– Jerry, obserwuje cie uwaznie i musze przyznac, ze podobasz mi sie. Masz cechy, ktore pozwola ci zajsc daleko. Jesli pragniesz dostac sie do Waszyngtonu, to jestem przekonany, ze sprawdzilbys sie na wielu stanowiskach w kwaterze glownej DSA.
Jerry Peake przestraszyl sie nagle. Pochlebstwa Sharpa byly przesadzone, a niedwuznaczna oferta protekcji – zbyt wspanialomyslna. Wicedyrektor DSA wyraznie chcial cos od niego i w zamian oferowal swoj towar, chyba jednak zbyt drogi, by Peake zgodzil sie zaplacic taka cene. Ale jesli odmowilby ubicia interesu, ktory proponowal Sharp, uczynilby sobie z niego wroga na cale zycie.
– Nie wszyscy o tym wiedza – ciagnal wicedyrektor – i prosze cie, Jerry, zebys zachowal te informacje dla siebie, ale w ciagu najblizszych dwoch lat dyrektor odejdzie na emeryture, rekomendujac mnie na swoje miejsce, na fotel szefa agencji.
Peake wierzyl, ze Sharp mowi prawde, ale jednoczesnie mial dziwne przeczucie, ze Jarrod McClain, dyrektor DSA, zdziwilby sie, slyszac, ze ma odejsc.
Sharp kontynuowal:
– Gdy tak sie stanie, bede musial pozbyc sie ludzi, ktorych Jarrod poustawial na wysokich stanowiskach. Nie znaczy to, ze nie mam szacunku dla dyrektora, ale on reprezentuje stara szkole, a mianowani przez niego faceci to glownie urzednicy, nie zas agenci. Bede zatem potrzebowal mlodych, agresywnych ludzi, takich jak ty.
– Nie wiem, co mam powiedziec, prosze pana – odrzekl Jerry, co bylo tylez prawda, co wykretem.
Peake uwaznie obserwowal droge, Sharp zas Peake’a.
– Ludzie, ktorych zamierzam skupic wokol siebie, musza byc mi absolutnie oddani i przekonani o slusznosci mojej wizji agencji. Musza byc gotowi do podejmowania ryzykownych decyzji, do poswiecen, do czynienia wszystkiego, co jest niezbedne, by DSA mogla sie rozwijac dla dobra naszego kraju. Niekiedy – rzadko, ale nieuchronnie – znajda sie w sytuacjach, kiedy trzeba bedzie troche nagiac przepisy albo nawet je naruszyc, wszystko jednak dla dobra naszego kraju i agencji. Gdy przyjdzie wam stawic czolo tej zgniliznie, z ktora walczymy – terrorystom, sowieckim agentom, nie mozecie trzymac sie scisle litery prawa, chyba ze nie zalezy wam na wygranej. Ale nasz rzad utworzyl te agencje po to, by wygrywala, Jerry. Jestes mlody, lecz wierze, ze pracujesz juz dosc dlugo, zeby wiedziec, o czym mowie. Zaloze sie, ze juz nieraz sam nagiales prawo.
– Hmm… no, moze troche – powiedzial ostroznie Peake i zaczal sie pocic pod kolnierzykiem swej bialej koszuli.
Mineli wlasnie tabliczke z napisem: LAKE ARROWHEAD – 16 KILOMETROW.
– W porzadku, Jerry, bede z toba szczery. Mam nadzieje, ze jestes odpowiedzialnym czlowiekiem i mozna na tobie polegac. A wiec nie wzialem ze soba posilkow z Waszyngtonu, poniewaz wlasnie stamtad otrzymalem dyspozycje, ze pani Leben i Benjamin Shadway musza zniknac. Dlatego my, ktorzy mamy wykonac zadanie, powinnismy utrzymac cala sprawe w tajemnicy, w mozliwie najmniejszym kregu osob.
– Zadanie?
– Nalezy ich zlikwidowac, Jerry. Jesli znajdziemy ich w tym domku razem z Erikiem Lebenem, to trzeba sie starac, by jego pojmac zywcem, jako material laboratoryjny, co zas sie tyczy Shadwaya i tej kobiety… musimy ich z premedytacja usunac. Liczna asysta policji utrudnilaby to, o ile w ogole nie uniemozliwila. Musielibysmy odlozyc egzekucje do czasu, kiedy Shadway i pani Leben byliby tylko w naszych rekach, a potem upozorowac probe ucieczki czy cos takiego. Obecnosc naszych ludzi zwiekszylaby tylko niebezpieczenstwo, ze cala sprawa dostanie sie do gazet i telewizji. W pewnym stopniu to wielkie szczescie, ze ty i ja bedziemy mieli szanse przeprowadzic te operacje we dwoch, bo damy sobie rade, zanim wlacza sie w to policja i srodki przekazu.
Egzekucja? Agencja nie ma prawa likwidowac cywilow. To szalenstwo! Peake jednak spytal spokojnie:
– Dlaczego mamy zlikwidowac Shadwaya i pania Leben?
– Przykro mi, ale to scisle tajne, Jerry.
– A wiec list gonczy, w ktorym mowi sie o szpiegostwie i zamordowaniu policjantow w Palm Springs jest tylko… przykrywka, tak? Szyldem, ktory ma nam zapewnic pomoc lokalnych komisariatow?
– Tak – potwierdzil Sharp. – Jest jeszcze duzo rzeczy w tej sprawie, o ktorych nie wiesz, Jerry, informacji trzymanych w scislej tajemnicy. Nie moge sie nimi z toba podzielic, mimo iz prosze cie o wspoludzial w czyms, co moze ci sie wydac dzialaniem amoralnym lub nawet przestepstwem. Ale jako wicedyrektor agencji zapewniam cie, ze Shadway i pani Leben stanowia dla naszego kraju wielkie zagrozenie, tak wielkie, iz nie mozemy dopuscic, zeby dostali sie do srodkow przekazu czy nawet do lokalnych wladz.
Gowno, pomyslal Peake, ale nic nie powiedzial, tylko jechal przed siebie pod baldachimem rozlozystych konarow, pokrytych listowiem we wszystkich odcieniach zieleni.
– Nie ja sam podjalem decyzje o ich zlikwidowaniu, Jerry – wyjasnial Sharp. – Ona nadeszla z Waszyngtonu. Ale nie od Jarroda McClaina. Od kogos duzo bardziej waznego, Jerry. Duzo bardziej. Najbardziej.
Gowno, znow pomyslal Peake. Czy naprawde sadzisz, ze uwierze, iz prezydent rozkazal zamordowac z zimna krwia dwoje bezbronnych cywilow, ktorzy zapewne przez przypadek wplatali sie w jakas akcje?
Potem uzmyslowil sobie, ze gdyby nie wiedza, ktora nie tak dawno temu zdobyl o swym szefie w szpitalu w Palm Springs, bylby wciaz na tyle naiwny, by uwierzyc w jego slowa. Nowy, oswiecony Jerry Peake – swiadek okrucienstwa Sharpa wobec Sarah Kiel i jego reakcji na postawe Stone’a – nie byl juz tak latwowierny jak stary Jerry Peake. Ale Sharp nic o tym nie wiedzial.
– Ta decyzja pochodzi od najwyzszej wladzy w panstwie, Jerry.
Peake domyslil sie, ze Anson Sharp ma wlasne powody, by pragnac smierci Shadwaya i Rachael Leben, i ze Waszyngton nic nie wie o jego planach. Wprawdzie nie mial na to zadnych dowodow, ale nie mial tez zadnych watpliwosci. Bylo to bardzo silne przeczucie, a legendarni agenci lub ci, ktorzy mieli sie nimi stac, powinni ufac swym przeczuciom.
– Oni oboje sa niebezpieczni, oboje sa uzbrojeni, zapewniam cie, Jerry. Choc nie sa winni przestepstw, o jakie sie ich oskarza w liscie gonczym, sa winni innych zbrodni, o ktorych nie moge ci powiedziec, bo nie jestes jeszcze dopuszczony do tak poufnych informacji. Niech wystarczy ci przekonanie, ze na pewno nie zastrzelimy pary uczciwych obywateli.
Peake zdumial sie, jak niebywale wzrosla jego zdolnosc wykrywania kitu. Jeszcze wczoraj, kiedy lekal sie kazdego wyzszego ranga agenta, nie poczulby smrodu w najczystszej postaci, ktory wydobywal sie z gladkich zdan Sharpa, ale teraz wprost dusil go ten odor.
– Prosze pana – odezwal sie – a co bedzie, jak oni zloza bron i poddadza sie? Czy wtedy tez zlikwidujemy ich… z premedytacja?
– Tak.
– Jestesmy lawa przysieglych, sedzia i katem zarazem?
W glosie Sharpa pojawila sie nuta zniecierpliwienia:
– Jerry, cholera jasna, czy ty sadzisz, ze ja to lubie? Kiedy bylem w Wietnamie i zabijalem, bo moja ojczyzna mowila mi, ze to konieczne, zeby wygrac wojne, wtedy tez nie lubilem tego, chociaz bez zadnych watpliwosci chodzilo o wroga. Nie mysl wiec, iz skacze z radosci, bo musimy zlikwidowac dwoje ludzi, ktorzy w gruncie rzeczy piekielnie mniej na to zasluguja, niz zaslugiwali Wietnamczycy. Z drugiej jednak strony dopuszczono mnie do scisle tajnych informacji, z ktorych wiem, ze Shadway i pani Leben stanowia wielkie zagrozenie dla naszego kraju. Mam rozkaz ich zlikwidowania od najwyzszej wladzy. Jesli chcesz znac prawde, to fakt ten nie daje mi spokoju. Nikt nie lubi sytuacji, w ktorych musi przyznac, ze jedynym wyjsciem jest czyn amoralny, ze ludzkie uczynki sa nie tylko czarne i biale, ale przede wszystkim – w roznych odcieniach szarosci. Nie lubie tego, ale znam swoje obowiazki.
Lubisz, lubisz… Juz ja to wiem, pomyslal Peake. Tak bardzo to lubisz, ze na sama mysl o mozliwosci zastrzelenia tych ludzi z podniecenia zlalbys sie w spodnie.
– Jerry? Czy ty tez znasz swoje obowiazki? Czy moge na ciebie liczyc?
W salonie kolo okna, po drugiej stronie fotela, Ben znalazl cos, czego przedtem nie zauwazyl ani on, ani Rachael: lornetke. Przylozyl ja do oczu, wyjrzal przez okno i zobaczyl wyraznie wylaniajaca sie zza zakretu piaszczysta droge, ktora skradali sie w strone domu. Czy to Eric siedzial w tym fotelu i obserwowal ich nadejscie?
W ciagu niecalych pietnastu minut Ben zakonczyl przeszukiwanie salonu i trzech sypialn. Wygladajac przez okno ostatniego z pomieszczen, zauwazyl, ze krzewy okalajace trawnik sa w jednym miejscu polamane. Bylo to miejsce najbardziej oddalone od tego, w ktorym Ben i Rachael wyszli z lasu, kierujac sie w strone domu. Mezczyzna zaczal podejrzewac, ze krzaki stratowal uciekajacy przed nimi Eric i ze odglosy, ktore slyszeli w zaroslach, byly takze jego dzielem.