Byl najwazniejszym po Ericu udzialowcem.
– Taki bogaty czlowiek ryzykuje swe dobre imie i wolnosc, strzelajac do strozow prawa?
– Tak. Wszystko po to, by zachowac tajemnice. Tak mi sie przynajmniej wydaje. Zacznijmy od tego, ze nie jest on szczegolnie drobiazgowym czlowiekiem, wiec w takiej jak ta sytuacji nie przejmuje sie juz zupelnie niczym.
– W porzadku. Tak wiec wypracowali technike pozwalajaca przedluzac zycie oraz niewiarygodnie szybko wracac do zdrowia. Co jeszcze?
Sliczna buzia Rachael byla blada jak sciana. Nagle pociemniala, jakby padl na nia jakis cien, chociaz zadnego cienia nie bylo.
– Jeszcze… zaczeli eksperymentowac na zwierzetach, glownie na bialych myszach.
Ben wyprostowal sie w fotelu i odstawil na bok puszke dietetycznej coli. Z zachowania przyjaciolki wywnioskowal, ze zbliza sie w swej opowiesci do samego sedna.
Rachael umilkla na chwile i sprawdzila, czy wychodzace na galeryjke drzwi od pokoju sa zamkniete na zasuwke. Drzwi byly zabezpieczone przed otwarciem od zewnatrz, ale mimo to – po chwili zastanowienia – wziela stojace przy stole krzeslo, ustawila je na dwoch nogach i oparla o klamke dla wiekszego bezpieczenstwa.
Ben uznal jej poczynania za nadmiar ostroznosci, ale widzial, ze znajduje sie ona na krawedzi obledu, i nie zareagowal.
Rachael usiadla na brzegu lozka.
– Wstrzykiwali myszom rozne rzeczy. Pracowali na mysich genach zamiast na ludzkich. Przeksztalcali organizmy nieszczesnych zwierzat w ten sam sposob, w jaki chcieli pozniej zmieniac kod genetyczny czlowieka, aby zapewnic mu dlugowiecznosc. No i te myszy, ktore przeciez zyja krotko, zaczely zyc coraz dluzej, nawet dwukrotnie dluzej niz normalne, i wcale nie padaly. Potem zyly juz trzy… cztery razy tyle co zwykle i byly wciaz mlode. Niektore z nich poddawano roznego rodzaju kontuzjom, nakluciom, poparzeniom, zdzierano im naskorek, lamano kosci, a one zdrowialy w oszalamiajacym tempie. Niszczono im nerki, a gryzoniom nie bylo nic, wprost przeciwnie – rozkwitaly. Regenerowaly sie pluca myszy zatruwanych toksycznymi gazami, oslepione zwierzeta odzyskiwaly wzrok. A potem…
Glos jej sie zalamal. Spojrzala na umocnione drzwi, pozniej na okno, spuscila glowe i zamknela oczy. Ben czekal. Nie podnoszac powiek, Rachael odezwala sie wreszcie:
– Zgodnie ze standardowa procedura zabili kilka myszy i odlozyli je na bok, by pozniej wykonac sekcje i dokladne testy tkanek. Niektore z nich zabito, wywolujac embolie przez wstrzykniecie powietrza, inne – robiac im zastrzyki z formaldehydu. I nie bylo zadnych watpliwosci co do tego, ze zwierzeta nie zyja. Ale wkrotce… te, ktorych nie poddano jeszcze sekcji… zaczely… wracac. W ciagu paru godzin. Lezaly w kuwetach i nagle rozlegly sie piski i cialkami myszy wstrzasnely drgawki. Ich oczy byly jeszcze kaprawe, a organizmy slabe, ale juz… wracaly do zycia. Nie minelo wiele czasu, gdy stanely na nogi, rozbiegly sie bezladnie po swoich klatkach i jadly, absolutnie zywe… Nikt tego nie przewidzial, absolutnie nikt. Och, pewnie ze przed smiercia myszy wyksztalcily niezwykle mocny uklad odpornosciowy, naprawde zadziwiajace zdolnosci samoregeneracji organizmu, a czas ich zycia przedluzyl sie az nazbyt widocznie, lecz… – Rachael uniosla glowe, otworzyla oczy i spojrzala na Bena. – Lecz kto by przypuszczal, ze gdy raz przekroczy sie linie smierci… mozna ja przejsc z powrotem?
Dlonie Bena zaczely sie trzasc, a po plecach przeszedl mu zimny dreszcz. Zdal sobie sprawe, co te slowa naprawde znacza, i jaka wage maja ostatnie wydarzenia.
– Tak – powiedziala Rachael, odgadujac mysli i uczucia, ktore teraz klebily sie w umysle i sercu przyjaciela.
Ben przytloczony byl dziwna mieszanina przerazenia, grozy i dzikiej radosci: przerazenie wynikalo z wyobrazenia sobie myszy lub czlowieka powracajacych z krainy smierci; groze wywolywala mysl, ze byc moze geniusz ludzkosci zerwal dreczace nas kajdany smiertelnosci; radosc zas spowodowana byla perspektywa powstania spoleczenstw na zawsze wolnych od grozby utraty najblizszych, pozbawionych odwiecznych obaw o zdrowie i zycie.
Jakby czytajac w jego myslach, Rachael rzekla:
– Moze pewnego dnia… moze juz niedlugo… odejdzie w niepamiec strach przed trumna. Ale jeszcze nie teraz. Jeszcze troche. Poniewaz przelom wywolany projektem „Wildcard” nie jest calkowity… Myszy, ktore wracaly do zycia, byly… dziwne.
– Dziwne?
Zamiast wyjasniac szczegolowo ten niejednoznaczny wyraz, Rachael kontynuowala:
– Z poczatku badacze mysleli, ze nietypowe zachowania myszy wynikaja z jakiegos uszkodzenia mozgu, moze nawet nie tyle tkanki mozgowej, ile podstawowej chemii mozgu, ktorego nie mozna bylo naprawic nawet przy niebywalych zdolnosciach samoregulujacych. Ale to nie bylo to. Myszy nadal potrafily przebiegac skomplikowane labirynty i powtarzac inne zlozone sztuczki, ktorych nauczono je przed smiercia…
– Tak wiec wspomnienia, wiedza, a moze nawet osobowosc w jakis sposob przetrwaly krotki okres niebytu miedzy smiercia a zmartwychwstaniem.
Rachael przytaknela ruchem glowy.
– Co oznacza, ze w ich mozgach nawet po smierci utrzymuje sie pewne niewielkie natezenie, wystarczajace jednak do tego, by zachowac nienaruszona pamiec do chwili… zmartwychwstania. To tak jak z komputerem, gdy spadnie napiecie. Moze on wowczas – dzieki slabemu doplywowi pradu z wewnetrznych baterii – nie wymazac ze swej pamieci wprowadzonego materialu.
Ben otrzasnal sie z resztek sennosci.
– Dobra, a wiec myszy potrafily pokonywac labirynty, ale w ich zachowaniu bylo cos dziwnego. A dokladnie co? Co takiego?
– Czasami popadaly w dezorientacje. Duzo czesciej zaraz po powrocie do zycia niz po uplywie pewnego czasu. Obijaly sie o prety swych klatek lub gonily w kolko wlasne ogony. Ten rodzaj nienormalnego zachowania powoli ustepowal. Ale pojawialy sie inne, jeszcze bardziej przerazajace reakcje… I te juz nie ustepowaly.
Na zewnatrz zapiszczaly opony jakiegos samochodu, ktory zatrzymal sie na parkingu przed motelem. Rachael trwoznie rzucila okiem na zabarykadowane drzwi. Spokojne pustynne powietrze przynioslo odglosy otwierania i zatrzaskiwania drzwiczek auta. Ben napial miesnie i wyprostowal sie w fotelu jeszcze bardziej. Czyjes kroki rozlegly sie echem w mroku nocy. Ktos szedl w przeciwna strone niz pokoj Rachael i Bena. W innym skrzydle hotelowego kompleksu otwarly sie i zamknely drzwi innego pokoju.
Rachael opuscila ramiona z widoczna ulga.
– Myszy sa urodzonymi tchorzami, jak zapewne wiesz. Nigdy nie walcza ze swoimi wrogami. Nie maja ku temu mozliwosci fizycznych. Ich bronia jest unik, ucieczka, ukrycie sie. One nawet miedzy soba nie walcza o dominacje lub terytorium. Sa potulne i bojazliwe. Ale myszy, ktore wrocily do zycia, wcale ich nie przypominaly. Te walczyly ze soba i zaatakowaly zwierzeta, ktore nie zostaly usmiercone. Probowaly nawet gryzc badajacych je naukowcow, choc mysz nie ma szansy, by zrobic czlowiekowi krzywde, i zwykle jest tego swiadoma. Te zas wpadly w szal, tlukly w drzwi klatek, rzucaly sie w powietrze, jakby walczac z niewidzialnymi wrogami, czasami nawet drapaly pazurkami jedna druga. Niektore z tych paroksyzmow trwaly krocej niz minute, ale wiekszosc z nich tak dlugo, az gryzonie padaly wreszcie ze zmeczenia.
Przez chwile oboje milczeli. W pokoju zalegla gleboka, grobowa cisza. Wreszcie odezwal sie Benny:
– Mimo tych dziwnych zachowan zwierzat doswiadczalnych Eric ze swym zespolem badawczym musieli byc zapewne strasznie podnieceni. O moj Boze, oni mieli nadzieje, ze wydluza czas zycia, a tymczasem pokonali smierc! Tak wiec spieszno im bylo z rozwinieciem podobnych metod manipulacji genetycznej na istotach ludzkich.
– Tak.
– Mimo nie wyjasnionych sklonnosci myszy do naglego popadania w szal i ekstaze.
– Tak.
– Zakladali, ze taki problem nigdy nie pojawi sie u czlowieka… lub ze bedzie go mozna w toku prac wyeliminowac.
– Tak.
– Prace posuwaly sie… powoli – kontynuowal Ben. – Dla Erica stanowczo zbyt wolno. Dazac do pozostania wiecznie mlodym, opetany wprost ta idea, panicznie bojacy sie smierci, zdecydowal, ze nie beda czekac na sprawdzone i bezpieczne metody.
– Tak.