masz pan jakas robote, a ja tu wprost zardzewialem od nierobstwa. Ja sam, panie hrabio, nie gram… nature mam zanadto porywcza… ale chetnie popatrze.

Waria zobaczyla, ze Pieriepiolkin spoglada na pieknego generala wzrokiem zbitego psa.

– No, chyba ze na male stawki – ociagal sie jeszcze Lucan. – Dla umocnienia frontowej przyjazni.

– Oczywiscie, dla umocnienia, i tylko na male. – Zurow kiwnal glowa, wysypujac zapieczetowane talie z patrontasza na stol. – Po setce runda. Kto jeszcze, panowie?

Gre w bank zorganizowano migiem, wkrotce wiec w namiocie zadzwieczalo czarowne:

– Kobitka poszla.

– A my ja sultanikiem, panowie!

– L’as de carreau.

– Cha, cha, zabieram!

Waria podeszla do Erasta Pietrowicza i spytala:

– Dlaczego on do pana mowi: Erazm?

– Tak juz sie p-przyjelo – uchylil sie od odpowiedzi skryty Fandorin.

– Ech, – westchnal glosno Sobolew. – Krudener pewnie wkracza do miasta, a ja ciagle siedze, jak blotka w przykupce.

Pieriepiolkin sterczal obok swego idola, udajac, ze tez jest zainteresowany gra.

McLaughlin, ktory stal osamotniony i zly z szachownica pod pacha, wyburczal cos po angielsku i sam dla siebie przelozyl na rosyjski:

– Mielismy tu klub, a zrobila sie jaskynia.

– Hej, czlowieku, masz tam „Szustowa”? Przynies no! – zawolal huzar do bufetowego. – Jak zabawa, to zabawa.

Wieczor doprawdy zapowiadal sie wesolo.

Za to nazajutrz klubu nie mozna bylo poznac: Rosjanie siedzieli ponurzy i zgaszeni, korespondenci zas – podekscytowani, rozmawiali polglosem, i od czasu do czasu to jeden, to drugi dowiadywal sie nowych szczegolow i biegl do telegrafu, stala sie bowiem rzecz sensacyjna.

Jeszcze podczas obiadu po obozie rozeszly sie jakies niedobre wiesci, a o szostej, kiedy Waria i Fandorin szli ze strzelnicy (radca tytularny uczyl pomocnice obchodzenia sie z rewolwerem Colt), spotkali niezdrowo pobudzonego Sobolewa.

– Ladne rzeczy – powiedzial, nerwowo pocierajac rece. – Slyszeliscie?

– Plewna? – z rezygnacja spytal Fandorin.

– Calkowita kleska. General Schielder-Schuldner szedl przebojem, bez rozpoznania, chcial wyprzedzic Osman-pasze. Naszych bylo siedem tysiecy, Turkow o wiele wiecej. Kolumny przypuscily frontalny atak i dostaly sie pod ogien krzyzowy. Zginal Rosenbohm, dowodca pulku archangielogrodskiego, Kleinhaus, dowodca kostromskiego, jest smiertelnie ranny. Polegla jedna trzecia naszych. Po prostu rzeznia. Macie trzy tabory. I Turcy jakby nie ci sami, inni niz dotad. Istne diably.

– A co d’Evrait? – spytal szybko Erast Pietrowicz.

– A nic. Zielony ze strachu, mamroce jakies usprawiedliwienia. Kazantzakis wzial go na przesluchanie… No, teraz sie zacznie. Moze i mnie dadza w koncu przydzial. Pieriepiolkin napomykal, ze sa szanse. – General ruszyl sprezystym krokiem w strone sztabu.

Do wieczora Waria przebywala w szpitalu, pomagala sterylizowac narzedzia chirurgiczne. Rannych zwieziono tylu, ze trzeba bylo rozbic jeszcze dwa dodatkowe namioty. Siostry padaly ze zmeczenia. Pachnialo krwia i cierpieniem, ranni krzyczeli, modlili sie.

Dopiero poznym wieczorem udalo sie Warii wybrac do namiotu korespondentow, gdzie, jak juz mowilismy, atmosfera zasadniczo roznila sie od wczorajszej.

Zycie kipialo tylko przy karcianym stoliku, gdzie grano juz druga dobe bez przerwy. Blady Zurow kopcil cygarem i szybko wydawal karty. Nic nie jadl, za to pil bez przerwy i w dodatku ani odrobine nie byl pijany. Pod jego lokciem wyrosla gora banknotow, zlotych monet i zobowiazan platniczych. Naprzeciwko, mierzwiac wlosy, siedzial oszalaly pulkownik Lucan. Obok spal jakis oficer, jasnowlosa glowe oparl na skrzyzowanych rekach. W poblizu jak tlusty zuk krazyl bufetowy, chwytajac w locie zyczenia huzara, ktoremu wyraznie szla karta.

Fandorina nie bylo w klubie, d’Evraita takze, McLaughlin gral w szachy, a Sobolew, otoczony przez oficerow, sleczal nad mapa i nawet nie spojrzal na Warie.

Juz zalujac, ze przyszla, Waria powiedziala:

– Hrabio, jak panu nie wstyd? Tylu ludzi poleglo.

– Ale my zyjemy, mademoiselle! – z roztargnieniem odkrzyknal Zurow, stukajac palcem w talie. – Dlaczego mamy zywcem wskakiwac do grobu? Lukasz, czego szukasz? To blef. Podbijam do dwoch.

Lucan zerwal z palca pierscien z brylantem.

– Odkrywam. – Po czym drzaca reka bardzo powoli siegnal po karty Zurowa, ktore lezaly sobie koszulka do gory.

W tej chwili Waria ujrzala, jak do namiotu bezszelestnie wkracza podpulkownik Kazantzakis, strasznie podobny do czarnego kruka, ktory wyczul slodki trupi zapach. Przypomniala sobie, jaki koniec miala poprzednia wizyta zandarma, i wzdrygnela sie.

– Panie Kazantzakis, gdzie jest d’Evrait? – zwrocil sie do wchodzacego McLaughlin.

Podpulkownik, wieloznacznie milczac, odczekal, az w klubie zapanuje cisza. Odpowiedzial krotko:

– U mnie. Pisze oswiadczenie. – Odkaszlnal i dodal zlowieszczo: – A potem sie zobaczy.

Pauze naruszyl nonszalancki bas Zurowa.

– Aaa, to slawny zandarm Kozinakis? Witam pana, panie Zbitopyskow. – Po czym, blyskajac bezczelnymi oczami, wyczekujaco popatrzyl na szkarlatnego ze zlosci podpulkownika.

– I ja sie o panu nasluchalem, panie zabijako – rzekl bez pospiechu Kazantzakis, tez patrzac huzarowi prosto w oczy. – Znana persona. Raczy pan powsciagnac jezyk, bo inaczej zawolam straz i wsadze pana do paki za gry hazardowe w obozie. A bank biore pod areszt.

– Od razu widac powaznego czlowieka. – Hrabia lekko sie usmiechnal. – Wszystko rozumiem i milcze jak grob.

Lucan odkryl w koncu karty Zurowa, wydal przeciagly jek i zlapal sie za glowe. Hrabia sceptycznie ogladal wygrany pierscien.

– Alez, majorze, jaka tam, u diabla, zdrada?! – uslyszala Waria rozdrazniony glos Sobolewa. Pieriepiolkin ma racje, to sztabowy leb. – Po prostu Osman szedl forsownym marszem, a nasi dziarscy wojownicy takiego impetu sie po Turkach nie spodziewali. Teraz koniec zartow. Mamy przed soba groznego przeciwnika, a wojna zaczyna sie na serio.

Rozdzial szosty,

w ktorym Plewna i Waria odpieraja szturmy

„Wiener Zeitung”

30 (18 wg kalendarza rosyjskiego) lipca 1877 roku

Od naszego korespondenta z Szumli, gdzie znajduje sie siedziba sztabu tureckiej armii Balkanow.

Po blamazu pod Plewnq Rosjanie znalezli sie w nader niezrecznym polozeniu. Ich kolumny ciagna sie z poludnia na polnoc dziesiatkami, a nawet setkami kilometrow, linie komunikacyjne sa niebronione, tyly odkryte. Genialny manewr skrzydlowy Osman-paszy pozwolil Turkom zdobyc czas potrzebny do przegrupowania sil, a male bulgarskie miasto stalo sie dla rosyjskiego niedzwiedzia prawdziwa drzazga w kosmatym boku. W kregach bliskich dworowi w Konstantynopolu panuje atmosfera umiarkowanego optymizmu.

Вы читаете Gambit turecki
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

1

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату