Haldane wsadzil Laure do nieoznakowanego sedana. Przyczepil przenosnego koguta do skraju samochodowego dachu. Pojechali do Valley Medical na sygnale, z migajacym swiatlem, syczac oponami po mokrej jezdni tak glosno, jakby z calego swiata uchodzilo powietrze.
6
W izbie przyjec dyzurowal doktor Richard Pantangello. Byl mlody, mial geste brazowe wlosy i starannie przycieta rudobrazowa brode. Czekal na Laure i Haldane^ za biurkiem w rejestracji, po czym zaprowadzil ich do pokoju dziewczynki.
Korytarze byly puste, tylko kilka pielegniarek przemykalo sie jak duchy. O czwartej dziesiec nad ranem w szpitalu panowala nienaturalna cisza.
Po drodze doktor Pantangello mowil cichym glosem, niemal szeptem:
– Nie miala zadnych zlaman, zadnych skaleczen ani otarc. Jedna kontuzja, siniec na prawym ramieniu, dokladnie nad zyla. Wyglada jak slad po kroplowce, igla numer cztery, niezbyt zrecznie wprowadzona.
– Ona byla zamroczona? – zapytal Haldane.
– Wlasciwie nie zamroczona – odparl Pantangello. – Zadnych wyraznych objawow oszolomienia. To raczej przypominalo trans. Ani sladu urazow glowy, chociaz nie mogla albo nie chciala mowic, odkad ja tutaj przywiezli.
Znizajac glos podobnie jak lekarz, lecz niezdolna ukryc zdenerwowania, Laura zapytala:
– A… gwalt?
– Nie znalazlem zadnych dowodow, ze zostala wykorzystana.
Skrecili za rog i zatrzymali sie przed pokojem 256. Drzwi byly zamkniete.
– Ona jest tam – oznajmil doktor Pantangello, wpychajac rece w kieszenie bialego fartucha.
Laura wciaz rozwazala sposob, w jaki lekarz sformulowal odpowiedz na pytanie o gwalt.
– Nie znalazl pan zadnych dowodow wykorzystania, ale nie powiedzial pan, ze nie zostala zgwalcona.
– Brak sladow nasienia w kanale rodnym – odparl Pantangello. – Brak sincow i krwawienia na sromie i sciankach pochwy.
– Co musialoby wystapic, gdyby dziewczynka w tym wieku byla napastowana seksualnie – wtracil Haldane.
– Tak. I blona dziewicza nietknieta – dodal Pantangello.
– Wiec nie zostala zgwalcona – podsumowal Haldane. Laura spochmurniala, kiedy dostrzegla smutek i wspolczucie w lagodnych brazowych oczach lekarza.
Glosem rownie cichym jak smutnym Pantangello powiedzial:
– Nie odbyla normalnego stosunku, nie. To mozemy wykluczyc. Ale… no coz, nie moge stwierdzic na pewno… – odchrzaknal.
Laura widziala, ze ta rozmowa byla dla mlodego lekarza niemal rownie ciezka jak dla niej. Chciala z tym skonczyc, ale musiala uslyszec wszystko, musiala wiedziec, a on mial obowiazek ja poinformowac.
Przestal chrzakac i podjal przerwany watek:
– Nie moge stwierdzic na pewno, ze nie doszlo do stosunku oralnego.
Bolesny, nieartykulowany jek wydarl sie z ust Laury. Haldane wzial ja za ramie, a ona leciutko oparla sie na nim.
– Spokojnie – powiedzial. – Tylko spokojnie. Nawet nie wiemy, czy to jest Melanie.
– To ona – odparla ponuro. – Wiem, ze to ona.
Chciala zobaczyc corke, tesknila za jej widokiem. Ale bala sie otworzyc drzwi i wejsc do pokoju. Za progiem czekala przyszlosc, ale to mogla byc przyszlosc wypelniona jedynie emocjonalnym cierpieniem, rozpacza.
Pielegniarka przeszla obok bez jednego spojrzenia, swiadomie odwracajac wzrok, odcinajac sie od tragedii.
– Przykro mi – powiedzial Pantangello. Wyjal rece z kieszeni fartucha. Wyraznie chcial pocieszyc Laure, ale bal sie jej dotknac. Zamiast tego podniosl jedna reke do stetoskopu zawieszonego na szyi i bawil sie nim w roztargnieniu. – Prosze pani, jesli to pomoze… moim zdaniem ona nie byla napastowana seksualnie. Nie moge tego udowodnic. Po prostu czuje. Poza tym bardzo rzadko sie zdarza, zeby napastowane dziecko nie mialo sincow, zadrapan czy innych widocznych urazow. Ona nie ma zadnych sladow, co swiadczy, ze nikt jej nie tknal. Naprawde, gotow jestem sie zalozyc. – Usmiechnal sie do niej, chociaz wygladal tak, jakby sie skrzywil. – Gotow jestem sie zalozyc o rok mojego zycia.
– Ale jesli ona nie byla napastowana, dlaczego blakala sie nago po ulicach? – spytala Laura, walczac ze lzami.
Zanim jeszcze skonczyla mowic, domyslila sie odpowiedzi. Dan Haldane rowniez odgadl odpowiedz.
– Widocznie byla w komorze deprywacji sensorycznej, kiedy zabojca… lub zabojcy… weszli do domu. W zbiorniku nie miala ubrania.
– Deprywacja sensoryczna? – zapytal Pantangello, unoszac brwi.
Laura zwrocila sie do Haldane’a:
– Moze dlatego nie zostala zabita razem z pozostalymi. Moze zabojca nie wiedzial, ze ona tam byla, w zbiorniku.
– Moze – zgodzil sie Haldane.
Laura ciagnela, szybko nabierajac nadziei:
– Widocznie wyszla ze zbiornika po odejsciu zabojcy. Jezeli zobaczyla ciala… tyle krwi… na pewno doznala wstrzasu. To tlumaczy jej zamroczenie.
Pantangello spojrzal z ciekawoscia na porucznika Hal.
– To jakas dziwna sprawa.
– Bardzo dziwna – przyznal detektyw.
Laura nagle przestala sie bac tego, co zobaczy w pokoju Melanie. Pchnela drzwi.
Doktor Pantangello przytrzymal ja za ramie.
– Jeszcze jedno – powiedzial.
Laura czekala niespokojnie, kiedy mlody lekarz szukal najmniej bolesnych slow, zeby przekazac reszte zlych wiadomosci. Wiedziala, ze beda zle. Czytala to w jego twarzy, poniewaz z braku doswiadczenia nie potrafil zachowac obojetnej zawodowej uprzejmosci.
– Jej stan… – zaczal -…wczesniej uzylem okreslenia „trans”. Ale nie calkiem poprawnie. To niemal katatonia. Bardzo przypomina stan, ktory czasami widujemy u autystycznych dzieci, kiedy wchodza w najbardziej pasywna faze.
Laura miala tak sucho w ustach, jakby przez ostatnie pol godziny jadla piasek. Czula tez metaliczny posmak strachu.
– Niech pan to powie, doktorze. Niech pan niczego nie ukrywa. Sama jestem lekarzem. Psychiatra. Cokolwiek pan mi powie, wytrzymam.
Pantangello mowil teraz pospiesznie, wyrzucal z siebie slowa, zeby jak najszybciej przekazac zle wiadomosci i skonczyc z tym.
– Autyzm, w ogole zaburzenia psychiczne to raczej pani specjalnosc, nie moja. Totez chyba nie powinienem wypowiadac sie na ten temat. Ale chce pania przygotowac na to, co tam pani zastanie. Jej milczenie, zamkniecie w sobie, oderwanie od rzeczywistosci… watpie, czy ten stan ustapi szybko i latwo. Uwazani, ze miala jakies cholernie traumatyczne przezycia i zwrocila sie do wewnatrz, zeby uciec od wspomnien. Sprowadzenie jej z powrotem bedzie wymagalo olbrzymiej cierpliwosci.
– Moze nigdy nie wrocic? – zapytala Laura. Pantangello pokrecil glowa, przeczesal palcami rudobrazowa brode, pociagnal za stetoskop.
– Nie, nie, tego nie powiedzialem.
– Ale tak pan myslal.
Jego milczenie stanowilo odpowiedz twierdzaca.
W koncu Laura pchnela drzwi i weszla do pokoju. Lekarz i detektyw ruszyli za nia.
Deszcz bebnil w jedyne okno. Ten dzwiek brzmial jak skrzydla nocnych ptakow, goraczkowo tlukace o szyby.