– Znalezlismy dziennik, w ktorym pani maz zapisywal chyba kazda minute z zycia corki przez ostatnie piec i pol roku.

Zwezila oczy.

– Chce to zobaczyc.

– Za chwile. Jeszcze go dokladnie nie przejrzalem, ale podejrzewam, ze pani corka ani razu nie wyszla z domu przez te piec i pol roku. Nawet do szkoly. Nawet do lekarza. Nawet do kina, do zoo czy gdziekolwiek. I chociaz pani mowi, ze to niemozliwe, podejrzewam na podstawie tego, co czytalem, ze czasami spedzala w zbiorniku trzy albo cztery dni bez przerwy.

– Ale jedzenie…

– Mysle, ze nie karmiono jej w tym czasie.

– Woda…

– Moze pila troche tej, w ktorej plywala.

– Musiala sie zalatwiac…

– Z tego, co czytalem, czasami wypuszczano ja na dziesiec czy pietnascie minut, zeby skorzystala z toalety. Ale mysle, ze najczesciej zakladal jej cewnik, zeby mogla oddawac mocz do zapieczetowanego sloja, nie opuszczajac zbiornika i nie zanieczyszczajac wody, w ktorej plywala.

Kobieta wydawala sie wstrzasnieta.

Dan zaprowadzil ja do nastepnego elementu wyposazenia, zeby z tym skonczyc jak najszybciej, ze wzgledu na nia i dlatego, ze zle sie czul w tym miejscu.

– Aparatura do biologicznego sprzezenia zwrotnego – poinformowala go. – W jej sklad wchodzi EEG, elektroencefalograf do monitorowania fal mozgowych. Przypuszczalnie pomaga badanemu kontrolowac wlasne fale mozgowe, a co za tym idzie – stan wlasnego umyslu.

– Slyszalem o biosprzezeniu zwrotnym. A tamto? – Wskazal ponad aparatem na krzeslo, z ktorego zwisaly skorzane pasy i przewody zakonczone elektrodami.

Laura McCaffrey obejrzala je i Dan wyczuwal narastajace w niej obrzydzenie – i zgroze. Wreszcie powiedziala:

– Urzadzenie do terapii awersyjnej.

– Dla mnie wyglada jak krzeslo elektryczne.

– Owszem. Nie takie, ktore zabija. Prad plynie z tych baterii, nie z gniazdka w scianie. A to… – dotknela dzwigni z boku krzesla – reguluje napiecie. Mozna stosowac rozne bodzce, od uklucia do bolesnego wstrzasu.

– To jest standardowe wyposazenie do badan psychologicznych?

– Wielkie nieba, skad!

– Widziala pani kiedys cos takiego w laboratorium?

– Raz. Wlasciwie… dwa razy.

– Gdzie?

– U dosc bezwzglednego psychologa zwierzat, ktorego dawniej znalam. Stosowal trening awersyjno – wstrzasowy u malp.

– Torturowal je?

– On na pewno tak nie uwazal.

– Nie wszyscy zwierzecy psychologowie tak postepuja?

– Mowilam, ze ten byl bezwzgledny. Mam nadzieje, ze pan nie nalezy do tych nowych luddystow, ktorzy mysla, ze wszyscy naukowcy to glupcy lub potwory.

– Nie ja. Kiedy bylem dzieckiem, zawsze ogladalem programy edukacyjne w telewizji.

Laura zdobyla sie na slaby usmiech.

– Nie chcialam na pana warczec.

– Nic nie szkodzi. Mowila pani, ze widziala takie urzadzenie dwukrotnie. Gdzie po raz drugi?

Nikly cien jej usmiechu nagle zgasl.

– Na fotografii.

– O?

– W ksiazce o… eksperymentach naukowych w nazistowskich Niemczech.

– Rozumiem.

– Uzywali tego na ludziach. Zawahal sie, ale musial to powiedziec.

– Tak jak pani maz.

Spojrzenie Laury McCaffrey wyrazalo nie tyle niedowierzanie, ile zarliwe pragnienie niewiary. Jej twarz przybrala barwe zimnego, wypalonego popiolu.

Dan powiedzial:

– Mysle, ze przywiazywal pani corke do tego krzesla… – Nie.

– …i on, Hoffritz i Bog wie kto jeszcze… – Nie.

– …torturowali ja – zakonczyl. – Nie.

– To jest w dzienniku, o ktorym pani wspomnialem.

– Ale…

– Mysle, ze stosowali… te „awersyjna” terapie, zeby nauczyc ja kontrolowac wzorce wlasnych fal mozgowych.

Wizja Melanie przypietej pasami do krzesla byla tak przerazajaca, ze Laura McCaffrey doznala glebokiej metamorfozy. Nie wygladala juz po prostu jak wypalona, barwy popiolu; zrobila sie blada jak smierc. Oczy jakby zapadly sie w czaszke i stracily prawie caly blask. Twarz obwisla jak rozmiekly wosk.

– Ale… – zaczela -…ale to nie ma sensu. Terapia awersyjna to wcale nie jest dobry sposob uczenia technik biosprzezenia zwrotnego.

Dan gwaltownie zapragnal wziac ja w ramiona, przytulic mocno, poglaskac po glowie, pocieszyc. Pocalowac. Kiedy tylko ja zobaczyl, wydala mu sie atrakcyjna, lecz az do tej chwili nie odczuwal zadnych romantycznych porywow. Zreszta co w tym dziwnego? Zawsze rozczulal sie nad bezradnymi kocietami, popsutymi lalkami, nad kazda slaba, zagubiona, bezbronna istota. I zawsze potem zalowal, ze sie wtracal. Laura McCaffrey poczatkowo nie pociagala go, poniewaz byla pewna siebie, opanowana, calkowicie zrownowazona. Dopiero kiedy zaczela sie rozsypywac, kiedy nie mogla dluzej ukrywac strachu i zagubienia, cos sie w nim obudzilo. Nick Hammond, inny detektyw z wydzialu zabojstw i policyjny madrala, zarzucal Danowi instynkty matki – kwoki i mial troche racji.

Co jest ze mna? – zastanawial sie Dan. Dlaczego ciagle odgrywam blednego rycerza, ciagle szukam damy w opalach? Prawie nie znam tej kobiety i juz pragne, zeby calkowicie na mnie polegala, zeby zlozyla na moje barki swoje troski i nadzieje. O taak, psze pani, Wielki Dan Haldane pani pomoze, nikt inny; Wielki Dan zlapie tych wstretnych zloczyncow i odbuduje pani zrujnowany swiat. Wielki Dan poradzi sobie spiewajaco, psze pani, chociaz w glebi serca jest ciagle niedojrzalym idiota.

Nie. Nie tym razem. Mial swoja robote, owszem, ale potraktuje to wylacznie zawodowo. Osobiste uczucia nie maja nic do rzeczy. Zreszta ta kobieta nie zwiazalaby sie z gliniarzem. Byla bardziej wyksztalcona od niego. Miala wiecej klasy. Typ koniakowy, podczas gdy on wolal piwo. Poza tym, na litosc boska, to nie byla odpowiednia pora na romanse.

Laura McCaffrey byla za bardzo rozstrojona: umierala z niepokoju o corke; zabito jej meza i na pewno to nia wstrzasnelo, chociaz przestala go kochac dawno temu. Jaki mezczyzna mogl myslec o romansowaniu z nia w takiej chwili? Dan wstydzil sie za siebie. A jednak… Westchnal.

– No, kiedy pani przejrzy dziennik meza, moze znajdzie pani dowod, ze on nigdy nie posadzil corki na tym krzesle. Ale watpie.

Laura po prostu stala bez ruchu, oszolomiona.

Dan podszedl do szafy, rozsunal drzwi i odslonil kilka par dzinsow, podkoszulkow, swetrow i butow, ktore mogly pasowac na dziewiecioletnia dziewczynke. Wszystkie mialy szary kolor.

– Dlaczego? – zapytal. – Co on chcial udowodnic? Jakie efekty chcial osiagnac z tym dzieckiem?

Kobieta potrzasnela glowa, zbyt zdenerwowana, zeby odpowiedziec.

– I jeszcze cos mnie zastanawia – ciagnal Dan. – To wszystko, cale szesc lat, kosztowalo wiecej pieniedzy, niz mial, kiedy wyczyscil wasze wspolne konta bankowe i odszedl. Duzo wiecej. Ale on nigdzie nie pracowal. Nigdy nie wychodzil. Moze Wilhelm Hoffritz dawal mu pieniadze. Ale jacys inni tez musieli sie dokladac. Kto? Kto finansowal te prace?

Вы читаете Drzwi Do Grudnia
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату