– Chcialem tylko sprawdzic…
– Sugerowales…
– Musialem cie o to zapytac.
– Czy wygladam na czarny charakter?
– Alez skad! Jestes dla mnie aniolem.
– Nie zachodzi niebezpieczenstwo, ze mogliby mnie wsadzic do wiezienia. Najgorsze, co moze mi sie przytrafic, to to, ze sama moge pasc ofiara zbrodni.
– Niech mnie szlag trafi, jesli do tego dopuszcze!
– Jestes naprawde bardzo mily – powiedziala. Oderwala wzrok od szosy i zdobyla sie na usmiech. – Bardzo, bardzo mily.
Usmiechala sie tylko ustami, na jej twarzy pozostawal nadal wyraz trwogi, widoczny zwlaszcza w oczach. I mimo ze naprawde doceniala dobre checi swego przyjaciela, wciaz jeszcze nie byla gotowa, by podzielic sie z nim swoimi tajemnicami.
O dwudziestej trzeciej trzydziesci dojechali do Geneplan.
Biurowiec, bedacy glowna siedziba korporacji doktora Erica Lebena, mial cztery kondygnacje, szesc lustrzanych scian – kazda innej dlugosci, oraz modernistyczna brame wjazdowa ze szlifowanego marmuru i szkla. Miescil sie w drogiej dzielnicy biznesu kolo Jamboree Road w Newport Beach. Ben w zasadzie nie lubil takiego stylu, ale mimo to musial przyznac, ze prosta, nieregularna bryla budynku Geneplan ma pewien szczegolny urok. Plac do parkowania samochodow podzielony byl kwietnikami na sektory. W duzych betonowych donicach rosly pelargonie bluszczolistne obsypane czerwono-bialym kwieciem. Budynek otaczalo zreszta mnostwo zieleni, w tym ze smakiem rozmieszczone drzewa palmowe. Mimo poznej pory drzewa, kwietniki i biurowiec podswietlone byly pomyslowo rozlokowanymi reflektorami, co przydawalo temu miejscu romantyzmu, ale i powagi.
Rachael objechala budynek dokola i znalezli sie na jego tylach. Tam jezdnia schodzila w dol, do poziomu piwnicy, gdzie rozladowywano samochody dostawcze. Kobieta zjechala i zatrzymala sie przed pomalowana na brazowo brama. Wokol samochodu wyrosly betonowe sciany, siegajace parteru.
– Gdyby ktos wpadl na pomysl, ze moglam przyjechac do Geneplan, to bedzie szukal mojego auta raczej na parkingu niz tutaj – powiedziala.
Wysiadajac z mercedesa, Ben skonstatowal, ze powietrze tutaj jest o wiele chlodniejsze i przyjemniejsze niz w Santa Ana czy Villa Park, ktore nie leza tak blisko oceanu. Chociaz Newport Beach bylo odlegle od wybrzeza o kilka kilometrow i nie docieral tu szum fal ani zapach soli czy wodorostow, to jednak wiatr od Pacyfiku czynil swoje.
W scianie obok bramy przeznaczonej dla ciezarowek znajdowaly sie takze zwyczajne drzwi, zaopatrzone w dwa zamki.
Zyjac z Erikiem, Rachael zalatwiala dla niego rozne sprawy sluzbowe, kiedy sam nie mial na to czasu albo – z jakichs przyczyn – nie dowierzal swoim ludziom. Miala wtedy wlasne klucze od drzwi na zapleczu. Odchodzac od meza rok temu, zostawila je w Villa Park na stoliku kolo wysokiej japonskiej wazy z dziewietnastego wieku. Dzis znalazla je w tym samym miejscu i pokryte kurzem. Najwyrazniej Eric nakazal sluzbie, by nikt ich nie ruszal. Sadzil, ze gdy Rachael przyczolga sie do niego z powrotem, tym wieksze bedzie jej upokorzenie, gdy ujrzy, ze nawet ich nie tknal. Na szczescie udalo jej sie nie dostarczyc mu tej niezdrowej satysfakcji.
Tak, Eric Leben byl wyjatkowym skurczybykiem, i Ben cieszyl sie, ze go nie poznal.
Rachael wysiadla z samochodu, otworzyla drzwi i weszla do srodka. Zapalila swiatlo. Na jednej ze scian wisiala skrzynka alarmu antywlamaniowego. Kobieta nacisnela rozne cyfry na klawiaturze i zgasly dwie czerwone diody, a zapalila sie zielona lampka. System byl wylaczony. Ben poszedl za nia do konca pomieszczenia, ktore ze wzgledow bezpieczenstwa stanowilo tylko komore posrednia. Teraz, by moc dostac sie dalej, nalezalo wylaczyc kolejny system alarmowy, nie polaczony z poprzednim. Rachael, uwaznie obserwowana przez swego towarzysza, znow wybrala odpowiedni kod na klawiaturze.
– Najpierw jest data urodzin Erica, a przy tych drzwiach – moja. Ale to jeszcze nie wszystko – wyjasnila.
Zapalila latarke, ktora wziela ze soba z domu w Villa Park, nie chciala bowiem zapalac swiatla w pomieszczeniach, w ktorych byly okna, w obawie przed zdemaskowaniem.
– Przeciez masz absolutne prawo do przebywania tutaj – powiedzial Ben. – Jestes wdowa po wlascicielu i podejrzewam, ze wszystko to wkrotce odziedziczysz.
– Tak, ale jesli ci ludzie beda tedy przejezdzac i zobacza, ze w srodku pali sie swiatlo, domysla sie, ze to ja, i przyjda tu, by mnie dopasc.
Ben niczego tak bardzo nie pragnal, jak dowiedziec sie, kim sa „ci ludzie”. Ale rozumial, ze w tej chwili lepiej o nic nie pytac. Niech Rachael zabierze to, po co tu przyjechala, i niech opuszcza to miejsce. Nie mialaby zreszta cierpliwosci, by odpowiadac teraz na jego pytania, skoro nie miala jej juz w Villa Park.
Gdy tak szli przez podziemne hale w kierunku windy, Ben byl coraz bardziej zaintrygowany, ze po godzinach pracy w biurowcu wlaczano tak przemyslny system zabezpieczen. Zeby sciagnac na dol winde, trzeba bylo wylaczyc trzeci alarm, a na pierwszym pietrze, gdzie wysiedli, czekaly kolejne czerwone lampki. W swietle latarki Rachael, Benny zauwazyl bezowa wykladzine dywanowa na podlodze, elegancki kontuar z brazowego marmuru z mosieznymi elementami, przeznaczony dla recepcjonistki, kilka metalowych krzesel ze skorzanymi obiciami dla oczekujacych gosci, stoliki do kawy o szklanych blatach oraz trzy sporych wymiarow eteryczne plotna Martina Greena. Diody, blyszczace w ciemnosci czerwonym swiatelkiem, mozna bylo dostrzec i bez latarki. Na korytarzu znajdowaly sie trzy skrzynki systemu antywlamaniowego, po jednej przy kazdych z trojga solidnych mosieznych drzwi. Wygladaly imponujaco i na pewno byly nie do sforsowania.
– To nic w porownaniu z systemem zabezpieczen na drugim i trzecim pietrze – powiedziala Rachael.
– A co tam jest?
– Komputery zawierajace cala dokumentacje badan. Kazdy milimetr kontrolowany jest na podczerwieni przez detektory dzwieku i ruchu.
– Czy jedziemy tam?
– Na szczescie nie musimy. Tak samo jak nie musimy jechac do okregu Riverside. Dzieki Bogu.
– A co znajduje sie w Riverside?
– Faktyczne laboratorium badawcze. Caly kompleks wybudowano pod ziemia, by stworzyc lepsza izolacje biologiczna i zabezpieczyc sie przed szpiegami przemyslowymi.
Ben dobrze wiedzial, ze Geneplan jest jednym z najwiekszych przedsiebiorstw w najbardziej dynamicznie rozwijajacej sie dziedzinie na swiecie. Konkurencja byla tu tak duza, ze nieprzerwanie trwal wyscig, kto pierwszy dostarczy na rynek nowy produkt. A ze nikt nie chce, by kradziono mu jego tajemnice, wiec rozwijano wyrafinowane systemy zabezpieczen, ktore nieraz przybieraly wprost paranoidalne formy. Ale to, co zobaczyl, nie miescilo sie w jego wyobrazni. Firma stanowila bowiem twierdze nie do zdobycia.
Doktor Eric Leben byl jednym z najwybitniejszych autorytetow w zakresie rozwijajacej sie ostatnio niezwykle szybko genetyki, specjalizowal sie w replikacji DNA. Geneplan zas nalezal do tych kompanii, ktore wyplynely w koncu lat siedemdziesiatych dzieki dotacjom na rozwoj tej nowej dziedziny i teraz z biobiznesu czerpaly ogromne zyski.
Eric Leben i Geneplan opatentowali wiele cennych wynalazkow z zakresu inzynierii genetycznej mikroorganizmow oraz wyhodowali nowe odmiany roslin. Odkryli miedzy innymi drobnoustroje dostarczajace wysoce wydajnej szczepionki przeciw zapaleniu watroby, ktora wprawdzie byla wlasnie testowana przez FDA [2], ale juz za rok miala uzyskac dopuszczenie na rynek. Poza tym wyhodowali bakterie, z ktorych uzyskano superszczepionke przeciwko wszelkiego rodzaju liszajom, oraz nowa odmiane kukurydzy, rosnaca nawet na polach nawadnianych woda morska. Dzieki temu farmerzy moga zbierac obfite plony na jalowych ziemiach w bezposredniej bliskosci oceanu, gdzie dotychczas nie udawalo sie nic. Do osiagniec Erica Lebena nalezy tez nowa, lekko zmodyfikowana genetycznie, odmiana pomaranczy i cytryn odporna na muszki owocowe, rakowate narosle i inne choroby. To z kolei pozwolilo wyeliminowac nadmiar pestycydow stosowanych na plantacjach cytrusow. A byly to tylko niektore przyklady. Kazdy taki patent mogl byc wart dziesiatki, nawet setki milionow dolarow, Ben uznal, ze Geneplan postepuje rozwaznie, strzegac zazdrosnie swych tajemnic, choc i tak – w porownaniu z zyla zlota, jaka stanowia wynalazki – wydaje niewielkie sumy na ich ochrone.
Rachael podeszla do srodkowych drzwi i wylaczyla alarm, a nastepnie otworzyla je kluczem.
Ben wszedl za nia do srodka i odwrocil sie, by zamknac za soba drzwi. Pchajac je stwierdzil, ze sa niebywale ciezkie i gdyby nie byly zawieszone w idealnej rownowadze na zawiasach z lozyskami kulkowymi, nie daloby sie ich ruszyc.