zwykla ciezka prace, a nie zabawe. Nigdy nie spotkalam takiego obsesyjno – kompulsywnego typa. Byl jak opetany i chociaz co chwila wpadal w dziki entuzjazm, wlasciwie nic mu nie sprawialo przyjemnosci, nic go nie cieszylo, bo zwyczajnie nie mial czasu na radosc.

– Zdaje sie, ze malzenstwo z nim bylo dosc wyczerpujace – zauwazyl Haldane.

– Boze, jeszcze jak! Po kilku latach jego wieczny, uniwersalny zapal przestal byc zarazliwy, poniewaz zadna normalna osoba nie moze ciagle miotac sie w goraczce. Dylan nie byl juz intrygujacy i ozywczy. Byl… meczacy. Denerwujacy. Nigdy ani chwili spokoju czy odprezenia. Wtedy wlasnie robilam doktorat z psychiatrii, przechodzilam psychoanalize, co jest wymagane od wszystkich podejmujacych praktyke psychiatryczna, i wreszcie zrozumialam, ze Dylan cierpi na zaburzenia psychiczne; nie nadmiar entuzjazmu, nie przesadne wymagania, tylko ostry przypadek nerwicy obsesyjno – kompulsywnej. Probowalam go przekonac, zeby poddal sie analizie, ale do tego wcale sie nie zapalil. W koncu powiedzialam mu, ze chce rozwodu. Nawet nie zostawil mi czasu na wypelnienie dokumentow. Nastepnego dnia wyczyscil nasze wspolne konta bankowe i zniknal razem z Melanie. Powinnam byla to przewidziec.

– Dlaczego?

– Mial obsesje na punkcie Melanie, jak na punkcie wszystkiego. W jego oczach byla najpiekniejszym, najmadrzejszym, najcudowniejszym dzieckiem pod sloncem. Zawsze pilnowal, zeby byla idealnie ubrana, idealnie zadbana, idealnie sie zachowywala. Miala dopiero trzy latka, ale juz uczyl ja czytac, probowal ja uczyc francuskiego. Dopiero trzy latka. Mowil, ze nauka najlatwiej przychodzi najmlodszym. Co jest prawda. Ale on nie robil tego dla Melanie. O nie. Wcale nie dla niej. Chodzilo mu tylko o siebie, o posiadanie idealnego dziecka, poniewaz nie mogl zniesc mysli, ze jego coreczka nie bedzie najladniejszym, najmadrzejszym, najwspanialszym dzieckiem na calym swiecie.

Zapadlo milczenie.

Deszcz stukal w okno, bebnil po dachu, bulgotal w rynnach i rynsztokach.

Wreszcie Haldane powiedzial cicho:

– Czlowiek taki jak on mogl…

– Mogl eksperymentowac na wlasnej corce, mogl poddac ja torturom, jesli uwazal, ze w ten sposob ja ulepszy. Albo jesli mial obsesje na punkcie eksperymentow, ktore wymagaly dziecka jako podmiotu.

– Jezu – mruknal Haldane tonem, ktory wyrazal czesciowo niesmak, czesciowo potepienie i czesciowo litosc.

Ku wlasnemu zdziwieniu Laura zaczela plakac. Detektyw podszedl do stolu. Przysunal krzeslo i usiadl obok niej.

Osuszyla oczy chusteczka. Polozyl reke na jej ramieniu.

– Wszystko bedzie dobrze. Kiwnela glowa, wydmuchala nos.

– Znajdziemy ja – obiecal.

– Boje sie, ze nie znajdziemy.

– Znajdziemy.

– Boje sie, ze ona nie zyje.

– Zyje.

– Boje sie.

– Nie trzeba.

– Nic nie poradze.

– Wiem.

Przez pol godziny, kiedy porucznik Haldane zajmowal sie innymi sprawami gdzies w domu, Laura przegladala recznie pisany dziennik Dylana, ktory zawieral dokladny opis kazdego dnia Melanie. Zanim detektyw wrocil do kuchni, Laura skamieniala ze zgrozy.

– To prawda – powiedziala. – Spedzili tutaj co najmniej piec i pol roku, tak dlugo, jak prowadzil ten dziennik, i przez ten czas Melanie chyba ani razu nie wyszla z domu.

– I co noc spala w komorze deprywacji sensorycznej, jak podejrzewalem?

– Tak. Na poczatku osiem godzin na dobe. Potem osiem i pol. Potem dziewiec. Pod koniec pierwszego roku spedzala w komorze dziesiec godzin w nocy i dwie w dzien.

Zamknela notatnik. Widok schludnego pisma Dylana nagle wprawil ja w furie.

– Co jeszcze? – zapytal Haldane.

– Co rano najpierw spedzala godzine na medytacji.

– Medytacja? Taka mala dziewczynka? Pewnie nawet nie znala znaczenia tego slowa.

– W zasadzie medytacja to po prostu kierowanie umyslu do wewnatrz, odrzucanie materialnego swiata, poszukiwanie spokoju poprzez wewnetrzna samotnosc. Watpie, czy on uczyl Melanie medytacji zen albo innych doktryn o silnym filozoficznym czy religijnym podlozu. Pewnie po prostu uczyl ja siedziec spokojnie, zwracac sie do wewnatrz i nie myslec o niczym.

– Autohipnoza.

– To inna nazwa.

– Dlaczego chcial, zeby to robila?

– Nie wiem.

Wstala z krzesla, niespokojna i wzburzona. Chciala sie ruszac, chodzic, wyladowac goraczkowa energie, ktora ja rozpierala. Ale w kuchni bylo za malo miejsca. Dotarla do konca po pieciu krokach. Ruszyla w strone drzwi holu, ale zatrzymala sie, kiedy sobie uswiadomila, ze nie bedzie mogla przejsc przez reszte domu, obok trupow, depczac po krwi, wchodzac w droge policji i ludziom koronera. Nachylila sie nad blatem, przylozyla plasko dlonie do krawedzi i nacisnela z calej sily, jakby chciala przelac czastke swojej nerwowej energii w ceramiczna powierzchnie.

– Kazdego dnia – podjela – po medytacji Melanie przez kilka godzin uczyla sie technik biosprzezenia zwrotnego.

– Siedzac na tym elektrycznym krzesle?

– Tak mysle. Ale…

– Ale? – naciskal.

– Ale mysle, ze uzywali krzesla nie tylko do tego. Mysle, ze uzywali go rowniez do uodporniania jej na bol.

– Slucham?

– Mysle, ze Dylan stosowal wstrzasy elektryczne, zeby nauczyc Melanie, jak zagluszac bol, jak go znosic, ignorowac sposobem wschodnich mistykow, sposobem joginow.

– Po co?

– Moze po to, zeby pozniej umiejetnosc blokowania bolu pomogla jej wytrzymac dluzsze sesje w komorze deprywacji sensorycznej.

– Wiec pod tym wzgledem mialem racje?

– Tak. On stopniowo przedluzal jej pobyt w zbiorniku, az pod koniec trzeciego roku czasami zostawala tam przez trzy dni. W czwartym roku cztery, piec dni bez przerwy. Ostatnio… jeszcze w zeszlym tygodniu trzymal ja tam przez siedem dni.

– Z cewnikiem?

– Tak. I na kroplowce. Odzywial ja dozylnie glukoza, zeby nie stracila zbyt wiele na wadze i nie ulegla odwodnieniu.

– Boze wielki.

Laura nie odpowiedziala. Czula, ze znowu zbiera jej sie na placz. Mdlilo ja, oczy ja piekly, twarz wydawala sie brudna. Podeszla do zlewu i odkrecila zimna wode, ktora chlusnela na stosy brudnych naczyn. Nabrala wody w zlozone dlonie i ochlapala twarz. Wytarla sie papierowymi recznikami, ktore wyciagnela ze sciennego podajnika.

Nie poczula sie lepiej.

– On chcial ja uodpornic na bol, zeby latwiej znosila dlugie sesje w zbiorniku – powiedzial z namyslem Holdane.

– Moze. Nie mam pewnosci.

– Ale co moze bolec w zbiorniku? Myslalem, ze tam sie nic nie czuje. Tak mi pani mowila.

– Nic nie boli w trakcie sesji normalnej dlugosci. Ale jezeli kogos trzymaja w zbiorniku przez kilka dni, skora

Вы читаете Drzwi Do Grudnia
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату