zycia pieklo. Oczywiscie, z powodu tego, co robil z wujem, Eric czul sie grzesznikiem. Niewazne, ze wuj zmuszal go do tego – grzech to grzech, i Eric bal sie o tym powiedziec rodzicom.
– To czesty przypadek, kiedy dziecko obwinia sie za zbrodnie doroslych – powiedzial Julio. – Wystepuje rowniez w rodzinach, ktore nie sa religijne.
– Terror ze strony wuja Barry’ego, gdyz tak mial na imie, nasilal sie z miesiaca na miesiac, z tygodnia na tydzien – ciagnal Solberg – i wreszcie Eric pchnal go smiertelnie nozem. Mial wtedy dziewiec lat.
– Dziewiec?! – wykrzyknal Reese. – Wielkie nieba!
– Hampstead spal na kanapie – kontynuowal Solberg – a wtedy Eric zabil go nozem rzezniczym.
Julio zastanawial sie, jak taki uraz mogl sie odbic na psychice dziewiecioletniego chlopca, i tak juz zachwianej na skutek regularnego maltretowania go. Oczyma wyobrazni policjant ujrzal noz zacisniety w piastce malca, wznoszony i opuszczany, krew splywajaca po lsniacym ostrzu i oczy dziecka zamarle w przestrachu nad czynem jego reki, napelnione odraza, lecz zarazem osmielajace, by dokonczyc dziela.
Julio wzdrygnal sie.
– Chociaz wtedy wszyscy dowiedzieli sie prawdy o wuju – ciagnal Solberg – to jednak rodzice Erica, wbrew zdrowemu rozsadkowi, uznali go za morderce i lubieznika. W zwiazku z tym rozpoczeli goraczkowe i psychicznie wyniszczajace chlopca dzialania w celu zbawienia jego duszy, uchronienia jej przed mekami piekielnymi. Dzien i noc modlili sie za niego, narzucili mu surowa dyscypline, kazali po wielekroc czytac na glos ustepy z Biblii, az zaczynal chrypiec, a potem glos slabl mu i przechodzil w szept. Wreszcie opuscil mroczny i pelen nienawisci dom rodzinny. Dzieki dorywczej pracy i roznym stypendiom udalo mu sie ukonczyc college, studia, zdobyc mnostwo dyplomow i zostac cenionym naukowcem. Ale nawet wtedy bal sie, ze istnieje pieklo, do ktorego zejdzie jego potepiona dusza. Moze nie tylko bal sie, ale i wierzyl, ze to nastapi.
Nagle Julio zrozumial, o co w tym wszystkim chodzilo, i po grzbiecie przeszedl mu dreszcz, zimny jak jeszcze nigdy dotad. Spojrzal na swego partnera i dostrzegl na jego twarzy odbicie wlasnego przerazenia.
Solberg wciaz patrzyl przez okno na pokryte zielenia miasteczko uniwersyteckie. Wprawdzie oswietlaly je jeszcze promienie slonca, ale robilo sie tam jakby ciemniej.
– Wiedzieli juz panowie o glebokiej, nieuleczalnej obsesji Erica na punkcie dlugowiecznosci, niesmiertelnosci, ktora pragnal osiagnac poprzez inzynierie genetyczna – kontynuowal. – Ale teraz zrozumieliscie, dlaczego tak bardzo zalezalo mu na tym, by jego nierealistyczne – lub jak powiedzieliby inni: irracjonalne i fantastyczne – plany sie spelnily. Mimo bowiem calego scislego wyksztalcenia, mimo zdolnosci do logicznego myslenia, pod jednym wzgledem zachowywal sie nieracjonalnie: z calego serca wierzyl, ze po smierci jego dusza powedruje do piekla nie tylko dlatego, ze grzeszyl z wujem, ale przede wszystkim dlatego, ze go zabil. Byl przeciez lubieznikiem i morderca zarazem. Powiedzial mi kiedys, ze boi sie ponownego spotkania z wujem… w piekle, ze niesmiertelnosc oznaczac bedzie dla niego ostateczne uwolnienie sie od zboczonego Barry’ego Hampsteada.
– Boze drogi – westchnal Julio i mimowolnie przezegnal sie, choc od dziecinstwa nie robil tego poza murami kosciola.
Profesor odwrocil sie wreszcie od okna, spojrzal na detektywow i powiedzial:
– Tak wiec niesmiertelnosc na ziemi nie byla dla Erica Lebena celem zrodzonym wylacznie z milosci do zycia, lecz glownie z ogromnego strachu przed pieklem. Mysle, ze dostrzegaja panowie, iz z takim bagazem doswiadczen nie mogl byc w pelni zdrowym psychicznie czlowiekiem.
– Bez watpienia – odrzekl Julio.
– Ciagnelo go do mlodych dziewczat, ciagnelo, by wydluzyc czas ludzkiego zycia, ciagnelo, by przechytrzyc diabla – powiedzial Solberg. – Z roku na rok bylo z nim coraz gorzej. Zazylosc miedzy nami skonczyla sie wkrotce po tym, jak Eric wywnetrzyl sie przede mna. Prawdopodobnie zalowal pozniej tej chwili slabosci. Podejrzewam, ze nawet zonie nie powiedzial o wuju Barrym i wlasnym dziecinstwie, w kilka lat pozniej bowiem ozenil sie. Mysle, ze tylko ja wiedzialem o wszystkim. Ale pomimo rosnacego miedzy nami dystansu rozmawialismy na tyle czesto, bym mogl obserwowac, jak – w miare starzenia sie Erica – rosnie jego strach przed smiercia i potepieniem. Po przekroczeniu czterdziestki byl juz zdrowo stukniety. Bardzo zaluje, ze zginal wczoraj w wypadku; nalezal do blyskotliwych umyslow i mogl jeszcze tak wiele wniesc do naukowego dorobku ludzkosci. Z drugiej jednak strony nie mial szczesliwego zycia, jego smierc zas stanowi szczescie w nieszczesciu…
– Tak? – zainteresowal sie Julio.
Solberg westchnal i przeciagnal dlonia po owalnej twarzy, ktora nabrala wyrazu zmeczenia.
– Zawsze martwilem sie, co Eric zrobi, kiedy osiagnie juz przelom w swych badaniach nad przedluzeniem zycia. Balem sie, ze bedzie na tyle glupi, ze zechce eksperymentowac na sobie, gdy tylko uzyska mozliwosc manipulowania materialem genetycznym. Wprawdzie byl swiadom straszliwego ryzyka zwiazanego z grzebaniem we wlasnym kodzie genetycznym, ale w porownaniu z oblednym strachem przed smiercia i pieklem ryzyko to wydawalo sie zapewne nieporownywalnie mniejsze. Bog jeden wie, co by sie moglo z nim stac, gdyby uzyl siebie jako krolika doswiadczalnego.
Co by pan powiedzial, profesorze, gdybym oznajmil, ze cialo Erica Lebena zniknelo minionej nocy z kostnicy miejskiej? – pomyslal Julio.
25
Benny i Rachael nie tracili czasu na porzadkowanie kserokopii akt „Wildcard”, lecz zebrali z podlogi w salonie wszystkie luzno lezace kartki i wepchneli je do plastykowego worka na smieci, ktory Shadway przyniosl z kuchni. Nastepnie mezczyzna sciagnal brzegi worka tasiemka i dodatkowo zabezpieczyl je powleczonym plastykowa oslona kawalkiem drutu. Tak zapakowane akta umiescil w mercedesie, kolo fotela kierowcy.
Zjechali do bramy, za ktora zaparkowali forda. Mieli nadzieje, ze jeden z kluczykow zalaczonych do breloczka, ktory wyciagneli ze stacyjki w mercedesie, bedzie pasowal do klodki. I tak rzeczywiscie bylo.
Benny wjechal fordem na teren posiadlosci, a Rachael wyprowadzila mercedesa za brame.
Nastepnie Ben, niosac zdjete z mercedesa tablice rejestracyjne, srubokret i srubki, udal sie pieszo w strone trzech pojazdow zaparkowanych na poboczu lesnej drogi, kolo alejki prowadzacej do sasiedniej posiadlosci. Rachael czekala niespokojna w czarnym 560 SEL, rozgladajac sie wokol nerwowo i sciskajac w garsci pistolet. Wkrotce Benny wrocil ze zdjetymi z dodge’a chargera tablicami i przykrecil je do samochodu Rachael.
Potem usiadl kolo niej w fotelu i powiedzial:
– Gdy juz bedziesz w Vegas, musisz znalezc w ksiazce telefonicznej numer niejakiego Whitneya Gavisa.
– Kim on jest?
– Moim starym przyjacielem. Teraz pracuje dla mnie. Doglada tego sypiacego sie motelu, ktorego nazwa brzmi: „The Golden Sand Inn”. To wlasnie Gavis znalazl go dla mnie i zwrocil moja uwage na mozliwosci, jakie moga sie otworzyc po oddaniu go do uzytku. On ma klucze. Wpusci cie. Powiedz mu, ze chcesz zostac w pokoju sluzbowym i ze ja dojade do ciebie w nocy. Mozesz mu zreszta powiedziec, ile uznasz za stosowne – on potrafi trzymac jezyk za zebami. Ale jesli mamy go w to wciagnac, to lepiej, zeby wiedzial, z czym ma do czynienia.
– A co bedzie, jesli slyszal o nas przez radio lub w telewizji?
– To bez znaczenia. On nie uwierzy, ze jestesmy mordercami czy sowieckimi agentami. Ma szczegolny dar wykrywania, ze ktos chce mu wcisnac kit, oraz najwieksze na swiecie poczucie lojalnosci. Mozesz zaufac Whitowi.
– Skoro tak twierdzisz.
– Za biurem znajduje sie garaz na dwa samochody. Nie zapomnij wstawic mercedesa do srodka, tak zeby nikt go nie widzial, gdy tylko przyjedziesz do motelu.
– To mi sie nie podoba.
– Ja tez nie szaleje za tym planem – powiedzial Benny – ale nie wymyslilismy lepszego.
Przechylil sie w jej strone, dotknal dlonia jej policzka i pocalowal w usta. Pocalunek byl slodki, a kiedy sie skonczyl, Rachael rzekla:
– Mam nadzieje, ze opuscisz Arrowhead, gdy tylko przeszukasz dom. Niezaleznie od tego, czy znajdziesz jakas wskazowke na temat miejsca pobytu Erica, czy nie.
– Tak. Musze sie stad zmyc, zanim pojawia sie gliny.