– A jesli znajdziesz slad, dokad mogl sie udac Eric…? Nie zechcesz udac sie za nim sam?

– Przeciez ci obiecalem!

– Ale dlaczego? Chce, zebys to powtorzyl!

– Przyjade najpierw po ciebie – oznajmil Benny – zeby nic mu nie zrobic samemu. Zabierzemy sie do tego we dwoje.

Spojrzala mu w oczy i nie byla pewna, czy mowi prawde. Ale nawet jesli klamal, to nic nie mogla na to poradzic. Czas mijal i musieli sie rozstac.

– Kocham cie – powiedzial Benny.

– Kocham cie, Benny. I jesli zginiesz, nigdy ci tego nie wybacze.

Mezczyzna usmiechnal sie.

– Prawdziwa z ciebie kobieta, Rachael. Moglabys ozywic nawet glaz. Jestes dla mnie jedyna motywacja, bym powrocil caly i zdrowy. A wiec nie martw sie. Kiedy wysiade, zamknij drzwi na zamek, okay?

Znowu ja pocalowal, tym razem lekko, i wysiadl. Zamknal za soba drzwiczki i zanim odszedl, odczekal chwile, az opuszcza sie przyciski automatycznej blokady drzwi. Wtedy pomachal jej na pozegnanie.

Rachael zjechala w dol lesna droga, spogladajac we wsteczne lusterko tak dlugo, jak dlugo mogla dostrzec Bena. Kiedy znalazla sie za zakretem, mezczyzna zniknal w morzu zieleni.

Ben dojechal droga gruntowa do domku Erica i zaparkowal forda przed wejsciem. Na niebie pojawilo sie kilka duzych bialych oblokow, z ktorych jeden przyslonil slonce, kladac sie cieniem na budynku.

Trzymajac w jednej rece swoj dwunastostrzalowy karabin, a w drugiej combat magnum (Rachael wziela ze soba tylko pistolet kalibru 32), wszedl po schodkach na werande. Zastanawial sie, czy Eric obserwuje go teraz.

Wprawdzie zapewnial Rachael, ze Eric uciekl stad w inne miejsce – i bylo to prawdopodobne, nawet bardzo prawdopodobne – ale nie mial co do tego stuprocentowej pewnosci. Ten zywy trup mogl ciagle znajdowac sie w poblizu i moze teraz wlasnie patrzyl na niego ze swej lesnej kryjowki.

Crrrrr, crrrrr…

Wetknal sobie rewolwer za pas na plecach i ostroznie wszedl do domku frontowymi drzwiami. Karabin trzymal w pogotowiu. Jeszcze raz obszedl pokoje, szukajac jakiegos sladu, ktory moglby mu wskazac inna, podobna do tej samotni, kryjowke Erica.

Nie oklamywal Rachael, przeprowadzenie takich poszukiwan bylo naprawde konieczne, tyle ze nie potrzebowal na nie calej godziny. Jesli w ciagu kwadransa nie znajdzie nic w samym domu, zacznie przeczesywac trawnik. Moze tam sa jakies slady – zdeptane poszycie czy odciski butow w miekkiej glebie, mogace swiadczyc na przyklad o tym, ze Eric ukryl sie w lesie. Gdyby Ben znalazl cos takiego, kontynuowalby poszukiwania miedzy drzewami.

O tej czesci swego planu nie rozmawial z Rachael, bo inaczej nie pojechalaby sama do Vegas. Ale przeciez z nia przy boku nie moglby tropic dalej swej ofiary! Po raz pierwszy zdal sobie z tego sprawe w czasie wedrowki przez las, pod gore, w strone domku Erica. Rachael nie sprawdzala sie najlepiej w takich warunkach, nie reagowala rownie szybko jak on. Gdyby poszla z nim, musialby sie nia zajmowac, rozpraszajac w ten sposob uwage, co – jesli ten zywy nieboszczyk istotnie kryl sie gdzies w okolicy – dawaloby przewage Ericowi. Powiedzial jej wtedy, ze dziwne dzwieki, ktore uslyszeli, wydawaly na pewno zwierzeta. Moze… Ale kiedy dotarli do domu i stwierdzili, ze nikogo nie ma, Ben odtworzyl w pamieci te odglosy. Doszedl wowczas do wniosku, ze chyba zbyt pochopnie zlekcewazyl mozliwosc, iz Eric obserwuje ich spomiedzy drzew, krzakow i cieni.

Przez cala droge w dol, az do chwili kiedy z lesnego traktu wyjechala na miedzystanowa autostrade okrazajaca jezioro Arrowhead, Rachael byla wiecej niz pewna, ze za chwile jej maz wyloni sie z mrocznej kniei i niczym superman dogoni samochod i przebije piescia boczna szybe. Ale Eric nie pojawil sie.

Jadac wzdluz jeziora, bardziej martwila sie, ze spotka policje lub agentow federalnych niz jego. Kazdy zblizajacy sie z przeciwka samochod wygladal dla niej jak radiowoz.

Las Vegas zdawalo sie odlegle o tysiace kilometrow.

Czula sie tez tak, jakby porzucila Bena, pozostawiajac go samemu sobie.

Kiedy prosto po spotkaniu z Stonem Peake i Sharp przybyli na lotnisko w Palm Springs, dowiedzieli sie, ze ich smiglowiec „Jet Ranger” firmy Bell ma klopoty z silnikiem. Wicedyrektor, ktory wczesniej tlamsil w sobie gniew z obawy przed Stonem, teraz malo nie urwal glowy pilotowi, jakby biedak nie tylko latal, ale rowniez odpowiadal za konstrukcje i konserwacje maszyny.

Peake mrugnal porozumiewawczo do pilota za plecami Sharpa.

Nie istniala mozliwosc wynajecia innego smiglowca, a obydwie maszyny nalezace do biura szeryfa okregowego byly akurat w akcji, co utrudnialo szybkie ich przejecie. Sharp musial wiec niechetnie przyznac, iz nie pozostaje nic innego, jak pojechac nad Arrowhead samochodem. Niezwlocznie wydobyl z bagaznika „koguta” i zamontowal go na dachu rzadowego sedana za pomoca specjalnej klamry i sruby. Potem wlaczyl syrene i w ten sposob oczyscil z pojazdow droge przed soba. Podazyli autostrada numer sto jedenascie w kierunku polnocnym, potem doslownie przelecieli dziesiata miedzystanowa w strone zjazdu na Redland. Prawie przez caly czas pedzili z predkoscia blisko stu piecdziesieciu kilometrow na godzine; silnik ciemnozielonego chevroleta ryczal jak bawol, a nadwozie tanczylo shimmy. Siedzacy za kierownica Jerry Peake martwil sie, co bedzie, jak zlapia gume. Przy tej predkosci mieli niewielkie szanse na przezycie. Sharp jednak zdawal sie tym nie przejmowac, skarzyl sie natomiast na brak klimatyzacji i cieple powietrze dmuchajace mu prosto w twarz przez otwarte okna. Zupelnie jakby – przekonany o waznosci swej misji – nie potrafil sobie wyobrazic, ze moze zginac w samochodzie, koziolkujacym na autostradzie z powodu zlapania gumy. Zdawal sie wierzyc, ze jest ksieciem, ktoremu musi byc zapewniony wszelki komfort, niezaleznie od warunkow zewnetrznych. Potem Peake zdal sobie sprawe, ze Sharp chyba naprawde tak myslal.

Jechali wlasnie droga numer trzysta trzydziesci przez gory San Bernardino i od Running Springs dzielilo ich kilka kilometrow. Liczne zakrety zmusily kierowce do zachowania bezpiecznej predkosci. Sharp nie odzywal sie i siedzial pograzony w myslach, wlasciwie przez caly czas od chwili, gdy zjechali z miedzystanowej „dziesiatki” na Redland. Minal mu gniew i teraz chlodno kalkulowal, planowal przyszle dzialania. Peake mial wrazenie, ze slyszy zgrzytanie kol zebatych makiawelicznego mechanizmu, jakim byl umysl Ansona Sharpa.

Wreszcie, gdy snopy swiatla slonecznego i cienie drzew zaczely na przemian padac na przednia szybe i wypelniac wnetrze pojazdu migotliwa, upiorna mozaika, Sharp odezwal sie:

– Peake, zapewne zastanawiales sie, dlaczego tylko we dwoch jedziemy w to miejsce, dlaczego nie zawiadomilem policji ani nie sciagnalem posilkow z Waszyngtonu.

– Tak, zastanawialem sie – odrzekl Peake.

Sharp patrzyl na niego przez chwile.

– Jerry, czy jestes ambitny?

Uwaga Jerry! Miej sie na bacznosci! – pomyslal Peake, uslyszawszy, ze Sharp zwrocil sie do niego po imieniu. Ten czlowiek unikal zazylosci w kontaktach z podwladnymi.

– No coz – odparl – chce dobrze wykonywac swoja robote, byc porzadnym agentem, jesli o to panu chodzi…

– Mam na mysli cos wiecej. Czy marzysz o awansie, wiekszej wladzy, szansie na samodzielne prowadzenie dochodzen?

Peake obawial sie, ze Sharp moze byc niechetny zbyt ambitnym planom mlodych agentow, totez nic nie wspomnial o swoim najwiekszym marzeniu – by stac sie legenda.

Powiedzial za to obludnie:

– No coz, zawsze niesmialo marzylem, zeby zapracowac sobie na stanowisko asystenta szefa biura stanowego w Kalifornii. Mialbym wtedy swoj wklad w prowadzenie operacji. Ale najpierw musze sie jeszcze duzo nauczyc.

– Czy to wszystko? – spytal Sharp. – Uderzyla mnie w tobie bystrosc i latwosc uczenia sie, mlody czlowieku. Myslalem, ze mierzysz wyzej.

– Dziekuje panu za uznanie, ale w agencji jest wielu bystrych i latwo uczacych sie ludzi w moim wieku i bede zadowolony, jesli w tym towarzystwie uda mi sie zostac asystentem szefa biura okregowego.

Sharp milczal przez chwile, ale Peake wiedzial, ze rozmowa jeszcze sie nie skonczyla. Musieli zwolnic, aby wejsc w ostry zakret w prawo, na ktorym akurat szop przebiegal przez jezdnie. Peake wcisnal hamulec i zwolnil jeszcze bardziej, pozwalajac zwierzeciu bezpiecznie zejsc na pobocze. Wreszcie Sharp odezwal sie ponownie:

Вы читаете Niesmiertelny
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату