sledztwem, wydaje mi sie… Boje sie, ze jednak tak. Jak juz powiedzialem, istniala ciemna strona w jego zyciu.

Jednakze, zanim Solberg zaczal mowic o tej ciemnej stronie, stracil pietnascie minut na wychwalanie zalet umarlego genetyka. Najwyrazniej nie potrafil mowic zle o czlowieku, nie wymieniwszy uprzednio jego zalet. Eric byl geniuszem. Eric ciezko pracowal. Eric wspanialomyslnie wspieral dzialania kolegow. Eric mial szczegolne poczucie humoru, dobry gust, znal sie na sztuce i lubil psy.

Julio zaczynal juz podejrzewac, ze beda musieli zalozyc komitet budowy pomnika Erica Lebena, zbierac datki i wreszcie wzniesc jego statue w jakims gmachu uzytecznosci publicznej pod wielka kopula. Spojrzal na Reese’a i zobaczyl, ze jego partner swietnie sie bawi, sluchajac kraglego naukowca.

Wreszcie profesor powiedzial:

– Bardzo mi przykro stwierdzic, ze Eric borykal sie takze z wieloma trudnosciami. Przez pewien czas byl moim studentem, choc szybko zorientowalem sie, ze niebawem uczen przescignie mistrza. Kiedy nie istniala juz zaleznosc profesor-student i stalismy sie kolegami, wytworzyly sie miedzy nim a mna wiezy serdecznosci. Serdecznosci, lecz nie przyjazni, Eric bowiem nigdy nie pozwalal sobie na zbytnia zazylosc z ludzmi, taka ktora mozna by nazwac przyjaznia. Tak, i choc zawodowo bylismy ze soba bardzo blisko, dopiero po kilku latach poznalem jego obsesje… na punkcie mlodych dziewczat.

– Jak mlodych? – spytal Reese.

Solberg zawahal sie.

– Czuje sie tak, jakbym go… zdradzal.

– Mysle, ze mamy juz wiele informacji, ktore chce pan nam przekazac – powiedzial Julio. – Pan jedynie moze je potwierdzic.

– Naprawde? No dobrze… Wiedzialem o jednej dziewczynce, ktora miala czternascie lat. Wtedy Eric mial trzydziesci jeden.

– Wtedy jeszcze nie istnial Geneplan?

– Zgadza sie. Eric byl wowczas na Uniwersytecie Kalifornijskim w Los Angeles. Jeszcze nie zgromadzil fortuny, ale wszyscy podejrzewalismy, ze pewnego dnia opusci mury uczelni i szturmem podbije swiat.

– Szanujacy sie profesor nie afiszuje sie tym, ze zaciagnal do lozka czternastolatke – powiedzial Julio. – Co pan o tym sadzi?

– To sie zdarzylo w weekend – oznajmil doktor Solberg – kiedy nie bylo w miescie jego adwokata i nie mial kto zlozyc za niego kaucji. Jesli chodzi o dyskrecje w sprawie nieprzyjemnych motywow jego aresztowania, ufal tylko mnie. W pewnym sensie mialem mu to za zle. Wiedzial, ze bede czul sie moralnie zobowiazany do napietnowania takich plugawych wystepkow, a jednoczesnie nie zdradze tajemnicy, ktora stala sie moim udzialem. Liczyl nawet bardziej na to drugie, i – co na pewno mnie w panow oczach zdyskredytuje – nie zawiodl sie.

Opowiadajac Easton Solberg coraz glebiej zapadal sie w swoj fotel, jakby – zazenowany tym, co mial do przekazania – pragnal ukryc sie za gora papierzysk. Tej pamietnej sobotniej nocy przed jedenastu laty Leben zadzwonil do niego z komisariatu w Hollywood. Doktor Solberg udal sie tam niezwlocznie i zobaczyl swego kolege zmienionego nie do poznania: Eric Leben byl zdenerwowany, wystraszony, zawstydzony i zagubiony. Aresztowano go w czasie akcji na hollywoodzkie panienki urzedujace w jednym z moteli, do ktorego zabieraly zolnierzy na przepustce. Byly to glownie uzaleznione od narkotykow malolaty – uciekinierki z domow rodzicielskich. Erica przylapano z czternastolatka i oskarzono o gwalt. Zgodnie z prawem, nawet jesli nieletnia przyzna sie, ze oddawala sie za pieniadze, mezczyznie grozi wyrok.

Najpierw Leben powiedzial Solbergowi, ze dziewczyna wygladala na znacznie wiecej niz czternascie lat i nie podejrzewal, iz jest nieletnia. Pozniej jednak, zapewne rozbrojony zatroskaniem i wyrozumialoscia kolegi, nie wytrzymal i opowiedzial mu wszystko o swojej obsesji na punkcie mlodych dziewczat. Solberg wlasciwie wcale nie chcial o tym wiedziec, ale nie mogl odmowic wysluchania go. Czul, ze Eric – ktory byl zawsze trzymajacym sie na dystans samolubnym odludkiem, niezdolnym do otwarcia sie przed kimkolwiek – w tym krytycznym momencie rozpaczliwie potrzebuje kogos, komu moglby powierzyc swe intymne uczucia i leki. Tak wiec Easton Solberg sluchal, ogarniety tylez niesmakiem, co wspolczuciem.

– To nie byl tylko pociag do mlodych dziewczat – ciagnal profesor – lecz prawdziwa obsesja, straszliwie dreczaca i trudna do odparcia.

Choc mial wtedy dopiero trzydziesci jeden lat, Erica do glebi przenikal lek przed starzeniem sie i smiercia. Juz wowczas badania nad przedluzaniem zycia stanowily centrum jego prac naukowych. Ale nie zajmowal sie tym problemem jedynie w kategoriach zawodowych; prywatnie, w zyciu osobistym, podchodzil do niego bardzo emocjonalnie, nawet irracjonalnie. Przede wszystkim czul, jakby pochlanial energie zyciowa mlodych dziewczat, ktore szly z nim do lozka. Chociaz wiedzial, ze to kompletna bzdura, to jednak nie mogl sie powstrzymac przed polowaniem na malolaty. Nie byl pedofilem ani nic z tych rzeczy – bral sie tylko za takie, ktore byly chetne, a wiec przede wszystkim zbiegle z domu i oddajace sie prostytucji dziewczeta.

– Czasami – Easton Solberg kontynuowal z lekka konsternacja – lubil je troche… poszturchac. Nie maltretowal ich, co to, to nie. On je po prostu bil. Kiedy tlumaczyl mi, dlaczego to robi, odnioslem wrazenie, ze rowniez sobie wyjasnia to po raz pierwszy w zyciu. Chodzilo o to, ze nieletnie dziewczeta sa pelne szczegolnej arogancji mlodosci, arogancji zrodzonej z przekonania, ze zawsze takie pozostana. Ericowi wydawalo sie, ze jesli je zbije, to uleci z nich ta arogancja, ze naucza bac sie smierci. Ujal to mniej wiecej tak: „Okradam je z ich niewinnosci, okradam je z energii mlodzienczej niewinnosci”. Czul, ze w ten sposob odmladza sie, ze skradziona niewinnosc i skradziona mlodosc sa jego.

– Zupelnie jak wampir – wtracil zaniepokojony Julio.

– Tak! – wykrzyknal Solberg. – Dokladnie tak. Wampir psychiczny, ktory moze na zawsze zachowac mlodosc, jesli bedzie wysysal z dziewczynek ich energie. Ale jednoczesnie Eric zdawal sobie sprawe, ze to zludzenie. Wiedzial, ze nie moze w ten sposob zachowac mlodosci, ale nie widzial przeszkod, by nie dac poniesc sie takiej iluzji. Choc mial swiadomosc, ze jest umyslowo chory – sam nawet kpil z siebie, nazywajac sie degeneratem – to jednak nie potrafil uwolnic sie od tej obsesji.

– A co dalej z oskarzeniem o gwalt? – spytal Reese. – Nic mi nie wiadomo, azeby stanal przed sadem i zostal skazany. Jego kartoteka jest czysta.

– Dziewczyne przekazano wladzom dla nieletnich i umieszczono w slabo strzezonym zakladzie – wyjasnial dalej Solberg. – Wykorzystala to i uciekla. Nie miala przy sobie zadnych dokumentow, a nazwisko, ktore podala policji, okazalo sie nieprawdziwe. Nie bylo wiec zadnej mozliwosci, by ja odnalezc. A bez niej nie bylo sprawy przeciwko Ericowi. Oskarzenie uchylono.

– Czy naklanial go pan do leczenia psychiatrycznego? – spytal Julio.

– Tak, ale nie zgodzil sie. Byl szalenie inteligentnym czlowiekiem, zdolnym do introspekcji, i sam dokonal analizy swego wnetrza. Wiedzial – lub przynajmniej wydawalo mu sie, iz wie – co jest zrodlem takiego stanu jego ducha.

Julio przechylil sie w strone naukowca.

– Co to bylo, jego zdaniem?

Solberg odchrzaknal, zaczal mowic, ale urwal i pokrecil glowa, jakby chcial dac do zrozumienia, ze musi sie zastanowic. Zapewne byl zazenowany cala rozmowa i nie dawala mu spokoju mysl, ze zdradza sekrety swego kolegi (jakby niepomny jego smierci). Sterty papierow lezace na biurku nie zapewnialy mu juz nalezytej oslony, totez wstal i podszedl do okna. Ten manewr umozliwil mu odwrocenie sie plecami do swych rozmowcow, tak ze nie widzieli jego twarzy.

Konsternacja Solberga i dreczace go wyrzuty sumienia – w zwiazku z odslonieciem powierzonej mu w zaufaniu tajemnicy – mogly sie komus wydac, przesadzone, jako ze dotyczyly osoby niezyjacej, na dodatek bedacej dla naukowca niewiele wiecej niz znajomym. Julio jednak podziwial za to profesora. W czasach kiedy malo kto wierzyl w zasady moralne, kiedy bez zenady oszukiwalo sie najlepszych przyjaciol, wielu ludziom trudno byloby pojac, na czym polega dylemat Solberga. Niedzisiejsze udreki moralne, jakie przezywal, byly niezrozumiale w tym chylacym sie ku zagladzie swiecie.

– Eric powiedzial mi, ze jako dziecko cierpial z powodu seksualnego maltretowania go przez wuja – poinformowal Solberg szklana szybe. – Wuj nazywal sie Hampstead. Wykorzystywal dziecko od czwartego do dziewiatego roku zycia. Leben bal sie go okropnie, ale jednoczesnie za bardzo sie wstydzil, zeby komukolwiek o tym opowiedziec. Wstydzil sie, gdyz jego rodzina byla niezwykle religijna. Jak panowie zaraz zobacza, to wazny szczegol. A wiec rodzina Lebenow byla bardzo religijna i gorliwie chodzila do kosciola. Nazarenczycy. Obowiazywala ich surowa dyscyplina. Zadnej muzyki, zadnych tancow. To zimna, ograniczona religia, czyniaca z

Вы читаете Niesmiertelny
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату