Rachael prowadzila go nie oswietlonymi, gluchymi korytarzami do tej czesci pietra, gdzie znajdowalo sie prywatne mieszkanie Erica. Tam po raz ostatni wystukala na klawiaturze znany sobie kod.

Gdy znalezli sie wreszcie we wnetrzu tego sacrum sanctorum, kobieta szybkim krokiem przemierzyla niezwykle drogi, duzy, zabytkowy dywan chinski w kolorach rozowym oraz bezowym i zblizyla sie do masywnego biurka Erica. Bylo supernowoczesne, podobnie jak kontuar dla recepcjonistki, ktory widzieli, wysiadajac z windy, ale jeszcze bardziej wyszukane i na pewno znacznie kosztowniejsze. Wykonano je z rzadkiego marmuru ze zlotymi zylkami oraz ze szlifowanego malachitu.

Jasny, ale waski snop swiatla latarki Rachael oswietlal tylko srodek pokoju, totez Benny niewiele mogl dostrzec z wystroju wnetrza. Ale, idac dalej za swoja przyjaciolka, zauwazyl, ze jest ono chyba jeszcze bardziej nowoczesne niz salony w Villa Park. Tu bylo ono wprost futurystyczne.

Przechodzac kolo biurka, Rachael polozyla na nim torebke i pistolet i podeszla do sciany. Ben dolaczyl do niej. Kobieta podniosla latarke i oswietlila duzy obraz – dwie plaszczyzny, jedna ciemnozolta, druga szarobura, oddzielone od siebie cienka wstazeczka kasztanowego koloru.

– Jeszcze jeden Rothko? – spytal Ben.

– Tak. I oprocz tego, ze to dzielo sztuki, spelnia jeszcze jedna wazna funkcje.

Wsunela palce pod blyszczaca metalowa rame, szukajac przycisku. Rozlegl sie szczek zapadki i obraz, ktory byl raczej przytwierdzony na zawiasach, niz wisial na kolku, usunal sie, odslaniajac sejf. Okragle drzwi kasy pancernej mialy okolo metra srednicy i – podobnie jak metalowa tarcza i klamka – blyszczaly w swietle latarki.

– Banalna skrytka – stwierdzil Ben.

– Niezupelnie. To nie jest taki sobie zwyczajny sejf. Ma opancerzenie grubosci dziesieciu centymetrow, z przodu – piec centymetrow wiecej. Nie wmurowano go tak po prostu w sciane, lecz w konstrukcje nosna calego budynku. Do otwarcia potrzebne sa dwa szyfry, ten drugi na wspak. Poza tym jest ogniotrwaly i doslownie odporny nawet na ladunek wybuchowy.

– Co on tu trzyma? Recepte na niesmiertelnosc?

– Mysle, ze troche pieniedzy, jak w normalnym domowym sejfie – powiedziala, podajac mu latarke, po czym zaczela wybierac na tarczy wlasciwa kombinacje. – A poza tym troche waznych papierow.

Benny skierowal strumien swiatla na drzwi kasy.

– Dobrze, ale w takim razie, czego my tu szukamy? Forsy?

– Nie. Teczki z aktami. To moze tez byc zwykly notatnik.

– Co ma on zawierac?

– Najistotniejsze kwestie dotyczace waznego projektu badawczego. Cos w rodzaju kwintesencji wszystkich dzialan. Poza tym kopie regularnych sprawozdan prowadzacego projekt Morgana Lewisa, sporzadzanych dla Erica. A jak dobrze pojdzie, takze jego osobiste zapiski na ten temat, zawierajace cala wiedze praktyczna i jej filozoficzna podbudowe.

Ben byl zaskoczony, ze odpowiedziala. Czyzby nareszcie dojrzala, zeby zdradzic mu choc czesc swoich tajemnic?

– Co to za projekt? – spytal. – Czego dotyczy?

Tym razem nie odpowiedziala. Wytarla natomiast spocone dlonie o bluzke i zaczela krecic tarcza w odwrotnym kierunku, w strone pierwszej cyfry drugiej kombinacji.

– Czego on dotyczy? – nalegal Benny.

– Przepraszam, ale teraz musze sie skoncentrowac – odparla. – Jesli sie pomyle, bede musiala zaczac wszystko od nowa, od pierwszego kodu.

Tak wiec Ben otrzymal tylko strzep informacji, bo tyle na razie bylo mu przeznaczone. Ale on nie chcial stac tak z zalozonymi rekami, wiedzial, ze nie ma innego wyjscia, jak nie ustepowac i nalegac, by Rachael powiedziala wiecej.

– Mysle, ze istnieja setki teczek, ktore dotycza prowadzonych przez Geneplan badan. Jesli Leben jedna z nich trzyma wlasnie tutaj, to znaczy, ze dotyczy ona najwazniejszego projektu.

Mruzac oczy i wysuwajac jezyk, Rachael skupila cala uwage na wlasciwym przekrecaniu tarczy.

– To musi byc wielka sprawa – kontynuowal Benny.

Kobieta milczala.

– A moze to cos dla rzadu albo dla wojska. Bardzo delikatna materia.

Rachael wybrala ostatnia cyfre, przekrecila klamke, otworzyla stalowe drzwiczki i powiedziala:

– Cholera!

Sejf byl pusty.

– Musieli tu byc przed nami – stwierdzila.

– Kto? – zazadal odpowiedzi Ben.

– Musieli podejrzewac, ze ja wiem.

– Kto musial podejrzewac?

– W przeciwnym razie nie dostaliby sie tu tak szybko, zeby wziac papiery.

– Ale kto?! – nalegal Ben.

– Niespodzianka – odezwal sie stojacy za nimi mezczyzna.

Rachael gwaltownie zaczerpnela powietrza, Ben zas odwrocil sie, by zobaczyc, kim jest ten obcy. Swiatlo latarki ukazalo wysokiego, lysego czlowieka w brazowym luznym ubraniu i koszuli w bialo-zielone paski. Na jego glowie nie bylo ani jednego wloska – musial zapewne golic skore. Mial okragla twarz o slowianskich rysach – szerokie usta, zadarty nos i szare oczy w odcieniu brudnego lodu. Stal po drugiej stronie biurka. Przypominal starego Ottona Premingera, rezysera filmowego. Pomimo swobodnego stroju wygladal nieprzecietnie. Musial byc inteligentny. Stanowil potencjalne zagrozenie. Zabral pistolet, ktory Rachael polozyla na biurku wraz z torebka, gdy weszli do tego pomieszczenia.

Co gorsza, facet trzymal w rece rewolwer firmy Smith & Wesson, model 19 Combat Magnum. Ben znal ten rodzaj broni i czul przed nia respekt. Przemyslnie skonstruowana, miala lufe dlugosci dziesieciu centymetrow, komory do naboi magnum 35 mm, wazyla skromne tysiac sto gramow i razila z taka sila, iz mozna jej bylo uzywac do polowan na zwierzyne plowa. Naladowana pociskami rozpryskowymi albo i przeciwpancernymi, byla bardziej zabojcza niz jakikolwiek inny rewolwer na swiecie. Snop swiatla z latarki padl na szare oczy mezczyzny, ktore rozblysly dziwnym blaskiem.

– Swiatlo! – powiedzial, lekko podnoszac glos, i w pokoju natychmiast zrobilo sie jasno. Najwidoczniej wlaczal je reagujacy na dzwieki czujnik. Taki trick wynikal z zamilowania Erica Lebena do supernowoczesnego wystroju wnetrz.

– Vincent, odloz te bron – odezwala sie Rachael.

– Obawiam sie, ze to niemozliwe – odrzekl lysy.

Choc skora na jego glowie byla zupelnie naga, to na wierzchu swej poteznej dloni mial mnostwo wloskow; sporo takze na palcach miedzy kostkami.

– Nie ma potrzeby uzywac przemocy – powiedziala Rachael.

Kwasny usmiech przydawal kraglej twarzy Vincenta wyraz chlodnego cynizmu.

– Naprawde? Naprawde nie ma potrzeby uzywac przemocy? To pewnie dlatego wzielas ze soba pistolet? – spytal, podnoszac do gory jej trzydziestkedwojke, ktora zabral z biurka.

Ben wiedzial, ze combat magnum – wyposazony w wygodna, mocna kolbe – ma odrzut dwa razy wiekszy niz czterdziestkapiatka. Mimo swej doskonalosci bron ta mogla jednak byc niecelna w rekach niedoswiadczonego strzelca, nie przyzwyczajonego do takiej sily odrzutu. Jesli napastnik nie byl swiadom tej straszliwej sily swego rewolweru, jesli przedtem nie uzywal go zbyt czesto, to z cala pewnoscia odda kilka pierwszych strzalow wysoko, pod sufit, ponad ich glowami. A wtedy Ben bedzie mial szanse, by zaatakowac i unieszkodliwic go.

– W istocie, nie sadzilismy, ze Eric byl na tyle nierozwazny, zeby powiedziec o „Wildcard” – odezwal sie Vincent. – Ale jak widac, okazal sie jednak tak lekkomyslny, ten biedny, stary duren. W przeciwnym razie nie stalabys tu, myszkujac w jego sejfie. Najwyrazniej wciaz mial do ciebie slabosc, choc tak podle cie traktowal.

– Byl zbyt dumny – odrzekla Rachael. – Zawsze byl zbyt dumny. Lubil przechwalac sie swoimi dokonaniami.

– Dziewiecdziesiat piec procent personelu nie ma zielonego pojecia o projekcie „Wildcard” – tak delikatna to sprawa. Uwierz mi, ze choc bardzo go nienawidzilas, to jednak on traktowal cie jak kogos wyjatkowego. Przed nikim innym nie chelpilby sie z tego powodu.

Вы читаете Niesmiertelny
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату