– To wlasnie mialas na mysli, gdy w biurze Erica spytalas Vincenta Baresco, czy twoj maz zlamal glowna zasade? A dla genetyka lub innego specjalisty w dziedzinie nauk biologicznych zlamanie glownej zasady polega na… No wlasnie, na czym? Na eksperymentowaniu na istotach ludzkich bez uprzedniego wyprobowania wszystkich ryzykownych i niebezpiecznych metod na zwierzetach doswiadczalnych, bez wczesniejszego wyjasnienia wszelkich watpliwosci.
– Dokladnie na tym – przyznala Rachael. Splotla rece na kolanach, by powstrzymac ich drzenie, ale dlonie wciaz uderzaly jedna o druga. – Ale Vincent nie wiedzial, ze Eric ja zlamal, choc ja wiedzialam. To musial byc dla nich niemaly szok, gdy dowiedzieli sie, ze zniknely zwloki Erica. Wtedy dopiero zrozumieli, iz zrobil cos najbardziej szalonego, lekkomyslnego, trudnego do wybaczenia.
– I co teraz? – spytal Ben. – Czy chca mu pomoc?
– Nie. Oni chca go zabic. Chca, zeby znow byl martwy.
– Dlaczego?
– Poniewaz on nie wroci do siebie w pelni, nigdy nie bedzie tym, kim byl przedtem. Nie wszystko przeciez zostalo dopracowane.
– Czyli Eric zrobil z siebie zwierze doswiadczalne?
– Prawdopodobnie tak. Dziwne, brutalne i niebezpieczne zwierze doswiadczalne.
Ben mial w pamieci bezsensowne zniszczenia, ktorych dokonano w Villa Park, oraz slady krwi w bagazniku forda.
– Pamietaj – powiedziala Rachael – ze Eric przez cale zycie byl bezwzgledny i z trudem hamowal gwaltowne wybuchy gniewu. Myszy, w przeciwienstwie do niego, poczatkowo zachowywaly sie spokojnie. Jaki moze byc Eric teraz? Przypomnij sobie, co zrobil z Sarah Kiel.
Ben pamietal nie tylko skatowana dziewczyne, ale i zdemolowana kuchnie w Palm Springs, i wbite w sciane noze.
– Zabojstwa dokonywane przez Erica w ataku szalu – ciagnela Rachael – moga przekonac policje, ze on jednak zyje, i wtedy wyjdzie na jaw sprawa „Wildcard”. Dlatego wspolnicy Erica chca go zlikwidowac ostatecznie, zeby nie mogl sie juz zregenerowac i powrocic jeszcze raz do zycia. Nie zdziwilabym sie, gdyby porabali jego cialo na kawalki, spalili na popiol, a szczatki rozrzucili w roznych, oddalonych od siebie, miejscach.
O Boze, pomyslal Ben, czy to wszystko prawda, czy scenariusz dreszczowca?
– Ciebie tez chca zabic, bo wiesz o „Wildcard”? – spytal.
– Tak. Ale nie jest to jedyny powod. Istnieja jeszcze co najmniej dwa inne motywy, dla ktorych chcieliby mnie dostac w swoje rece. Po pierwsze, sa chyba przekonani, ze wiem, gdzie Eric mogl sie zamelinowac.
– Ale ty tego nie wiesz?
– Tylko przypuszczam. Sarah Kiel tez podsunela mi pewna ewentualnosc. Nie mam jednak pewnosci.
– A jaki jest trzeci motyw?
– Przede wszystkim ja dziedzicze Geneplan – odparla. – A oni nie wierza, ze bede dawala dosc pieniedzy na „Wildcard”. Usuwajac mnie, zyskaja znacznie wieksza szanse na kontrolowanie korporacji i utrzymanie projektu w tajemnicy. Gdyby udalo mi sie przed nimi dostac do sejfu Erica, gdybym miala teraz w rekach notatki mego meza, bylby to niezbity dowod na istnienie projektu „Wildcard”. Wtedy nie wazyliby sie zrobic mi krzywdy. Ale bez takiego dowodu nie jestem bezpieczna.
Benny wstal i zaczal bezglosnie przechadzac sie po pokoju, w jego umysle wrzalo.
Gdzies posrod nocy, niezbyt daleko od motelu, dlugo i zalosnie, a moze namietnie, zamiauczal kot. Jego przeciagla skarga wznosila sie i opadala – wzbudzala groze.
Wreszcie Ben odezwal sie:
– Rachael, dlaczego gonisz Erica? Skad u ciebie to pragnienie, by dotrzec do niego, zanim zlapia go tamci? Co zrobisz, gdy go juz dopadniemy?
– Zabije go – odparla bez wahania, a ponury wyraz jej zielonych oczu uzupelniony zostal typowa dla niej determinacja w glosie i zelazna stanowczoscia. – Zabije go raz na zawsze. Bo jesli go nie zabije, on ukryje sie i bedzie czekal, az dojdzie do siebie, az odzyska kontrole nad soba. Wtedy zacznie polowac na mnie. W chwili smierci byl na mnie wsciekly. Zzerala go tak wielka nienawisc, ze wypadl na ulice, nie widzac nadjezdzajacej ciezarowki. Jestem przekonana, ze ta nienawisc powrocila mu wraz ze swiadomoscia. Zapewne jestem najwieksza obsesja jego szalonego i pomieszanego umyslu. Sadze, ze nie spocznie, dopoki mnie nie zabije. Lub tez dopoki sam nie umrze, tym razem na dobre.
Ben wiedzial, ze Rachael ma racje. Bardzo sie o nia bal. Tesknota za przeszloscia byla w nim teraz tak silna jak jeszcze nigdy dotad. Marzyly mu sie mniej skomplikowane czasy. Wspolczesny swiat stawal juz na glowie! W nocy ulicami miast rzadzili przestepcy. Cala planeta mogla zostac doszczetnie zniszczona w ciagu godziny, gdyby nacisnieto kilka guzikow. A teraz jeszcze… doszlo do reanimacji nieboszczykow. Ben chcialby wsiasc do wehikulu czasu i przeniesc sie w lepsze czasy, powiedzmy w lata dwudzieste, kiedy to wciaz bylo zywe poczucie cudu, kiedy wielka wiara w ludzkie mozliwosci byla niczym nie skazona.
Jednakze… pamietal radosc, jaka wzbudzila w nim Rachael opowiescia o pokonaniu smierci. Dopiero pozniej zelektryzowala go informacja, ze „powracajacy zza grobu” zmieniaja sie nie do poznania. Ale trudno oprzec sie prostym prawdom. Benny mogl patrzec w przeszlosc i pragnac jej cala sentymentalna strona swej natury, ale jednoczesnie byl, jak inni jego rowiesnicy, mocno zafascynowany nauka i mozliwosciami kreowania przez nia swietlanej przyszlosci. Moze zatem nie byl az tak bardzo nie przystosowany do zycia we wspolczesnym swiecie, jak wszystkim wmawial? Moze to doswiadczenie uczylo go czegos o sobie, czego wolalby nie poznawac?
– Czy naprawde moglabys wypalic do niego z pistoletu? – spytal.
– Tak.
– Nie jestem tego taki pewny. Mysle, ze ogarnalby cie paraliz, gdybys pomyslala o moralnym aspekcie zabicia czlowieka.
– To nie byloby zabicie czlowieka. On juz nie jest istota ludzka. On jest trupem. Zywym trupem. Chodzacym trupem. On juz nie jest czlowiekiem. Jest inny. Zmienil sie. Tak jak tamte myszy. On jest teraz przedmiotem, niebezpiecznym przedmiotem. Nie mialabym zadnych wyrzutow sumienia z powodu rozwalenia mu kula czaszki. Gdyby kiedys wyszlo na jaw, ze to ja zrobilam, nawet nie sadziliby mnie. Nie widze tez zadnych problemow, ktore moglyby wywolac w mojej swiadomosci probe samooceny moralnej.
– Zapewne duzo o tym myslalas – powiedzial Benny. – Ale dlaczego nie ukryjesz sie gdzies, nie przyczaisz do czasu, az ci faceci sami go znajda i zlikwiduja za ciebie?
Potrzasnela glowa.
– A jesli nie dadza rady? Nie moge liczyc wylacznie na to, ze im sie powiedzie. Istnieje grozba, ze Eric znajdzie mnie, zanim oni znajda jego. Tu chodzi o moje zycie i w tej sprawie nie ufam nikomu, tylko sobie.
– No i mnie – dodal Ben.
– Tak, tobie rowniez, Benny.
Podszedl do lozka i usiadl kolo niej.
– Tak wiec… prowadzimy poscig za nieboszczykiem.
– Tak.
– Ale teraz nalezy nam sie troche odpoczynku.
– Jestem wykonczona – przyznala Rachael.
– A dokad jedziemy jutro?
– Sarah wspomniala o domku Erica w gorach, kolo jeziora Arrowhead, gdzies na odludziu. Tego mu wlasnie teraz trzeba. Przez najblizsze dni postepowac bedzie u niego proces regeneracji.
Ben westchnal.
– Tak. Mysle, ze w takim wlasnie miejscu bedziemy mogli go znalezc.
– Nie musisz ze mna jechac.
– Ale chce…
– Nie musisz!
– Wiem.
Pocalowala go lekko w policzek. Choc byla zmeczona, spocona i rozczochrana, choc policzki miala zapadle, a oczy przekrwione, dla niego wygladala slicznie. Nigdy nie byla mu tak bliska. Wspolne ryzykowanie zycia zawsze stwarza miedzy ludzmi specjalny rodzaj wiezi, zbliza ich do siebie jeszcze bardziej, chocby juz przedtem byli sobie drodzy. Benny znal to jako weteran wojny w Zielonym Piekle.
Rachael odezwala sie lagodnym glosem: