardzo smutna.

– Bobby, myslisz, ze rozsadnie jest sie z nia spotykac?

– Nie.

– Ale widziales sie z nia?

– Kilka razy.

– Dlaczego?

– Bo do mnie dzwoni.

Elizabeth spojrzala na niego znaczaco, a on sie zaczerwienil. Przysunal krzeslo do jej biurka i wreszcie usiadl. A Elizabeth mimo woli odetchnela z ulga.

– Nie jest tak, jak myslisz… – zaczal.

– A jak mysle?

– Ze to bylo typowe zabojstwo. – Dodal zjadliwie: – O ile w ogole cos takiego istnieje. Sluchaj… ja sie z nia nie kontaktowalem. Nie szukalem u niej odpowiedzi. Ona przyszla do mnie. A potem… – Zmarszczyl brwi. – Dzieje sie cos dziwnego. Lekarz, ktory zajmowal sie jej dzieckiem, zostal w sobote zamordowany. Dzis poprosila, zebym do niej przyszedl, i w jej sypialni znalazlem powieszona nianie. Na Jimmym sie nie skonczylo. Jimmy to byl dopiero poczatek.

– Nie bardzo rozumiem.

– To jest nas dwoje. Krotko mowiac, gina wszystkie osoby z jej otoczenia. A moje zycie zmierza donikad. Catherine Gagnon albo ma najwiekszego pecha na swiecie, albo potrzebuje pomocy jak nikt inny.

– I ty jej pomagasz?

– Probuje.

– Czemu to robisz, Bobby?

Zmarszczyl brwi, jakby nie zrozumial jej pytania.

– Bo potrzebuje pomocy. Bo tak trzeba.

– Bobby, kazde spotkanie z ta kobieta pogarsza twoja sytuacje, zgadza sie?

– Tak.

– A im czesciej sie z nia widujesz, tym trudniej nabrac ci dystansu do smierci Jimmy’ego Gagnona. W ten sposob sam sobie szkodzisz.

– Moze.

– Ale kiedy do ciebie dzwoni, przychodzisz do niej. Dlaczego, Bobby?

Wciaz mial sciagniete brwi.

– Bo jestem policjantem.

– Jestes policjantem. To znaczy, ze znasz wiele innych osob, profesjonalistow, do ktorych moglbys ja skierowac albo ktorych moglbys poprosic, by jej pomogly. Nie musisz wszystkiego brac na siebie. Zgadza sie?

Jej slowa wyraznie nie przypadly mu do gustu.

– Byc moze.

– Naprawde myslisz, ze Catherine Gagnon jest w tarapatach, Bobby?

– Tak.

– Skad ta pewnosc? Dopiero co mowiles, ze klamie.

Wzruszyl ramionami.

– Widzialem trupy. Byly prawdziwe.

– W porzadku. Masz przyjaciela czy znajomego, ktoremu ufasz?

– Raczej nie.

– Nawet jednego?

Вы читаете Samotna
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату