trafil w krawedz pomalowanego na bialo kredensu. Z brzekiem odbil sie i upadl na podloge.
Ogarnela do zadza niszczenia. Bylo w niej cos z ponurej intensywnosci sadystycznych orgii seksualnych. Jej wspaniala sila przypominala sile orgazmu. Za zycia Eric byl obsesyjnym „budowniczym”, dazyl do tworzenia imperiow, zachlannie otaczal sie wszelkimi dobrami. Po smierci natomiast pojawil sie w nim duch destrukcji, ciagnacy go w strone niszczenia dobytku z rowna pasja, z jaka niegdys go gromadzil.
Wystroj wnetrza byl supernowoczesny, uzupelniony takimi akcentami art deco, jak na przyklad rozbita teraz na podlodze lampa. Nie byl to styl szczegolnie odpowiedni dla pieciopokojowego domku wypoczynkowego, ale zaspokajal potrzebe Erica otaczania sie wszystkim, co nowe i nowoczesne. Teraz w swym szalenstwie zaczal czynic z modnie urzadzonego saloniku jedno wielkie rumowisko. Najpierw podzwignal fotel – jakby wazyl on tylko kilogram lub dwa – i rzucil nim w trojskrzydle zamykane lustro, umieszczone na scianie za lozem. Posypal sie grad szklanych odlamkow, a fotel wyladowal wsrod nich na poscieli. Eric oddychal ciezko. Podniosl przewrocona lampe i trzymajac ja za pret, uderzyl w stojaca na kredensie rzezbe z brazu. Uzyl przy tym ciezkiej podstawy lampy jako swego rodzaju mlota. Trzask! – i rzezba spadla na podloge. Trzask, trzask! – wycelowal pretem w kredensowe lustra, tlukac je z zapamietaniem. Potem rabnal w obraz wiszacy na scianie kolo drzwi do lazienki. Plotno spadlo z gwozdzia; lezace na podlodze, Eric podziurawil kilkoma dzgnieciami swego oreza. Czul sie dobrze, bardzo dobrze, jak jeszcze nigdy. Czul, ze zyje. Oddal sie calkowicie swemu szalenstwu i dawalo mu to wiele radosci. W tym czasie zawarczal kilkakrotnie jak dzikie zwierze, krzyczal cos belkotliwie i tylko jedno slowo wydobywajace sie z jego gardla bylo zrozumiale: „Rachael!” Wymawial je z niespotykanym ladunkiem nienawisci, zapluwajac sie przy tym. „Rachael, Rachael!” Przy fotelu stal bialy stoliczek. Eric tak dlugo walil w niego pretem, az strzaskal go na kawalki. „Rachael, Rachael!” Stracil z szafki nocnej na podloge mniejsza lampke. W uszach szumiala mu krew, czul, jak pulsuja naprezone na skroniach i szyi arterie. Potem walil w sama szafke i przestal dopiero wtedy, gdy poodpadaly uchwyty od szuflad. Pozniej zaatakowal sciane. „Rachael!” – wolal i uderzal tak dlugo, az pret byl juz zbyt powyginany, by mogl sie jeszcze do czegokolwiek przydac. Wtedy odrzucil go na bok i chwycil za zaslony. Zaczal je szarpac i zrywac z zabek, ktorymi byly przyczepione do karnisza. Potem cisnal na ziemie jeszcze jeden obraz i zdeptal go, wrzeszczac: „Rachael, Rachael, Rachael!” Teraz chwial sie juz na nogach i dlugimi ramionami kreslil w powietrzu szalone figury. Wygladal jak oszalaly byk. Nagle zauwazyl, ze coraz ciezej mu sie oddycha, poczul, ze opuszcza go dzika sila, ze ucieka zen szalona zadza niszczenia. Rzucil sie na kolana, potem wyciagnal na brzuchu. Glowe odwrocil w bok, kladac policzek na puszystym dywanie. Oddychal ciezko. Jego splatane mysli byly teraz jeszcze bardziej mgliste niz oczy. Zamknal powieki, bo nie mogl zniesc swego odbicia w lustrze. I choc zabraklo mu diabelskiej energii, by niszczyc, to jednak – lezac na podlodze – nadal wykrzykiwal jedno jedyne imie: „Rachael… Rachael… Rachael…”
CZESC DRUGA
Noc to nie pora dla czlowieka.
Ona na trupy najchetniej czeka.
Ksiega znaczacego smutku
17
Anson Sharp przylecial smiglowcem z Palm Springs do Riverside jeszcze przed switem. Podziemne laboratorium Geneplan, gdzie przeprowadzano eksperymenty bakteriologiczne, znajdowalo sie poza miastem. Czekalo tam juz na niego szesciu oficerow operacyjnych DSA i czterech szeryfow z osmioma zastepcami, ktorzy przybyli kilka minut wczesniej. Nocnym straznikom Geneplan przedstawili sadowy nakaz rewizji i wytlumaczyli wszystko wzgledami bezpieczenstwa panstwowego. Nastepnie weszli na teren laboratorium, zaplombowali wszystkie akta i komputery, a pozniej – w raczej wystawnie urzadzonym biurze doktora Vincenta Baresco, szefa zespolu badawczego – urzadzili sobie centrum dowodzenia.
Swit odegnal juz noc i gdy dzien objal w posiadanie swiat, ktory roztaczal sie nad podziemnymi laboratoriami, Anson Sharp rozparl sie w olbrzymim skorzanym fotelu Vincenta i pijac kawe, odbieral telefoniczne meldunki od swych podkomendnych rozrzuconych po calej poludniowej Kalifornii, jako ze wszyscy wtajemniczeni w sprawe projektu „Wildcard” znajdowali sie w areszcie domowym. W okregu Orange zatrzymano we wlasnym domu, w North Tustin, koordynatora naukowego projektu, doktora Morgana Eugene’a Lewisa wraz z zona. Doktor J. Felix Geffels przetrzymywany byl w swym domu w Riverside, a wiec na miejscu. Doktora Vincenta Baresco, szefa do spraw badan w calej korporacji, agenci DSA znalezli w glownej siedzibie Geneplan w Newport Beach. Lezal nieprzytomny na podlodze w biurze Erica Lebena. Odnaleziono tez slady gwaltownej walki i uzycia broni palnej.
Ludzie Sharpa nie przewiezli jednak krzepkiego ciala naukowca do zadnego szpitala publicznego, lecz zabrali je do bazy lotniczej marynarki wojennej w El Toro, gdzie obejrzal je w izbie przyjec lekarz wojskowy. W ten sposob nie wypuszczono z rak ani na chwile Vincenta Baresco. Okazalo sie, ze otrzymal on dwa potezne ciosy w krtan, wskutek czego nie mogl teraz mowic. Odzyskawszy przytomnosc, poinformowal agentow DSA za pomoca piora i kartki, ze pobil go kochanek Rachael Leben, kiedy nakryl ich oboje na pladrowaniu sejfu Erica Lebena. Agenci nie uwierzyli, ze jest to wszystko, co ma im do powiedzenia, i byl z tego bardzo niezadowolony. Po chwili zaszokowalo go odkrycie, ze oni znaja szczegoly dotyczace projektu „Wildcard” i wiedza o powrocie do zycia Erica Lebena. I znow za posrednictwem piora i kartki papieru Baresco zazadal, by przewieziono go do cywilnego szpitala i pozwolono skontaktowac sie z adwokatem. Chcial tez wiedziec, o co moze byc oskarzony. Oczywiscie, wszystkie trzy zadania zostaly zignorowane.
Rupert Knowls i Perry Seitz, finansisci, ktorzy wniesli najwiekszy kapital w przedsiewziecie umozliwiajac powstanie dziesiec lat temu Geneplan, znajdowali sie w Palm Springs, na terenie Niebianskiego Gaju, rozleglej posiadlosci Knowlsa o powierzchni pieciu hektarow. Trzech oficerow DSA przybylo tam z nakazem rewizji i aresztowania obu mezczyzn. Na miejscu znalezli nielegalnie przerobiony pistolet maszynowy marki Uzi. Byla to bez watpienia bron, z ktorej kilka godzin wczesniej zamordowano w Palm Springs dwoch policjantow.
Ani Knowls, ani Seitz – na czas nieokreslony zatrzymani w Niebianskim Gaju – nie wnosili na razie protestow. Wiedzieli, jaki bedzie scenariusz. Otrzymaja niezbyt atrakcyjna oferte nieodplatnego odstapienia rzadowi amerykanskiemu wszelkich praw do projektu „Wildcard” oraz przekazania mu dotychczasowych wynikow badan. Ponadto zazada sie od nich, by na zawsze zachowali milczenie na temat tego przedsiewziecia, a takze zmartwychwstania Erica Lebena. Zmusi sie ich rowniez do podpisania samoobciazajacych zeznan w sprawie zabojstwa policjantow. W ten sposob DSA absolutnie ich od siebie uzalezni. Aczkolwiek wszystko to nie bedzie mialo ani podstaw, ani mocy prawnej, chociaz DSA zlamie zasady demokracji i liczne ustawy, Knowls i Seitz przyjma te warunki. Sa bowiem ludzmi swiatowymi i wiedza, ze odmowa wspolpracy, a zwlaszcza proba dochodzenia swych konstytucyjnych praw, oznaczalaby dla nich mogile.
Cala piatka byla w posiadaniu najwiekszej bodaj na swiecie tajemnicy. Problem niesmiertelnosci nie byl wprawdzie jeszcze rozwiklany do konca, ale przeciez kiedys sie go rozwiaze. Wtedy ten, kto bedzie kontrolowal tajemnice „Wildcard”, bedzie tez kontrolowal swiat. Gdy w gre wchodzi taka stawka, rzad nie zawraca sobie glowy aspektem moralnym sprawy, zwlaszcza w takim szczegolnym przypadku jak ten. Otrzymawszy raport na temat Seitza i Knowlsa, Sharp odlozyl sluchawke, wstal z fotela i zaczal spacerowac po pozbawionym okien podziemnym