dokumentow.
Kolo ustawionego przy duzym oknie fotela lezal sredniej wielkosci noz o zlobkowanym ostrzu oraz punktak. Promienie sloneczne przedarly sie przez korony drzew i wpadaly teraz do pokoju, skaczac miedzy innymi po stalowym ostrzu noza. Jego gladka powierzchnia nabrala lagodnego, cieplego blasku.
Ben przez chwile patrzyl zatroskany na noz, wreszcie odwrocil sie.
W salonie znajdowalo sie, oprocz przejscia do kuchni, jeszcze troje drzwi. Dwoje z nich bylo zamkniete, ale jedne – lekko uchylone. Ben na nich skupil swa uwage.
Rachael zamierzala podniesc z podlogi czesc papierow i zobaczyc, co to takiego, ale kiedy Benny ruszyl w strone drzwi, poszla za nim.
Mezczyzna pchnal lufa drzwi, otworzyl je do konca i rownie ostroznie jak do tej pory wszedl do nastepnego pomieszczenia.
Rachael pozostala jednak w salonie, zabezpieczajac tyly. Stad bowiem miala widok na otwarte drzwi frontowe, dwoje zamknietych drzwi wewnatrz budynku, na przejscie do kuchni oraz do srodka pokoju, gdzie wlasnie wszedl Benny. Byla to sypialnia, zdemolowana w takim samym stopniu jak sypialnia w Villa Park i kuchnia w Palm Springs. Stanowilo to dowod, ze Eric byl tu i ze tu rowniez dopadl go jeden z atakow szalu.
Ben gwaltownie otworzyl duze lustrzane drzwi szafy na ubrania, zajrzal ostroznie do srodka, ale najwidoczniej nie znalazl nic ciekawego. Przeszedl przez sypialnie do przyleglej lazienki i zniknal Rachael z oczu.
Kobieta zerknela nerwowo na frontowe drzwi, potem na przejscie do kuchni i dwoje zamknietych drzwi.
Na dworze porywisty wiatr jeczal i kwilil pod okapem. Szum targanych wichrem drzew docieral przez otwarte drzwi do wnetrza salonu. Panujaca w domu cisza stawala sie coraz glebsza. Ciekawe, ze dzialala ona na Rachael niczym crescendo w symfonii: w miare jej narastania sztywniala cala, przekonana, ze za chwile wypadki potocza sie lawinowo w strone mocnego punktu kulminacyjnego.
Eric, do cholery, gdzie jestes? Gdzie jestes, Eric?
Zdawalo jej sie, ze Bena nie ma juz cala wiecznosc. Niewiele brakowalo, by – ogarnieta panika – zaczela go wolac. Wreszcie mezczyzna pojawil sie w polu jej widzenia. Nic mu sie nie stalo. Przeczacym ruchem glowy oznajmil, ze nie znalazl ani sladu Erica, ani cokolwiek, co mogloby ich zainteresowac.
Otworzyl zamkniete dotad drzwi, za ktorymi odkryli jeszcze dwie sypialnie, polaczone wspolna lazienka, w zadnej z nich jednak Eric nie ustawil lozka. Benny przeszukal pomieszczenia, znajdujace sie w nich szafy oraz lazienke, a Rachael stala w salonie to przy jednych, to przy drugich drzwiach i czuwala. Pierwszy pokoj, wyposazony w polki, na ktorych staly jakies opasle tomy, biurko i komputer, stanowil zapewne pracownie. Drugi byl pusty i nie wykorzystany.
Kiedy stalo sie jasne, ze i w tej czesci domu Benny nie spotka Erica, Rachael pochylila sie, podniosla z podlogi kilka odbitych na kserokopiarce arkuszy i zaczela je szybko przegladac. Zanim Ben wrocil, serce jej bilo mocno, gdyz wiedziala juz, co ma przed soba.
– To sa akta „Wildcard” – powiedziala polglosem. – Zapewne Eric tu wlasnie trzymal ich kopie.
Zaczela zbierac nastepne sposrod rozrzuconych na podlodze arkuszy, ale Ben powstrzymal ja.
– Najpierw musimy znalezc Erica – szepnal.
Rachael niezbyt chetnie skinela glowa na znak, ze sie zgadza, i wypuscila je z reki. Benny podszedl do frontowych drzwi. Tu takze, podobnie jak w oknie kuchennym, zamontowana byla moskitiera z cienkiej siatki. Pchnal je na zewnatrz, a towarzyszace temu ciche skrzypniecie stanowilo najwiekszy halas, na jaki mogl sobie pozwolic. Stwierdzil, ze wylozona deskami weranda jest pusta, i zadowolony wrocil do kuchni. Rachael poszla za nim. Wyjela oparcie krzesla spod klamki prowadzacych do piwnicy drzwi, otworzyla je i szybko sie wycofala. Przez caly czas Ben ja oslanial.
Z ciemnosci nie wylonil sie ryczacy przerazliwie Eric.
Teraz Benny zblizyl sie do progu, kropelki potu blyszczaly mu na czole. Na scianie kolo schodow znalazl wylacznik swiatla i zapalil je.
Rowniez Rachael splywala potem, ale – podobnie jak w wypadku Bena – nie byl to skutek letniego zaru. Jej zejscie do pozbawionej okien piwnicy bylo ryzykowne. Istnialo bowiem prawdopodobienstwo, ze Eric kryje sie gdzies na zewnatrz i obserwuje dom. Widzac, ze Rachael wraz ze swym przyjacielem schodzi do piwnicy, moglby szybko wrocic do domu i zaatakowac ich z gory w chwili, kiedy znajdowaliby sie bezbronni na schodach. Tak wiec Rachael zostala na progu, skad miala widok na schody prowadzace w dol, na cala kuchnie, przejscie do salonu oraz na otwarte drzwi wiodace na tylna werande.
Benny zszedl po drewnianych stopniach najciszej, jak to bylo mozliwe, choc nie sposob bylo uniknac pewnych skrzypniec i szumiec. Nastepnie zawahal sie, w ktora ruszyc strone. Po chwili skierowal sie w lewo i zniknal Rachael z oczu. Przez jakis czas kobieta widziala jeszcze na piwnicznej scianie jego cien, duzy i nieregularny, ale w miare jak Ben sie oddalal, cien malal i wreszcie odszedl za swym panem.
Rachael spojrzala w strone salonu. Byl pusty i panowala w nim cisza.
Odwrocila glowe w druga strone. Na moskitierze przysiadl olbrzymi zolty motyl i powoli wachlowal skrzydlami.
Z dolu dobiegl jakis halas; nic powaznego – najprawdopodobniej Ben wpadl na cos.
Rachael spojrzala w glab schodow wiodacych do piwnicy. Nie dostrzegla jednak ani Bena, ani jego cienia.
Znow zerknela na przejscie do salonu. Spokoj i cisza.
Drzwi na werande. Tylko motyl.
I znow jakis halas z piwnicy, ale juz mniejszy.
– Benny? – odezwala sie cicho.
Nie odpowiedzial. Zapewne nie slyszal jej. Powtorzyla jego imie prawie szeptem. Przejscie do salonu, drzwi na werande… Schody do piwnicy – ani sladu Bena.
– Benny – powtorzyla i zaraz potem ujrzala jakis cien. Serce zabilo jej mocniej, gdyz cien wydal sie bardzo dziwny, ale po chwili pojawil sie rowniez Ben we wlasnej osobie. Gdy zaczal isc po schodach, odetchnela z ulga.
– Nic tam nie znalazlem oprocz otwartego sejfu, ukrytego w scianie za piecem do podgrzewania wody – powiedzial, gdy byl juz w kuchni. – Sejf jest pusty, mozliwe wiec, ze trzymal w nim akta, ktore teraz leza porozrzucane po calym salonie.
Rachael chciala opuscic rewolwer, rzucic mu sie na szyje, usciskac i wycalowac po twarzy tylko dlatego, ze wrocil calo z piwnicy. Chciala, by wiedzial, jak bardzo jest szczesliwa, ze znow z nim jest, ale najpierw nalezalo jeszcze sprawdzic garaz.
Porozumiewajac sie wiec z Benem bez slow, usunela krzeslo spod ostatnich drzwi i otworzyla je. Przyjaciel i tym razem ja oslanial, trzymajac gotowa do strzalu dubeltowke. W garazu rowniez nie bylo Erica.
Stojac w progu, Benny wymacal na scianie wylacznik swiatla, przekrecil go, ale zarowka byla tak slaba, ze nawet w polaczeniu z saczacymi sie przez okienko promieniami slonca nie zdolala wystarczajaco oswietlic garazu; wciaz pozostawal on w polmroku. Z kolei Benny uruchomil mechanizm podnoszenia drzwi wjazdowych. Zwinely sie do gory z chrzestem, trzaskiem i turkotem i do pomieszczenia wlalo sie jasne, zolte swiatlo.
– Juz lepiej – powiedzial Ben i wszedl do srodka.
Rachael podazyla za nim i zobaczyla czarnego mercedesa 560 SEL, jeszcze jeden dowod, ze Eric tu byl.
Podnoszace sie drzwi wzniecily tuman kurzu, ktory opadal powoli, podswietlany z zewnatrz przez snop promieni slonecznych. Przebudzone pajaki ruszyly po krokwiach i zaczely tkac swe nowe sieci.
Rachael i Ben ostroznie obeszli samochod, zagladajac do wnetrza (w stacyjce zostawiono kluczyki) i nawet pod spod. Ale Erica nigdzie nie bylo.
Cala dlugosc tylnej sciany garazu zajmowal swietnie wyposazony warsztat. Nad blatem stolu znajdowal sie stelaz z zaczepami na narzedzia, a kazde z nich wisialo na swoim miejscu, zaznaczonym przez obrysowanie jego konturu. Dzieki temu Rachael mogla latwo stwierdzic, ze brakuje siekiery, ale nie zastanawiala sie dluzej nad tym faktem, gdyz jej celem nie bylo przeprowadzenie inwentaryzacji, lecz znalezienie miejsca, gdzie moglby sie ukryc Eric. W garazu nie bylo miejsca na tyle obszernego, zeby moglo stanowic kryjowke dla doroslego mezczyzny. Kiedy wiec Benny znow sie odezwal, nie staral sie nawet sciszyc glosu.
– Zaczynam sie zastanawiac, czy nie odjechal juz stad.
– Ale to jest jego mercedes.
– To garaz na dwa samochody. Skad wiesz, ze nie trzymal tu przez caly czas drugiego auta –