kostki lodu, chlod, ktory najpierw czula na skorze, dotarl w glab az do kosci.

Odwrocila sie od Bena i wyrzucila nogi poza krawedz lozka, po czym wstala, naga i drzaca.

– Rachael?

– Musimy zwijac manatki – powiedziala z przestrachem w glosie, zmierzajac do lazienki.

W zlocistym swietle jej postac byla rownie wyrazna jak padajace przez kuchenne okienko cienie palmowych lisci.

– Co sie stalo? – spytal Benny.

– Siedzimy tu jak na celowniku. Musimy sie zwijac. Nie wolno nam przejsc do defensywy. Trzeba znalezc Erica, zanim on znajdzie nas. Zanim ktokolwiek nas znajdzie.

Benny rowniez wstal z lozka i podszedl do Rachael. Przegrodzil droge do lazienki i polozyl rece na jej ramionach.

– Wszystko bedzie dobrze.

– Nie mow tak.

– Alez tak bedzie!

– Nie prowokuj losu.

– Razem jestesmy silniejsi – powiedzial. – Stanowimy potege.

– Nie mow tak – nalegala Rachael, kladac dlon na jego ustach, by go uciszyc. – Prosze… Nie znioslabym, gdybym miala cie stracic…

– Nie stracisz mnie – zapewnil Benny.

Ale gdy spojrzala mu w twarz, odniosla straszliwe wrazenie, ze juz go stracila, ze smierc nieuchronnie zblizala sie do niego i byla coraz blizej.

I znow syndrom: „nie zasluguje na takie szczescie”.

A moze autentyczne przeczucie?

Nie miala pojecia, z czym ma do czynienia. Poszukiwania doktora Erica Lebena nie przyniosly pozadanych rezultatow. Ponura perspektywa niepowodzenia stanowila dla Ansona Sharpa czynnik silnie stresujacy. Czul sie tak, jakby siedzial w tym podziemnym biurze, a sciany i stropy walily sie na niego, tak ze czul sie, jakby go mialy rozgniesc na miazge. Ten czlowiek nie potrafil przejsc przez probe niepowodzenia. Zawsze byl zwyciezca, zawsze gorowal nad innymi, nigdy nie myslal o sobie w innych kategoriach niz tylko sukcesu. Nie znioslby, gdyby musial myslec o sobie inaczej. Jako jedyny przedstawiciel nadrzednego gatunku istot, gdyz tak siebie widzial, nie byl limitowany moralnymi i etycznymi ograniczeniami typowymi dla zwyklych ludzi. Mogl robic wszystko, na co mial ochote.

Tymczasem rozmieszczeni w terenie agenci meldowali mu, ze w kazdej chwili spodziewaja sie pojawienia zywego trupa. Sharp stawal sie coraz bardziej zly i zdenerwowany. Widocznie wiedza agentow o Ericu Lebenie nie byla tak gruntowna, jak im sie wydawalo. Zapewne – przewidujac taka sytuacje – genetyk zawczasu przygotowal sobie bezpieczna kryjowke, ktorej lokalizacje zdolal utrzymac w tajemnicy nawet przed DSA. Jesli okazaloby sie to prawda, porazka poscigu za Lebenem stanowilaby osobista kleske Sharpa. Za bardzo bowiem identyfikowal sie z ta operacja, zbyt silnie wierzyl w jej powodzenie.

Chwila przerwy, po czym nastepny telefon. To Jerry Peake meldowal, ze w szpitalu w Palm Beach odnalazl Sarah Kiel, nieletnia kochanke Lebena.

– Ale te cholerne lapiduchy nie chca mi pomoc – poskarzyl sie zgodnie z prawda, ale w charakterystyczny dla siebie placzliwy sposob.

Czasami Anson Sharp myslal sobie, ze zalety otaczania sie nieszkodliwymi, slabymi ludzmi nie rownowaza bilansu strat wynikajacych z ich nieefektywnosci. Pewnie, ze zaden z nich nie zagrozi mu, kiedy juz zostanie dyrektorem agencji, ale tez nie beda zdolni dzialac samodzielnie, co z kolei jemu, jako ich przelozonemu, nie wystawi najlepszego swiadectwa.

– Zaraz tam bede – powiedzial Sharp. – Dziecko nie zdazy sie jeszcze obudzic.

Dochodzenie na terenie Geneplan moze byc przez jakis czas prowadzone bez niego. Naukowcy i laboranci, ktorzy rano przyszli do pracy, zostali odeslani do domow z poleceniem, by az do odwolania nie zjawiali sie w korporacji. Spece od komputerow z DSA szukali w banku danych informacji dotyczacych projektu „Wildcard”, ale ich robota byla tak specjalistyczna, ze Sharp ani nie mogl zrozumiec, o co tam chodzi, ani tym bardziej ich kontrolowac. Zadzwonil jeszcze do kilku agencji federalnych w Waszyngtonie. Potrzebne mu byly – i uzyskal je – informacje na temat szpitala Desert General oraz doktora Hansa Werfella, ktore moglyby okazac sie pomocne w pertraktacjach. Nastepnie wsiadl do dyspozycyjnego smiglowca i polecial nad pustynia do Palm Springs. Cieszyl sie, ze znow byl w drodze.

Rachael i Benny pojechali taksowka na lotnisko w Palm Springs, gdzie w firmie Hertz wynajeli nowego, czystego forda. Zdazyli wrocic do miasta w sama pore, by byc pierwszymi klientami sklepu odziezowego, otwieranego o dziewiatej trzydziesci. Rachael kupila sobie brazowe dzinsy, jasnozolta bluzeczke, grube biale podkolanowki i pare adidasow. Benny wybral dla siebie dzinsy w standardowym blekitnym kolorze, biala koszule, skarpety i podobna pare sportowego obuwia. Przebrali sie, zrzucajac sfatygowana garderobe w toalecie stacji benzynowej na polnocnym krancu Palm Canyon Drive. Czesciowo dlatego, ze bali sie, iz moga zostac wytropieni, czesciowo zas, by nie tracic czasu, nie zatrzymali sie nigdzie na sniadanie, lecz kupili u McDonalda kanapki, ktore zjedli, jadac samochodem.

Rachael zarazila przyjaciela przeczuciem zblizajacej sie smierci i naglym – niemal profetycznym – przeswiadczeniem, ze konczy sie ich czas; tym samym, ktorego po raz pierwszy doznala w motelu zaraz po tym, jak skonczyli sie kochac po raz drugi. Benny probowal ja uspokajac, ale sam z minuty na minute stawal sie coraz bardziej niepewny. Byli jak para zwierzat, ktora niezaleznie od siebie instynktownie przeczuwa nadciagajaca burze.

Rachael zalowala, ze nie moga jechac jej czerwonym mercedesem. Straciliby wowczas mniej czasu, niz poruszajac sie wypozyczonym fordem. Usiadla na siedzeniu obok kierowcy i bez entuzjazmu zaczela jesc kanapke od McDonalda. Benny wyjechal w kierunku polnocnym na droge stanowa numer sto jedenascie, z ktorej nastepnie skrecil na miedzystanowa dziesiata prowadzaca na zachod. Choc wyciskal z forda, ile tylko sie dalo, jadac ze zdumiewajaca i nietypowa dla handlarzy nieruchomosciami brawura i lekkoscia, to jednak nie mieli szans, by do domku Erica nad jeziorem Arrowhead dojechac wczesniej niz o pierwszej w poludnie.

Rachael modlila sie, by nie bylo za pozno. I starala sie nie myslec, jak wygladac bedzie Eric, jesli w ogole go znajda.

18

Zombie blues

Ericowi przeszedl juz atak slepej furii i powoli odzyskiwal zmysly. Nadal znajdowal sie w zdemolowanej sypialni swego domku wypoczynkowego, gdzie wszystko, co tylko wpadlo mu w rece, musial natychmiast roztrzaskac. Pod czaszka czul silne, bolesne pulsowanie, a we wszystkich miesniach tepy, rwacy bol. Czlonki mial spuchniete i zdretwiale, oczy zas rozpalone i nieprzytomne. Bolaly go zeby, a w wyschnietych ustach czul niesmak.

Po kazdym napadzie bezmyslnego szalenstwa Eric popadal w ponury nastroj. Przebywal w szarym swiecie, z ktorego wszystkie kolory zostaly wymyte, a dzwieki wyciszone, gdzie ksztalty przedmiotow byly zamazane, swiatlo zas – niezaleznie od tego, jak silne bylo jego zrodlo – przytlumione i nie dosc jasne, by rozproszyc mrok. To tak, jakby atak szalu go wydrenowal i teraz musial uzupelnic zapas energii. Poruszal sie ospale, troche niezdarnie i myslenie sprawialo mu wyrazna trudnosc.

Gdy zakonczy sie proces zdrowienia, na pewno minie mu spiaczka i ponure nastroje. Takie tlumaczenie nie podnioslo go jednak na duchu, gdyz klopoty z koncentracja utrudnialy Ericowi abstrakcyjne myslenie o przyszlosci, o lepszym jutrze. Jego kondycja byla straszna, nieprzyjemna, wprost przerazajaca, czul sie tak, jakby nie panowal nad soba i – w gruncie rzeczy – byl uwieziony w pulapce wlasnego ciala, skazany na ten na razie niedoskonaly i na wpol umarly organizm.

Poczlapal do lazienki, niespiesznie wzial prysznic i umyl zeby. W domku trzymal ubrania i bielizne, tak jak w Palm Springs, zeby nie trzeba bylo za kazdym razem, ilekroc tu przyjezdzal, pakowac walizki. Wlozyl teraz

Вы читаете Niesmiertelny
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату